Miejsce spotkania czy ucieczki

Fikcyjne procedury demokratyczne stają się parawanem, za którym można ukryć różne rzeczy - niekoniecznie mafijność. Również rosnący wpływ globalnych elit ekonomicznych na narodowe elity polityczne czy całą sferę dominacji ekonomii nad polityką, generalnie naciski, jakie rykoszetem wracają do ekonomii jako interwencjonizm państwowy.

Społeczeństwo staje tu wobec rosnącej nieprzejrzystości państwa. Jego frustrację powiększa to, że ten sam zespół przyczyn, jaki warunkuje niedorozwój demokracji, uniemożliwia zarazem budowę społeczeństwa obywatelskiego, które mogłoby być względem państwa komplementarne, a przez to korygujące.

Społeczeństwo medialne czy informacyjne

Świadomość medialna. To zjawisko, które obserwuję podczas egzaminów wstępnych - zjawisko potęgujące się z roku na rok. Świadomość młodych ludzi, ukształtowana nie przez bezpośrednie doznania ze sfery spotkań z ludźmi, kulturą, naturą, ale świadomość w coraz większym stopniu pochodząca z rzeczywistości zarejestrowanej elektronicznie, poddanej preparowaniu, z kontaktów przez media - z Internetem włącznie, a także z rzeczywistości komputerowo wytwarzanej i przekazanej przez ekrany komputerów, telewizorów, kin. Brak tu miejsca, aby szerzej opisać wszystkie psychologiczne, socjologiczne i kulturowe skutki świadomości medialnej. Ten, którego nie można pominąć, to czerpanie z mediów wzorca i miary człowieka, porównywanie siebie i innego, ludzi z krwi i kości ze zjawą ekranową, osobą wykreowaną wirtualnie - idolem, modelką, bohaterem filmu, politykiem czy terrorystą.

Jedno jest pewne - społeczeństwo, w którym odsetek osób o świadomości medialnej jest duży, staje się inne. Lepiej poinformowane, a jednocześ-nie bardziej podatne na manipulację. Złaknione coraz mocniejszych doznań, świadome globalnego rozmiaru zagrożeń, lecz jednocześnie samotne, niepewne rzeczywistości, przekonane o podrzędności wszystkiego, co niby jest, ale na ekran nie trafia.

Inercja w obszarze zjawisk psychicznych i społecznych jest ogromna. Żyjemy i działamy w obcym nam świecie, bo zawartość świadomości i podświadomości, forma obyczaju, mitosfera - to wszystko pochodzi z minionego już czasu. Tak więc, chociaż powszechne posługiwanie się Internetem trwa już pół pokolenia, na uformowanie się społeczeństwa i człowieka internetowego trzeba poczekać jeszcze ze dwie, trzy dekady.

Jesteś w wirtualu, nie ma cię w realu

Dopiero w kontekście rosnącego obszaru społeczeństwa medialnego można mówić o jego wariancie, jakim jest (a właściwie będzie) społeczeństwo informacyjne. O roli Internetu w uspołecznieniu tego ostatniego można więc mówić raczej w czasie przyszłym.

Niemniej Internet jest już rzeczywistą przestrzenią zdarzeń. Jego istnienie potwierdza w pełni praktyka użytkowników. Ta przestrzeń jest o tyle dobra, o ile robi się z niej dobry użytek - tak samo jak przestrzeń hali dworca kolejowego. Gdy chroni ludzi przed zimnem czy deszczem, gdy umożliwia dojście na perony, gdy jest miejscem spotkania, a nawet miejscem doraźnych poczynań artystycznych albo ewangelizacyjnych. Ta sama hala może być także miejscem działania złodziei, grup narkomanów, miejscem erotycznych nagabywań. Może też służyć totalitarnej władzy jako miejsce skoszarowania ludzi pozbawionych wolności.

Znamy już jakąś rozpiętość możliwości Internetu - od skrzykiwania się terrorystów po wzruszające akcje humanitarne, od propagandy zboczeń i handlu hardporno po autentyczną twórczość, intymne przyjaźnie, od złośliwego i anarchistycznego hakerstwa, siania wirusów aż po e-ewangelizację (por. Więź z lutego 2001 r.). Jest prawdą, że "narzędzie jest ślepe - nie widzi celów, którym służy" (jak twierdzi Kazimierz Krzysztofek). Dodać tu można, że podobnie nie widzi celów, którym służy, zniewolony człowiek czy oszukany tłum - nawet tłum głosów w Internecie.

Już teraz jednak mogę rozpoznać dwie tendencje: traktowania Internetu jako medium do zdobywania dla społeczeństwa takiego czy innego "dob-ra wspólnego" i jako przestrzeń ucieczki ze złej Ojczyzny do lepszej przestrzeni spotkań i dialogu, ekspresji i tożsamości. W pierwszym przypadku w Internecie kształtuje się nowa przestrzeń wolności dla społeczeństwa obywatelskiego, w drugim - złudzenie społeczeństwa alternatywnego. Myślę, że twierdzenie: "potęgę stanowią virtual communities w krajach rozwiniętej demokracji liberalnej" (Wojciech J. Burszta) jest raczej wyrazem tęsknoty za tą pierwszą tendencją i nadawania przesadnego znaczenia czemuś, co jest raczej miejscem ucieczki od samotności w kontakty naskórkowe i realizowania się postaw narcyzmu. Protesty i apele virtual communities niewiele mogą zdziałać przeciw mechanizmom zawłaszczania autonomii sieci, tym bardziej że to zawłaszczanie jest dokonywane nie tylko przez globalne potęgi ekonomiczne w imię logiki zysku, lecz także przez agendy państw narodowych w imię obrony społeczeństwa przed światowym terroryzmem. Narastający problem polityczny, jakim jest problem uchodźców, da władzy politycznej nowe argumenty do poszerzenia sfer kontroli i nacisku.

Z pewnością jednak nie można powiedzieć, że rzeczywistość Internetu nie przynosi niczego nowego. Jest nowym wyzwaniem dla ludzkiej wolności. Społeczeństwo tęskniące za skuteczną demokracją, za poszerzeniem sfery dialogu i sfery uporządkowanych wartości nie może ignorować tego narzędzia. Tyle że nie wolno zapomnieć, że czas obecności w "wirtualu" jest czasem nieobecności w "realu", czas przy ekranie jest czasem odebranym patrzeniu na twarze - rodziny, przyjaciół, sąsiadów, partnerów w biznesie czy działalności społecznej. Twarz ekranowa jest zawsze podszyta możliwością efektu specjalnego, manipulacji. Jest przyjmowana ze świadomym lub podświadomym zwątpieniem.

Stąd dla mnie największą i najbardziej społecznie cenną funkcją Internetu jest poszerzanie jego działań na rzecz inicjatyw wolontariatu. Ten nowy "stan społecznego skupienia" jest nadzieją zarówno dla społeczeństw chorujących na bogactwo i samotność, jak i rosnących obszarów społeczeństw cierpiących biedę i przemoc. Poprzez Internet można propagować wolontariat, sterować wolontariatem, skracać drogę między tym, który potrzebuje pomocy, a tym, który chce pomóc.

Piotr Wojciechowski jest literatem i publicystą, zajmuje się również reżyserią telewizyjną. Pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, członka Rady Etyki Mediów oraz Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN.


TOP 200