Percepcja cyberprzestrzeni

Tak skłonne są postrzegać Internet starsze pokolenia. Internet jest wtórny, bo życie w realu jest dlań punktem odniesienia. Jak zauważa Krzysztof Krejtz, osoby, które zaczęły korzystać z Internetu w wieku dojrzałym, po ukształtowaniu się sposobów zaspokajania potrzeb społecznych, traktują go inaczej niż młodzi użytkownicy. Dla tych pierwszych Internet jest głównie sposobem komunikacji służącym zaspokojeniu potrzeb w świecie realnym. Punktem odniesienia jest zawsze świat realny, a Internet ma pomóc w lepszym funkcjonowaniu w nim.

Sieć coraz bardziej upodabnia się do prawdziwego świata w proporcji dobra i zła, brzydoty i piękna, prawdy i fałszu, mądrości i głupoty, sacrum i profanum. Sieć się zdemokratyzowała w dobrym i złym, nie jest elitarna. Im szerzej się rozlewa, tym bardziej ten świat równoległy staje się reprezentatywny dla rzeczywistego z całym jego sezamem i śmietnikiem wysypiskiem danych. Internet naśladuje organizację relacji społecznych - podobnie jak w społeczeństwie widać nie tylko pola zagęszczenia interakcji informacyjnych, ale także obszary izolacji o słabych połączeniach z otoczeniem.

Antyprzestrzeń

Trudno się zgodzić z autorami, którzy mają pretensje do Gibsona, że wymyślając "cyberspace" narzucił nam przestrzenną percepcję "tego czegoś", co wytwarzają połączone komputery. Jednym z głównym autorów kwestionujących przestrzenną naturę wirtualności jest Chris Cheser, zdaniem którego cyberprzestrzeń jest antyprzestrzenią. Digitalizacja pozbawia przestrzeń wymiarów euklidesowych. Skoro nie ma w niej dystansów, to nie musimy jej przemierzać, ani jej pokonywać, a jedynie ściągać dane w postaci znaków. Nie jest to więc pokonywanie przestrzeni, a przywoływanie danych, które są widoczne na powierzchni interfejsu. Nie ma tu fizycznych zdarzeń.

Ujęcie Chesera odrywa przestrzeń od czasu - czasu dostępu, koniecznego do przywołania danych. Jeśli nie ma przestrzeni, to nie ma też praw fizyki. Fizyczne są tylko nośniki: łącza, kable, fale radiowe. Sam Cheser nie może zresztą uciec od odwołań przestrzennych: w domenach cyfrowych, które analizuje, dane znajdują się zawsze pod jakimś adresem (URL, IP). Jeśli zaś mówi o antyprzestrzeni, to definiuje przestrzeń przez jej negację, a nie przez coś jakościowo innego.

Bez "przestrzeni" nie da się obejść

Jestem za tym, aby w dyskursie o cyberświecie nie rezygnować z podstawowej kategorii jej pojmowania, jaką jest przestrzeń. Przemawia za tym kilka względów:

Po pierwsze, musimy jakoś oswoić znanymi sobie pojęciami tę ontologię cyfrowej rzeczywistości; człowiek zawsze to robił z nieznanymi zjawiskami. Bez tego nie byłoby epistemologii. Jak pisał wiele lat temu Theodor Roszak (1979), otoczenie materialne jest źródłem przesłań symbolicznych percypowanych przez żyjących w nim ludzi.

Po wtóre, czy chcemy tego, czy nie, dzięki interfejsom graficznym postrzegamy wirtualność jako przestrzeń euklidesową, trójwymiarową. Na monitorze/ekranie tak się nam ona jawi.

Po trzecie, samo rozumienie przestrzeni ulegało zmianie wraz z postępem nauki: najpierw była ona płaska, nieeuklidesowa, potem trójwymiarowa, następnie n-wymiarowa, zakrzywiona, czasoprzestrzeń i in. Dlaczego więc nie mówić o przestrzeni wirtualnej. Technologie widzenia (samopokazu) uwidaczniają nam wszystkie trzy wymiary: wysokość, szerokość i głębię.

Po czwarte, jest niezupełnie tak, że przenosząc nasze relacje społeczne do sieci żyjemy ponoć w przestrzeni bez geografii. Okazuje się, że jedynie potencjalnie. Virtual estate rządzi się podobnymi prawami co real estate. Po przebadaniu ok. 0,25 mld stron i 1,5 mld połączeń specjaliści z Alta Visty, IBM, Compaqa stwierdzili na podstawie mapy cyberświata, że jak w mieście, czy ogólniej w świecie terytorialnym, są obszary atrakcyjne biznesowo (jak działki w mieście), na których działalność jest bardziej zyskowna niż gdzie indziej.

Internet nie jest w stanie "wyłgać się" z przestrzeni realnej, ta bowiem go ciągle dogania. Najszybciej rośnie na obszarach odziedziczonych po poprzednich pokoleniach infrastruktury oraz centrów kapitału ludzkiego i kulturowego, a więc przede wszystkim na obszarach metropolitarnych. Dystans oczywiście traci znaczenie, ale nie oznacza to końca geografii i narodzin jakiejś abstrakcyjnej czy wyobrażonej sieciowej metageografii. Nadal działa model grawitacyjny, siła ciążenia i przyciągania. Gęstość komunikacji przesuwa się w stronę młodych ludzi, co przyspieszają nowe generacje techniki, ale jednocześnie następuje reprodukcja zróżnicowania przestrzennego.


TOP 200