Polityka celna czy improwizacja?

O co ten krzyk?

O co ten krzyk?

Gdyby przeprowadzono statystykę tematów rozmów podczas niedawno zakończonych poznańskich targów "Infosystem '92 , niewątpliwie na jednym z pierwszych miejsc znalazłoby się zagadnienie polityki celnej wobec szeroko rozumianej branży informatycznej. Słowo "polityki" jest w tym przypadku użyte na wyrost. Jak wynika bowiem z powszechnych narzekań, dotychczas mieliśmy raczej do czynienia z kompletnym brakiem jakiejkolwiek spójnej i czemukolwiek podporządkowanej koncepcji w tej materii. Sytuacja uległa zmianie 1 marca w chwili zniesienia ceł na komputery, których udokumentowanym krajem pochodzenia (nie mylić z krajem wytwarzania większości podzespołów) są państwa EWG. Równocześnie - i tu tkwi główny problem - utrzymano wysokie stawki celne (15 - 20 %) na komputery i ich części, pochodzące spoza starego kontynentu.

Spróbujmy na początku określić - choćby w przybliżeniu - skalę problemu. Jak wynika z badań GUS w ubiegłym roku wartość importu sprzętu komputerowego ( wraz z podzespołami) przez tzw. sektor prywatny, który odgrywa tu rolę dominującą, wynosiła 3.755 mld. zł. Z tego z krajów EWG sprowadzono produkty wartości 2.078 mld.zł, a z pozostałych części świata - wartości 1.676 mld zł.

Trudno oczywiście przesądzić dziś jak ta struktura wyglądać będzie za rok; w jakim stopniu na zapewne wyższy udział importu z krajów europejskich wpłyną działania pozorne,polegające na szukaniu europejskich pośredników, zdolnych uzyskać EWG- owski certyfikat dla w istocie wschodnioazjatyckich produktów.

W polskich firmach komputerowych dają o sobie obecnie znać dwie tendencje. Pewna grupa jest zdania, że dobry biznesmen to taki, który potrafi najmniejszym kosztem , często na skutek wspomnianych działań pozornych, dostosować się do istniejącej sytuacji. Jest o co się bić. W całej bowiem Europie Zachodniej na wspomniane wschodnioazjatyckie produkty (w tym - co najważniejsze - podzespoły) obowiązuje cło nie przekraczające 3 - 5 %.

Przedsiębiorczy gentelmen, zamieszkały na zachód od Odry, szybko dostrzeże jak dalece może stać się konkurencyjny dla każdej polskiej firmy, poprzez np. zwykły montaż i - co tu gadać - dobre układy z biurokratami Zysk wynikający li tylko z różnicy stawek celnych jest tak duży, że można go spokojnie podzielić z finalnym polskim dostawcą. W końcu kogo to w naszym bogatym kraju obchodzi, że dzięki tak skonstruowanej polityce celnej stworzymy dodatkowe miejsca pracy na Zachodzie. Przemysł komputerowy przeżywa tam przecież znacznie głębszy kryzys niż u nas, ze względu choćby na jego skalę i znaczenie w gospodarce.

Te niezbyt liczne w Polsce firmy, które dotychczas usiłowały stosować taktykę added value i stały się namiastką przemysłu komputerowego (głównie montownie), przeniosą produkcyjną działalność na Zachód, bądź po prostu "zwiną żagle".

Tak oto zamiast ściągać zachodni kapitał do Polski, zasilamy tym, który nam jeszcze pozostał, ubogich krewnych z zachodu.

Powyższą argumentacją (słuszną jak się wydaje, choć podawaną w mniej ironicznej formie) druga grupa firm komputerowych usiłuje przekonać głównych decydentów.

Wiele wskazuje jednak na to, że będzie to głos wołającego na pustyni, który zamieni się niebawem w łabędzi śpiew. Główny Urząd Ceł przyjął postawę biernego wykonawcy aktów prawnych, bez jakichkolwiek prób wpływania na ich kształt, nie mówiąc już o makroekonomicznej analizie skutków decyzji podejmowanych w tzw. polityce celnej. Ministerstwo Finansów, przytłoczone budżetową czarną dziurą, każde niemal posunięcie podporządkowuje potrzebie jej natychmiastowego zasypania, nie bacząc nam bardziej dalekosiężne skutki.

Nikt przy tym nie oblicza o jakie w istocie wpływy toczy się gra i jaką korzyść da się przeciwstawić stratom wywołanym kompletnym zdewastowaniem szczątkowego już dziś potencjału przemysłu informatycznego.

Jeżeli jednak w uproszczeniu przyjąć, że import z krajów pozaeuropejskich utrzyma się - mimo wszystko - na na ubiegłorocznym poziomie to maksymalna stawka celna 20 % może przynieść w przybliżeniu wpływy do budżetu rzędu 330 mld. zł.

Nikt niestety nie potrafi dziś ocenić potencjalnych strat, aby podjąć na ten temat rzeczową i uargumentowaną dyskusję. W pewnym sensie firmy komputerowe same są sobie winne. W przeciwieństwie do sytuacji w krajach zachodnioeuropejskich tzw. branża informatyczna w Polsce, skoncentrowana w sektorze prywatnym, nie wytworzyła - nawet w nowych uwarunkowaniach - dostatecznie silnego lobby. Czasy, w których była ona jedynie luźnym zgromadzeniem uganiających się za łatwymi zyskami pośredników, minęły.Sposób ich traktowania przez tzw. administrację pozostał. W resorcie przemysłu np. nie sposób znaleźć nikogo, z kim można by na poruszony tu temat poważniej porozmawiać.

Tak mści się również stosowana nadal niemal powszechnie zasada swoistej mafijności środowiska polskiego biznesu informatycznego, skrupulatnego ukrywania potencjału, obrotów zaangażowanego kapitału i jego struktury, projektów rozwojowych itp. Wytrąca to z ręki możliwość udokumentowanej i umotywowanej ekonomicznie argumentacji, sprawia że decyzje w kwestiach istotnych dla tej branży są podejmowane intuicyjnie.

Nie zmienia to faktu, że dobrą sprawę nie ma żadnych rozsądnych argumentów za utrzymywaniem obecnej struktury stawek celnych. Skoro powiedziało się "a", wchodząc w europejski system ceł, konieczne staje się powiedzenie" b". Nikogo, kto zna się na branży, nie przekonują dziś argumenty w rodzaju postawienia tamy przed napływem tanich i złych jakościowo tajwańskich chipów. Gdy dobrze rozbebeszyć tzw. markowe komputery powiew Dalekiego Wschodu jest w nich bardzo mocno odczuwany

Nie mam nic przeciwko temu, aby jakość stawała się rzeczywistym kryterium rynkowej gry. Taka weryfikacja ma sens i rację bytu. Nie będzie jednak ona rzetelna, gdy li tylko dla własnego widzimisię, lub na skutek braku zastanowienia wprowadzi się do tej gry paradoksalne zasady.

Według niektórych szacunków chłonność polskiego rynku informatycznego oceniana jest na 20 mld USD. Na ile są to dokładne szacunki trudno dziś wyrokować. Głośno na świecie mówi się natomiast, że w nadchodzących latach, żniwa na informatycznym poletku zapełniać będą głównie spichrze pośredników, zajmujących się kompletacją systemów komputerowych, analityką potrzeb użytkowników, sprawnym serwisem, rozsądną rozbudową istniejących zastosowań. Relatywnie chudsze lata czekają natomiast bezpośrednich producentów. Z takich prognoz warto wyciągać również wnioski, zanim będzie za późno.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200