PL Plus - Minus

Złożoność polskich uwarunkowań budowy takiego społeczeństwa leży w konieczności uporania się z wielkimi dysproporcjami rozwojowymi związanymi ze współwystępowaniem różnych epok historycznych. Po procesie "długiego trwania" odziedziczyliśmy ciągle jeszcze silny sektor przedprzemysłowy: rolnictwo (wraz z kulturą i mentalnością chłopską), które w niewielkim stopniu uległo uprzemysłowieniu (nie było ani kolektywizacji, ani farmeryzacji; ta pierwsza mogłaby ułatwić drugą, jak to miało miejsce w krajach o skolektywizowanym rolnictwie). Sektor przemysłowy, zawsze relatywnie słaby w porównaniu z najbardziej rozwiniętymi, ewoluował w drugiej połowie XX w. w kierunku tworzenia wielkich scentralizowanych i hierarchicznych struktur, czemu towarzyszyło świadome eliminowanie mechanizmów rynkowych. Ostatnie 15 lat było czasem przyspieszonej adaptacji do trzeciego stadium rozwoju - poprzemysłowego i informacyjnego. Był to także czas rodzenia się nowej kultury funkcjonalnej dla nowych technologii. Zadziałał tu korzystnie m.in. czynnik pokoleniowy.

To ukazuje ogrom wyzwań, przed jakimi stoi Polska: to jednocześnie państwo, gospodarka, społeczeństwo i kultura. Strukturalne ramy naszego bytu są wyznaczane przez prawa rozwoju społeczeństwa o "trzech prędkościach" odpowiadających z kolei trzem etapom: przedprzemysłowemu, przemysłowemu i poprzemysłowemu. Jesteśmy krajem rolniczo-przemysłowo-informacyjnym, w którym dwa pierwsze sektory, zwłaszcza rolniczy, wymagają głębokiej restrukturyzacji. W minionym dziesięcioleciu został nią objęty przede wszystkim sektor przemysłowy.

Ta wielosektorowość sprawia, że przez społeczeństwo przebiegają wcześniej nieistniejące linie kulturowych i mentalnych podziałów. Problemy wiążą się przede wszystkim z napięciami w społeczeństwie, zwłaszcza w tych jego segmentach, których dotykają największe bóle adaptacji, a ściślej nieprzystosowania. Ilustrują to wybory polityczne Polaków w ostatniej dekadzie. Istota tych problemów leży w tym, że z trzech prędkości nie da się utworzyć jednej średniej, akceptowanej przez wszystkie grupy, ponieważ byłaby ona za duża dla najwolniejszych, a za mała dla najszybszych. Szanse Polski zależą od "trzeciej prędkości", ale trzeba pamiętać, że szybkość całego konwoju - jeśli można użyć takiej metafory w odniesieniu do Polski - to szybkość najwolniejszego okrętu.

Może zatem nie czekać na to, aż najwolniejszy okręt w konwoju będzie nas doganiał? Może zresztą nie będzie innego wyjścia? W perspektywie najbliższych dekad spora część Polski nie będzie mieć szans na pogoń cywilizacyjną - będzie wyludniona, niemobilna, taka "wschodnia Polska poza miastem". Ugory Europy. Dobrodziejstwem byłoby, gdyby ktoś tę Polskę zfarmeryzował... może jakieś "Olendry" czy "Niemce". Ale cóż, "zdrowe siły narodu" mogą na to nie pozwolić - "Schowaj cudzoziemcze dolary, kto ziemie sprzedaje, nie polskiej jest wiary". Nie wiadomo, czy Europa pomoże, czy w ogóle będzie ją na to stać. Raczej należy zakładać, że Unia będzie wspierać centra zdolne do globalnej kooperacji i konkurencji, niż dawać pieniądze na solidarność, wyrównywanie dysproporcji rozwojowych. Za dużo trzeba wyrównywać po rozszerzeniu Unii.

Istnieją oczywiście także i szanse - przede wszystkim chodzi o zdyskontowanie renty "późnego przybysza" i budowę niemal od podstaw nowoczesnego kompleksu technologicznego społeczeństwa informacyjnego. Wymagać to jednak będzie wspierania procesu tworzenia się funkcjonalnej dlań kultury informacyjnej, bez której infrastruktura informacyjna nie zostanie dobrze spożytkowana - wspierania przede wszystkim przez powszechną, odpowiednią edukację. Chodzi o osiągnięcie stanu, w którym przedinformacyjna mentalność wielkich grup społecznych nie będzie spowalniać tempa naszego uczestnictwa w globalnym społeczeństwie informacyjnym.

Problem w tym, że przestajemy już być "późnym przybyszem" i coraz mniejsze zyski czerpiemy ze świeżości ustroju uwolnionego z gorsetu. Nie da się też powtórzyć "heroicznej modernizacji" z udziałem inteligencji na wzór pracy organicznej, niesienia kaganka oświaty (bez kagańca indoktrynacji).

Jeśli nie wyzbędziemy się paraliżującego przeświadczenia, że wszystko już za nas wymyślono (a nam nie pozostaje nic innego, jak tylko się przystosować do sprawdzonych wartości, instytucji czy wzorów), to trudno o optymizm w czasie, gdy pionierzy stawiają na twórczość i innowacyjność. Poza tym "późny przybysz" ma jedną brzydką cechę: zbyt długo fascynuje się tym, co pionierom już doskwiera i spędza sen z powiek.

Znaleźć sobie niszę

Kraje startujące z pozycji takiej jak nasza muszą się pogodzić - i chyba poza kilkoma enklawami (Korea Płn. i niektóre kraje islamskie) już się z tym pogodziły - że są skazane na modernizację zależną od centrów cywilizacyjnych i wyrzekanie na "wyprzedaż interesów narodowych" nic nie da. Nie wiadomo do końca, na ile globalizacja jest żywiołem, a w jakim stopniu strategią, ale jest z pewnością globalnym przypływem, który podnosi tylko łodzie zdolne do pływania. Kraje rozwinięte lepiej lub gorzej radzą sobie z globalizacją, ale głównie dzięki temu, że potrafiły sobie znaleźć własne nisze.

Kraje o wiele mniejsze od Polski kojarzą się z odkryciami i wynalazkami, mają własne enklawy high-tech: Finlandia ma Nokię, Szwecja - Ericssona, Holandia - Philipsa itp. To są narodowe symbole, a nawet więcej - narodowe instytucje. Polska ma wiele symboli w sferze duchowości, ale nie ma ich w dziedzinie wytwórczości. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że nasz kraj nie jest kojarzony z odkryciami, wynalazkami i wysoką techniką; brakuje w Polsce i chyba nie będzie wielkich korporacji.

Wspomniane kraje mają tę przewagę, że nie eksperymentowały z gospodarką antyrynkową w ostatnim półwieczu (choć udanie eksperymentowały z państwem dobrobytu), akumulowały kapitał narodowy w czasach przed globalizacją, gdy mógł on rozkwitać w ramach narodowego rynku i międzynarodowego podziału pracy. Dzięki temu okrzepł, może konkurować z kapitałem międzynarodowym i wchodzić z nim w fuzje. Polska tymczasem włączyła się w światowe procesy gospodarcze, będąc pozbawiona tych atutów.


TOP 200