Osieciowany świat

Dlaczego Internet?

Zainteresowanie Banku Światowego rozwojem Internetu jest dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, organizacji tej zależy na podłączeniu do sieci swoich pracowników i klientów znajdujących się w odciętych od świata zakątkach naszego globu. Z drugiej strony, bank finansuje rozwój tego medium z własnych funduszy. Mimo że już od dłuższego czasu budowa infrastruktury informatycznej stanowiła ważną pozycję w realizowanych projektach, rzadko była główną przyczynę udzielanej pożyczki. We wrześniu 1995 r. powstał nowy dział Banku Światowego - InfoDev (Information for Developement Program), finansujący takie projekty. Wydaje się, że ze względu na wysokość kredytów (jedynie 4,4 mln USD w 1996 r., w porównaniu z 21 mld USD wszystkich pożyczek) program ten nie powinien znaleźć zainteresowania. Jednak w roku ubiegłym dzięki niemu sfinansowano osiem projektów, m.in. system nauczania na odległość w Afryce i kursy informaczne na Jamajce. Internet także może w pewien sposób zmniejszyć ubóstwo mieszkańców krajów rozwijających się: „Internet może być jedną z najlepszych dróg do ekonomicznej i politycznej stabilizacji krajów afrykańskich” - twierdzi George Sadowsky, wiceprezes ds. edukacji i członek zarządu Internet Society oraz doradca techniczny w InfoDev w Banku Światowym. Jego opinię potwierdza Vincent Hovanec, który pracował w Afryce w latach 70. "Podczas mojego pobytu na tym kontynencie nieustannie słyszeliśmy to samo twierdzenie przedstawicieli większości firm zachodnich. Chcieli oni, abyśmy zapewnili w Zambii takie same warunki telekomunikacyjne, jakie mają w Londynie. Internet jest chyba najlepszym modelem spełniającym te wymagania. Nigdy wcześniej nie istniały takie możliwości, jak dzisiaj, aby klient na bieżąco otrzymywał informacje ze swojej firmy i to z taką łatwością" - mówi Vincent Hovanec.

Według opracowania Banku Światowego, w 1995 r. tylko 46% z finansowanych przez bank projektów przyniosło trwałe korzyści po ich zakończeniu. Często wpływ na sukces misji banku mają ograniczenia jego klientów. Rządy, którym bank pożycza pieniądze, nie mają wystarczającej wiedzy i umiejętności, aby zaplanować, przeprowadzić i utrzymać skomplikowane projekty. Lepsza informacja - twierdzą przedstawiciele banku - jest niekiedy bardziej korzystna od pieniędzy. Uchronić może ona także przyszłe projekty przed porażkami.

Afrykańskie zbawienie

W Afryce wielu pracowników Banku Światowego pomaga w rozwijaniu tzw. lokalnych możliwości, co w ekonomicznym żargonie oznacza "zdolność do zrobienia czegoś we własnym zakresie". Robert Hawkins - specjalista ds. informatyki w departamencie Banku Światowego odpowiedzialnego za działania w Afryce, i Eugene Boostrom, starszy specjalista ds. zdrowia publicznego w departamencie zasobów ludzkich i ubóstwa Instytutu Rozwoju Ekonomicznego banku, to dwaj najzagorzalsi propagatorzy programu udostępniania Internetu krajom, którym bank służy pomocą. Ich działania przyniosły stworzenie w Mozambiku pierwszego połączenia z Internetem poza prywatną siecią Banku Światowego.

"Na początku zaoferowaliśmy kilku klientom dostęp do naszej linii łączącej nas z centralą, tak że mogli wysyłać i odbierać pocztę elektroniczną. Działało to świetnie, ale nie zachęcało do stworzenia własnej, lokalnej łączności" - stwierdził Robert Hawkins. On i jego koledzy zdali sobie sprawę, że najlepszą, jaką bank mógł zaoferować, zachętą będzie raczej stworzenie środowiska użytkowników niż sieci komputerowej. Najodpowiedniejszym miejscem do wprowadzenia tego planu w życie wydawał się Uniwersytet Eduarda Mondlane w Maputo, stolicy Mozambiku. Robert Hawkins zainstalował więc modem w centrum szczątkowej sieci uniwersyteckiej, a następnie obserwował przychodzących do niego po radę studentów, jak połączyć się z ogólnoświatową siecią.

W tym samym momencie zaczął się rozwijać kolejny projekt - ZamNet. Początkowo, jako mała i na niskim poziomie technicznym sieć, wykorzystująca technologię FidoNet, ZamNet stał się pierwszym dostawca usług internetowych w Zambii z 1,5 tys. abonentów. Na rozpoczęcie jego działalności pozwoliła pożyczka w 1994 r. z Banku Światowego w wysokości 122 tys. USD - stwierdził Mark Bennett, który, jako były dyrektor centrum komputerowego na Uniwersytecie Zambii w Lukasie, prowadził projekt. Rząd Zambii zaoferował Markowi Bennettowi kolejny niezbędny "składnik" - niezależność. Państwo to w taki sposób uregulowało prawo dotyczące zamierającej telekomunikacji, że otworzyło dla tej firmy drogę do stania się niezależnym, prywatnym operatorem. W początkowej fazie, jako bazę dla oferowanych usług, wykorzystano sieć uniwersytetu. Opłaty za usługi przeznaczano natomiast na rozwój sieci poza uczelnią. Płaciły tylko firmy prywatne, subsydiując pośrednio wykorzystanie Internetu przez uniwersytet, instytucje rządowe oraz sektory związane ze zdrowiem i usługami publicznymi. W miarę zwiększania liczby abonentów miesięczne opłaty spadły z 50 do 25 USD, czyli ceny do przyjęcia dla klientów instytucjonalnych z krajów rozwijających się.

Zważywszy że dwie trzecie pożyczonych pieniędzy przeznaczono na opłatę za dzierżawę łącza satelitarnego (pochłaniającą miesięcznie 7 tys. USD), nie było łatwe sprawić, aby ZamNet stał się samowystarczalny. Ponadto wiele problemów sprawiała także linia analogowa, dzierżawiona od lokalnego operatora telekomunikacyjnego (PTT). Łączy ona stację naziemną operatora i serwer ZamNetu. Z tego powodu tracono wiele z przesyłanych informacji. "Więcej danych traciliśmy na odcinku pięciu kilometrów dzierżawionym od PTT niż podczas ich transmisji z Capetown w Afryce Południowej, która odbywała się po światłowodzie umieszczonym pod powierzchnią oceanu" - mówi Mark Bennett. W tym roku ZamNet zamierza całkowicie zrezygnować z usług PTT. Podpisał on umowę z PanAmSat Corp., która zapewni bezpośrednią transmisję danych z terminalu VSAT ZamNet do stacji UUNet Technologies Inc. w Atlancie. Otrzyma on pasmo o prędkości transmisji 9,6 Kbp/s.

Elektroniczna skrzynka doktora

Z Internetu korzysta wiele uniwersytetów w Afryce, które włączyły się w intelektualny strumień wymiany informacji naukowych, od których były odcięte w epoce "przedinternetowej". Ponieważ na terenie tego kontynentu niewiele jest miejsc, gdzie studenci mogą pogłębiać swoją wiedzę, wyjeżdżają więc za granicę. W większości przypadków nigdy nie wracają. Obecnie takie projekty, jak ZamNet i drugi, który właśnie rozpoczął się w Mozambiku, mogą w pewnym stopniu powstrzymać ten exodus. "Wielu doktorów, którzy leczą na terenach rolniczych Afryki, to emigranci, ponieważ lokalni lekarze nie zgodziliby się podpisać pięcioletniego kontraktu w przypadku, gdy muszą pracować w odizolowanych od reszty światach wioskach. Bronią się przed tym, ponieważ po zakończeniu tego okresu pod względem wiedzy są o wieki do tyłu, w porównaniu z kolegami z bardziej cywilizowanych regionów. Zanim podpiszą umowę, żądają dostępu do poczty elektronicznej" - powiedział Mark Bennett.

W kraju takim jak Zambia, gdzie 50% dzieci jest niedożywionych, a 25% z nich jest także nosicielami wirusa HIV, dostęp do Internetu staje się sprawą życia i śmierci. "Koncentrując się na udostępnieniu Internetu grupom, które mogą pozytywnie wpłynąć na warunki życia całego społeczeństwa, a więc nauczycielom i pracownikom opieki zdrowotnej, okazuje się, że usługa ta rozprzestrzenia się także na terenach rolniczych i to nie tylko wśród tzw. elit" - twierdzi Eugene Boostrom.

Na podstawie miesięcznika Webmaster 3/1997


TOP 200