Nie patrz na palec!

Kolejne bariery padają więc w coraz krótszym czasie: gdy pojawiały się pierwsze telefony, nie brakowało poważnych, jak się wówczas wydawało, raportów medycznych na temat zagrożenia, które dla zdrowia psychicznego niesie ze sobą możliwość posiadania w domu urządzenia, za pośrednictwem którego ktoś może chcieć skomunikować się z nami w dowolnym momencie. Radzono sobie z tym za pośrednictwem etykiety - właściciele pierwszych aparatów umawiali się ze sobą na rozmowę (nierzadko za pośrednictwem przenoszonych przez służbę liścików). Dziś coraz mniej jest tematów, o których przez telefon się nie rozmawia i coraz mniej sytuacji, w których telefonu nie odbieramy. A sam telefon stał się urządzeniem, w którym możliwość rozmowy powoli staje się coraz bardziej marginalna.

Obserwacja tego, jak zmieniają się ludzkie zachowania związane z nowymi urządzeniami, jest jednak coraz trudniejsza, bo poszczególne technologie mieszają się ze sobą, a ich użytkowników przeważnie niewiele obchodzi odpowiedź na pytanie "jak to działa?" Łączeniu wielu funkcji w jednym urządzeniu równocześnie towarzyszy proces odwrotny - specjalizacja. Słynny amerykański medioznawca, Henry Jenkins, w książce "Kultura konwergencji" pisze o błędnym przekonaniu producentów sprzętu, że już wkrótce wszystkie nasze medialne potrzeby zaspokoi jedno urządzenie, nazywając je "mitem czarnej skrzynki". "Nie wiem, jak jest u was, ale w moim salonie widzę coraz więcej czarnych skrzynek" - pisze Jenkins. Za pomocą choćby konsoli do gier mogę oglądać filmy, grać, słuchać muzyki, korzystać z komunikatora internetowego czy przeglądać zdjęcia z wakacji. Ale kiedy chcę posłuchać muzyki na spacerze, potrzebuję już innego urządzenia. Zagrać w podróży - też. A zdjęcia czasem jednak po prostu lepiej wydrukować. Wyłaniający się z tego wszystkiego obraz jest - najdelikatniej ujmując - chaotyczny, ale naiwnością byłoby oszukiwanie się, że ten chaos uda się wkrótce uporządkować.

Inteligentny tłum

Trudno stwierdzić, jaka za kilkanaście lat będzie najpopularniejsza technologia budowy ekranów, czy dyski z pamięci flash nadszarpną pozycję tradycyjnych rozwiązań, a baterie zostaną ostatecznie zastąpione ogniwami paliwowymi. Oczywiście, istnieje kilka oczywistych trendów, które będą się nasilać w przyszłości, podobnie jak czynią to już od wielu lat - dalsza miniaturyzacja, porzucenie kabli i chyba najważniejsze: otwarcie komunikacyjne odmieniane przez wszelkie przypadki. I to chyba z komunikacją właśnie wiąże się najpoważniejszy problem. Na jakich zasadach w cyfrowym świecie, w którym coraz częściej rozmyte zostają granice między profesjonalistami i amatorami, mają działać producenci i konsumenci? Ci pierwsi chcą wykorzystać nowe sieci komunikacyjne do zwiększenia zysków - za to się płaci szefom, żeby firmy były dochodowe. Drudzy liczą na możliwość wzięcia spraw w swoje ręce i zwiększenia wpływu na współtworzoną przecież za pośrednictwem sieci komputerowych kulturę. Która ze stron tego sporu zwycięży? Zobaczmy, jak mógłby wyglądać świat według tych dwóch skrajnych wizji. Aby plastycznie przedstawić przyszłość, posłużę się przykładami znanymi z popkultury.

W głośnym filmie Stevena Spielberga "Raport mniejszości", opartym na książce Philipa K. Dicka, przyszłość to koszmar. Ograniczenie swobód jednostki i prowadzona przez państwo inwigilacja zostały posunięte do ekstremum (główny bohater pracuje w instytucji zajmującej się aresztowaniem morderców, zanim jeszcze popełnią zbrodnię). Skanujące siatkówkę oka, komputery rozpoznają przechodniów na ulicy, a korzysta z tego nie tylko policja, ale i handlowcy - reklamy kierują do każdego indywidualny, spersonalizowany przekaz.

'Raport mniejszości" wskazuje - choć oczywiście nie wprost - pewien istotny problem. Nowe narzędzia, mające na celu ochronę interesów firm, coraz częściej ograniczają swobodę jednostki, czyli nas wszystkich. I choć, jak do tej pory, do naszych doświadczeń bliżej jest innym scenom z tego filmu - jak choćby efektownej sekwencji ze sterowaniem komputerów za pomocą ruchów ciała, na co pozwalają już nowe przystawki do konsol do gier - to jednak coraz bliżej nam do sytuacji, w której wdrożenie pewnych rozwiązań stanie się problemem raczej etycznym, niż technologicznym. Zresztą nie trzeba skanować oka, są inne metody. Metki RFID już dziś pojawiają się przy ekskluzywnych towarach, jutro mogą trafić na bochenek chleba. Na pewno usprawnią przepływ towarów, ale czy równocześnie nie umożliwią kontroli obywateli lub konsumentów na poziomie znanym tylko z najmroczniejszych scenariuszy sf?


TOP 200