Połykanie konkurentów

Dlaczego fuzje

Z czego wynika fuzjomania, która w Europie trwa już od kilku lat, a teraz dotarła także do Polski? Konsolidację wymusza stopniowe otwieranie się polskiej gospodarki na zagraniczną konkurencję. Dla zagranicznego giganta przejęcie większej firmy będzie trudniejsze niż małej. Fuzja firm może stanowić skuteczną obronę przed przejęciem przez niepożądanego partnera albo pomóc w wytargowaniu wyższej ceny za pakiet akcji przejmowanej firmy. Na świecie fuzjomanię stymulują też wysokie obroty na giełdach i spadek wartości dolara. Jednak w przeciwieństwie do manii fuzji i przejęć, która opętała świat w latach 80., obecna moda na łączenie firm nie wynika z chęci uzyskania błyskawicznych zysków. Tym razem chodzi o korzyści długoterminowe i pozycję na rynku.

Fuzje i przejęcia są najszybszym i najtańszym sposobem zapewnienia sobie przez największe współczesne firmy dominującej pozycji na przyszłość. Szczególne znaczenie ma to w branży high-tech, gdzie przejęcie firmy oznacza nie tylko pozyskanie nowoczesnej technologii, ale także wysoko wykwalifikowanych pracowników. Firmy komputerowe zabezpieczają się przed podkupieniem swoich pracowników przez konkurencję. "A dobrych pracowników na polskim rynku informatycznym jest wciąż za mało" - uważa Rafał Chwast, wiceprezes firmy ComArch, wybierającej się na warszawską giełdę. "Zatem fuzja z konkurentem jest w tej branży bardzo ważnym sposobem pozyskiwania wartościowych ludzi" - konkluduje.

W światowej gospodarce zapanowały idealne warunki dla fuzji. Dzięki redukcji kosztów wiele firm dysponuje sporą gotówką. Jeśli potrzeba więcej pieniędzy, można je pożyczyć w bankach, co dzięki stosunkowo niskim stopom procentowym nie sprawia wielkich problemów. Rosnące ceny akcji to z kolei argument na rzecz wykorzystania ich w rozliczeniach. Ponad jedna trzecia fuzji przynajmniej częściowo "opłacana" jest akcjami. Transakcje wyłącznie gotówkowe ograniczają się głównie do wrogich przejęć. Akcje na przejęcie Polskiego Banku Rozwoju wyemitował np. BRE. Papiery Polifarbu Cieszyn otrzymali udziałowcy przejmowanej firmy z Wrocławia, a udziałowcy zakładów mięsnych w Kole mogą liczyć na objęcie nowej emisji Sokołowa, który włączył spółkę z Koła do swojej grupy kapitałowej.

Plany połączenia przedsiębiorstw wywołują zwykle entuzjazm wśród inwestorów giełdowych. Kiedy w połowie grudnia 1996 r. zarządy obu Polifarbów poinformowały o zamiarze połączenia się, giełda zareagowała maksymalnym (10-procentowym) wzrostem kursów obu firm. Pogłoski o możliwym połączeniu Banku Przemysłowo-Handlowego z Bankiem Śląskim (główny akcjonariusz tego ostatniego, holenderski ING Barings, miałby kupić od Skarbu Państwa pakiet akcji krakowskiego banku) spowodowały, że cena BPH skoczyła z nieco poniżej 200 zł do rekordowego poziomu 314 zł. Cena akcji PBR, o który walczyło aż trzech konkurentów, w ciągu sześciu miesięcy zdrożała dwukrotnie. Kiedy w czerwcu Heineken kupił prawie 10% Brewpole, aby połączyć ją z Żywcem, inwestorzy "rzucili się" do kupowania akcji Żywca. W ciągu dwóch tygodni kurs piwnej spółki wzrósł z 340 zł do 440 zł.

Są przeszkody

Tym, co może storpedować wiele fuzji, są ambicje dyrektorów i akcjonariuszy. W ciągu ostatnich kilku lat Ira Stepanian, prezes Bank of Boston, odrzucił wiele wstępnych propozycji ze strony innych banków, które nie gwarantowały mu odpowiedniej pozycji. Wreszcie miarka się przebrała i rada nadzorcza, zaniepokojona wyraźnymi niepowodzeniami firmy, zmusiła go do odejścia. Zdaniem analityków obecnie sprzedaż Bank of Boston to jedynie kwestia czasu.

Także polskim fuzjom towarzyszy wiele konfliktów. Połączenie Banku Inicjatyw Gospodarczych z Bankiem Gdańskim przez wiele miesięcy opóźniali dwaj drobni akcjonariusze tego ostatniego, którzy w sądzie domagali się zmiany warunków, twierdząc, że jest ono niekorzystne dla udziałowców Banku Gdańskiego. W bólach rodziła się fuzja cieszyńskiego i wrocławskiego Polifarbu. Pierwotnie udziałowcy obu Polifarbów mieli mieć po 50% akcji połączonej spółki. Następnie fundusz powierniczy Pioneer wywalczył wariant nieco korzystniejszy dla akcjonariuszy Polifarbu z Cieszyna. Na to z kolei nie zgodził się Skarb Państwa, mający 15% udziałów w firmie z Wrocławia. Ostatecznie jednak ministerstwo ustąpiło i dziś w tabeli kursów giełdowych widnieje już Polifarb Cieszyn-Wrocław.

Dochodzi jeszcze opór pracowników, którzy spodziewają się nowych porządków w swoim zakładzie pracy i boją się redukcji zatrudnienia. Fuzja łączy się ze sporym ryzykiem także z tego powodu, że nie zawsze kupujący zna kondycję finansową przejmowanego zakładu. Błąd popełnił np. Sokołów, który w ubiegłym roku za 3,9 mln zł kupił prawie połowę udziałów w zakładach mięsnych Tormięs, zapowiadając, że nabędzie także pozostałe. Tymczasem w tym roku okazało się, że kondycja zakładów jest fatalna i zamiast restrukturyzować należy je zamknąć.

Niejeden kupujący z nadzieją czeka na pierwsze korzyści wynikające z fuzji. Problem w tym, że niekiedy przychodzą one po latach, a wydatki na restrukturyzację trzeba ponieść natychmiast. Kredyt Bank wraz z notującym wysokie zyski PBI musiał też kupić od NBP bardzo zadłużony Prosper Bank. Dobił targu za 205 mln zł i zobowiązał się zainwestować w przejmowane banki prawie 145 mln zł oraz pokryć 160 mln zł strat Prosper Banku. Będzie też musiał wydać sporo pieniędzy na ujednolicenie struktur banków tworzących grupę. "Proces wydobywania Prosper Banku z tarapatów finansowych będzie rozłożony na 7-10 lat, nie położy się więc cieniem na wynikach grupy bankowej" - uspokaja Marcin Olkowicz, rzecznik Kredyt Banku PBI.

<hr size=1 noshade>Maciej Samcik jest dziennikarzem Gazety Wyborczej.


TOP 200