Pacjent online

Karetka na łączach

Decydująca rola systemów telemedycznych i korzyści z zastosowania przez służbę zdrowia rozwiązań teleinformatycznych w szczególny sposób ujawniają się podczas działań ratowniczych. W roku 1995 mieszkańców Londynu zbulwersowała wiadomość o śmierci chorego na atak serca, dla którego nie udało się znaleźć wolnego łóżka. Lekarz karetki pogotowia dzwonił do piętnastu z dwudziestu londyńskich szpitali pełniących ostry dyżur i nie znalazł wolnego miejsca. Zdecydował, że nie będzie tracił czasu na bezskuteczne poszukiwania i zarządził transport pacjenta do Leeds. W drodze chory zmarł. Potem okazało się, że w jednym z pozostałych pięciu szpitali były dwa wolne łóżka. Przypadek ten uzmysłowił londyńskiej społeczności i administracji odpowiedzialnej za zarządzanie systemem opieki zdrowotnej, jak duże znaczenie w takich sytuacjach mogą odegrać technologie informacyjne. Wprowadzono systemy, które pomagają w monitorowaniu bieżącego dostępu do szpitali.

Lekarze warszawskiego pogotowia ratunkowego mają do wyboru sześć szpitali, które wykonują zabiegi kardiologiczne. To liczba i tak za duża, gdy zagrożone jest życie człowieka z zawałem serca, a poszukiwania się przedłużają. "Zawał wymaga bardzo szybkiej diagnostyki, bardzo szybkiej decyzji, co zrobić z pacjentem i jeszcze szybszego transportu do miejsca zabiegu" - wyjaśnia dr Tomasz Szajewski, lekarz izby przyjęć w warszawskim Instytucie Kardiologii. Dzisiaj często nie udaje się spełnić nawet pierwszego warunku. Nie wszystkie karetki są wyposażone w aparaturę EKG, a w tych, które ją mają, nie zawsze jest lekarz potrafiący właściwie zinterpretować wynik badania. Dlatego w Instytucie Kardiologii powstał projekt leczenia zawału serca. Jednym z podstawowych elementów tego projektu byłyby systemy telekonsultacyjne i bazy danych medycznych. Program ma objąć wszystkie warszawskie szpitale mające warunki do wykonywania zabiegów udrażniania naczyń wieńcowych.

"Funkcjonowanie systemu radykalnie zmieniłoby sytuację pacjenta i lekarza" - uważa dr Tomasz Szajewski. Bezpośrednio z karetki byłyby przesyłane w postaci cyfrowej (za pomocą telefonu komórkowego lub poprzez system cyfrowej łączności radiowej Tetra) wyniki badań EKG do koordynatora programu, którym byłby wysokiej klasy lekarz kardiolog. Ten interpretowałby otrzymany kardiogram i oceniał stan zagrożenia. Za pomocą systemu GPS lokalizowałby położenie karetki, a w bazie danych znajdował wolne łóżka w najbliżej położonych szpitalach. Z serwera pobierałby wszystkie dotychczas wprowadzone informacje medyczne na temat znajdującego się w karetce pacjenta i wysyłał je do wybranego szpitala. Zanim karetka dowiozłaby pacjenta, zespół operacyjny miałby czas na przygotowanie się do zabiegu.

Baza danych byłaby uzupełniana na bieżąco wynikami badań ze wszystkich działających w systemie szpitali. Możliwość porównania zgromadzonych w jednym miejscu informacji o pacjencie zwiększa możliwości właściwej oceny stanu jego zdrowia i skraca czas potrzebny na podjęcie decyzji o koniecznych czy dopuszczalnych metodach leczenia. Jeżeli można zobaczyć, z jakim skutkiem przeprowadzono poprzednie zabiegi, to łatwiej podjąć decyzję o wyborze najwłaściwszej metody postępowania w aktualnej sytuacji.

"To nie wizja, która może się ziścić za 50 lat, lecz konieczność, przed którą stoi już dzisiaj służba zdrowia" - uważa dr T. Szajewski. Jego zdaniem na takim rozwiązaniu zyskają zarówno pacjent, bo szybciej trafi na zabieg, jak i każdy ze szpitali, ponieważ zespoły operacyjne będą działać efektywniej. Nie będzie przestojów na salach operacyjnych. Korzyść byłaby też taka, że nie we wszystkich zespołach karetek musieliby być wykwalifikowani lekarze. Możliwość zdalnej oceny wyników badań pacjentów pozwalałaby wysyłać do chorych na zawał tylko dobrze wykształconych paramedyków. Dzięki temu można by np. zwiększyć liczbę karetek. "Na świecie badania rutynowe są wykonywane przez techników medycznych" - przekonuje dr Tomasz Szajewski.

Globalne konsylium

Telemedycyna prawdopodobnie zmieni w przyszłości sposób organizacji i zarządzania systemem opieki zdrowotnej. Już dzisiaj, nawet po rodzimych przykładach, widać, że coraz większego znaczenia będą nabierały układy sieciowe. Wyspecjalizowane, przygotowane do przeprowadzania skomplikowanych zabiegów placówki medyczne będą współpracowały z rozproszonymi w wielu miejscach punktami konsultacyjnymi. W procesie diagnozowania coraz bardziej będzie także rosła rola pacjentów. W Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu trwają prace nad wykorzystaniem do tych celów palmtopów. "To bardzo użyteczna platforma cyfrowa dla całej gamy badań" - ocenia prof. Henryk Skarżyński.

W coraz większym zakresie mają być stosowane specjalne, przenośne urządzenia diagnostyczne, które na bieżąco będą monitorowały funkcje organizmu. W razie zagrożenia informacja będzie wysyłana do dyżurującego lekarza przez telefon komórkowy. Prace nad wykorzystaniem telefonii komórkowej do przesyłania wyników badań medycznych są prowadzone m.in. w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

Zdaniem niektórych, najbardziej radykalnych przedstawicieli środowiska medycznego na świecie rozwój technik telemedycznych osiągnie taki poziom, że w przyszłości szpitale nie będą w ogóle potrzebne. Ich miejsce zastąpią specjalne centra konsultacyjne zatrudniające wysokiej klasy specjalistów. Zabiegi będą mogły być wykonywane w różnych miejscach, np. w domu lub karetce pogotowia. Systemy teleinformatyczne mają zapewnić możliwość zwrócenia się o pomoc do każdego specjalisty na całym świecie. Centra konsultacyjne często będą komercyjnymi przedsięwzięciami świadczącymi usługi telemedyczne tym, którzy wykupią stosowny abonament. Z ich usług będą mogli korzystać także lekarze domowi i służby ratownicze pozbawione zaplecza medycznego (np. strażacy).

Czy są to tylko futurystyczne wizje? Armia amerykańska już dzisiaj testuje możliwości wykorzystania telemedycyny do przeprowadzania operacji bezpośrednio na polu bitwy. Wojskowe służby medyczne nie traciłyby cennego czasu na transport poszkodowanych do szpitali polowych. Zabiegi odbywałyby się w odpowiednio wyposażonych ambulansach. Chirurdzy przebywający w różnych miejscach na świecie, tele-uczestnicząc w operacji, sterowaliby zdalnie ruchami robota wykonującego zabieg lub udzielali konsultacji pracującemu na miejscu zespołowi wojskowych medyków. Historia wszak uczy, że większość technologii wykorzystywanych w służbach cywilnych wpierw stosowano w służbach wojskowych.

Informatyka zamiast polityki

W naszym kraju nie brakuje różnorodnych, strategicznych, dalekosiężnych, ogólnonarodowych wizji i programów budowania społeczeństwa informacyjnego, rozwoju elektronicznej demokracji, tworzenia gospodarki opartej na wiedzy itp. Uchwalane przez przedstawicieli rządu czy parlamentu takie dokumenty charakteryzują się zazwyczaj wysokim stopniem ogólności i nie uwzględniają rzeczywistych uwarunkowań i potrzeb. Zapisane w nich cele i zadania mają bardziej charakter propagandowych haseł niż konkretnych projektów do realizacji.

Tymczasem istnieje wiele dziedzin i sfer życia społecznego, gdzie zastosowanie technik informacyjnych mogłoby przynieść znaczące, wyraźnie zauważalne i powszechnie akceptowalne korzyści. Jednym z takim obszarów jest z pewnością system ochrony zdrowia. Jak pokazują doświadczenia innych państw oraz wyniki działań grupy zapaleńców z rodzimych placówek medycznych, wykorzystanie technik informacyjnych zwiększa skuteczność leczenia i dostęp do specjalistycznych usług medycznych, a także podnosi efektywność gospodarowania funduszami na opiekę medyczną.

Polska jednak wciąż jeszcze nie może opuścić strefy ręcznego, odgórnego sterowania. Politykom wciąż się wydaje, że to od ich bezpośredniego nadzoru, inicjatywy i zaangażowania, od ich coraz to innych "cudownych" pomysłów i recept na uzdrowienie sytuacji w różnych dziedzinach życia będzie zależało sprawne funkcjonowanie państwa i lepszy standard życia obywateli. Polskim politykom stale wydaje się, że to oni muszą mieć w każdej sprawie ostatnie słowo.

Tymczasem w dzisiejszym świecie wiele zależy od sprawnej, efektywnej i zastosowanej w odpowiednim miejscu i czasie technologii. To ona pozwala na zapewnienie wyższego poziomu usług publicznych i bardziej racjonalne wykorzystanie dostępnych środków.

Co oczywiście nie zmienia faktu, iż decyzje w sprawie jej wdrożenia muszą zostać podjęte przez ludzi. Tyle tylko, że muszą to być decyzje strategiczne, poparte rzetelnym rozpoznaniem rzeczywistego stanu rzeczy i faktycznych potrzeb, a nie motywowane tylko doraźnym, krótkookresowym interesem partyjnym.

Kiedy dyskusje nad "autorskimi" projektami kolejnych ministrów i ekip rządzących zostaną zastąpione rzetelną, obiektywną debatą nad sposobami zapewnienia rzeczywistej efektywności systemu opieki zdrowotnej w naszym kraju, nie da się pominąć milczeniem roli systemów teleinformatycznych. Tylko wtedy może się pojawić szansa, że komputery przestaną być traktowane jak przysłowiowy kwiatek do kożucha, co to zdobi program wyborczy, ale nie przysparza głosów wyborców. Zamiast tego zostaną uznane za niezbędne narzędzie skutecznej poprawy funkcjonowania jednej z najważniejszych sfer życia obywateli.

Oby politycy jak najprędzej zrozumieli, że także to może stanowić podstawę budowy ich pozytywnego, politycznego wizerunku wśród wyborców. Kwestia zdrowia jest bowiem pierwszoplanowa dla wszystkich obywateli. Czy tego chcemy czy nie, nie da się już dzisiaj stworzyć sprawnego, skutecznego systemu opieki medycznej bez odwołania się do technik informacyjnych.

Andrzej Gontarz


TOP 200