Podkładka

Udało nam się w końcu pracowicie wystukać na maszynie do pisania całą treść naszego pisma, ale zostało najważniejsze: rozdzielnik, czyli do kogo, poza adresatem, ma ono trafić.

Właściwie adresat jest tu mniej ważny, bo piszemy do niego w tej sprawie już któryś raz i – ani reakcji, ani odpowiedzi. Niech więc zobaczy, kto teraz się o tym dowie. A tych, co mają się dowiedzieć, jaka niedola spotyka nas z powodu opieszałości adresata, trzeba starannie wybrać, bo nie może być ich więcej niż pięciu. Pięciu, bo maszyna do pisania więcej nie daje rady. Oryginał na porządnym papierze i pięć kopii na przebitce to wszystko.

Bo tak to kiedyś z pismami bywało. Brało się zwykły arkusz papieru i pięć kartek tzw. przebitki, czyli bardzo cienkiego, niemal półprzezroczystego, papieru, przekładając je wszystkie jeszcze kalką. Kalka była jeszcze cieńsza od przebitki, za to mocniejsza i po jednej stronie pokryta pyłem węglowym. Cały taki przekładaniec (11 warstw!) wkręcało się na wałek maszyny do pisania, której metalowe czcionki uderzały poprzez bawełnianą albo nylonową taśmę barwiącą w kartkę będącą oryginałem. Elastyczność papieru powodowała, że nacisk czcionki przenosił się przez kolejne warstwy kalka-przebitka, w wyniku czego węgiel z kalki zostawiał trwały ślad na kolejnych przebitkach i tak powstawało nie więcej jak pięć kopii. Byli tacy, co próbowali i sześciu, ale wyniki były na granicy czytelności, a najczęściej poza nią. Zresztą, zmarnowana długim używaniem kalka potrafiła zepsuć nawet czwartą i piątą kopię.

Wracając do mozolnie sprokurowanego pisma – do kogo by też wysłać te kopie, by ich odbiorcy zrobili na adresacie takie wrażenie, że natychmiast załatwi sprawę, i to po naszej myśli. Więc najpierw, chyba Komitet Centralny. Ale nie – KC to duża rzecz i nasze pismo przepadnie gdzieś u mało znaczącego urzędnika albo jakaś sekretarka wrzuci je do kosza. Więc, jak już to pierwszy sekretarz. Zaraz potem najlepiej Sejm i przewodniczący rady państwa. Albo lepiej premier, bo ten przewodniczący to zawsze jakiś taki niemrawy... No i, oczywiście, jak premier, to jeszcze minister od tych spraw. To już cztery, więc ostatnia, a jakże, do NIK-u, niech i tam wiedzą, jak tu się sprawy ludzi traktuje. Szkoda, że nie ma szóstej, pchnęłoby się ją do CRZZ, to i związki by się za człowiekiem ujęły. Ale trudno, jest pięć i więcej nie będzie.

Pomyślałby kto, że dzisiaj, w czasach, gdy każdej minuty świat przebiegają ponoć dwie setki milionów wiadomości poczty elektronicznej, opisywana sytuacja to już przeszłość, i to zamierzchła. Pod pewnym względem zapewne tak – mało kto korzysta dziś z maszyny do pisania, zastępując ją komputerem i drukarką. Ale elektronicznie? Bywa, że można, ale bywa też, o czym niedawno słyszałem, że w pewnym urzędzie wzywano informatyka, bo nadeszła wiadomość i trzeba ją było odebrać.

Tym jednak, którzy już do e-poczty przywykli, stwarza ona niebywałe możliwości, bo przecież można wysyłać nie do sześciu, lecz do dowolnej liczby adresatów. A co bardziej dociekliwi znajdą tam też skrót „cc”, który pochodzi od „carbon copy”, czyli... od naszej kopii sporządzanej przez kalkę. Śle się więc wiadomości, do kogo tylko się da. Powiadamia się koleżeństwo i szefów o tym, że zajmujemy się sprawą, a więc PRACUJEMY. A że e-poczta niesie ze sobą jeszcze datę i godzinę nadania, jednym kliknięciem wysyłamy wcześniej przygotowaną wiadomość o porze, która świadczy, że nie oszczędzamy się i po godzinach.

Całkiem niedawno wieszczono koniec poczty elektronicznej, którą wyprzeć miały tzw. komunikatory. Nic takiego nie nastąpiło (ciągle te 200 mln na minutę!), więc teraz próbuje się głosić, że jednak tak będzie, ale za sprawą komunikatów wysyłanych z coraz to mądrzejszych (by nie rzec: przemądrzałych) telefonów.

Nie wierzę i w to, bo tylko poczta elegancko pokazuje historię całej sprawy i w razie potrzeby jest do czego się odwołać i na kogo powołać. A przecież ciągle – kiedyś papierowa, dziś elektroniczna – najważniejsza jest, dowodząca przed światem naszego wysiłku podkładka.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200