Między duchem a materią

Między sprzętem a oprogramowaniem

Idźmy dalej tym tropem. Informacja spełnia wszelkie cechy niematerialnej idei. Jest nieważka, nierozciągliwa, po prostu niemierzalna. A jednak jest. Mierzalne są tylko sformatowane dane, czyli maszynowa reprezentacja informacji. Bity i bajty mogą wszakże tyle powiedzieć o kontekstowym wymiarze informacji ile pomiar objętości mózgu centymetrami sześciennymi, powie o jego zdolnościach. I taka niematerialna informacja może sterować wielotonowym samolotem czy robotem przemysłowym?

Nie dziwi nas to. Wiemy, jak to się dzieje. Między sprzętem a oprogramowaniem znajduje się mechanizm, umożliwiający przejście od świata idei do świata materii. Są nim zjawiska elektryczne: poziomy napięć odpowiadające logicznym zerom i jedynkom, transport elektronowych ładunków czy dziur w krzemowych układach. Podobne procesy można dostrzec w mózgu. Oczywiście, opierają się one na strukturach białkowych, a nie półprzewodnikowych, ale elektryczność (elektromagnetyzm) odgrywa i w ludzkim organizmie ważną rolę. I to już wszystko? Czy Kartezjusz byłby zadowolony z tego wyjaśnienia?

W tym miejscu zapewne adwersarz prezentowanego wywodu, i nie bez racji, zechce zauważyć: ale skąd "wiemy, że wiemy"? Albo inaczej: czy można przyjąć, że komputerowy program jest czystą ideą, czy też mamy tu raczej do czynienia z danymi, a więc maszynową reprezentacją idei. A dane, jak się mimochodem rzekło, należą do świata materii. I wreszcie kolejna wątpliwość: czy komputer może cokolwiek "wiedzieć"? Spróbujmy konsekwentnie odpowiedzieć na te uwagi.

Żyjący ser

Zauważmy, że owe zarzuty dają sprowadzić się do pytania o istotę świadomości. Byłby ten fenomen zaledwie feerią elektrycznych iskierek? Spontanicznie odpowiadamy: nie. To coś więcej. Ale "więcej" w stosunku do czego? O ile więcej? Czy pies jest świadomy samego siebie? Niewątpliwie. Zwierzę, tak wysoko usadowione w zoologicznej hierarchii, jest w stanie odróżnić stan obecności człowieka, innego zwierzęcia czy obiektu wokół siebie od stanu nieistnienia. Ta psia świadomość jest rzecz jasna inna od naszej, ale jest. Pies może postrzegać samego siebie. Możemy pieską świadomość nazywać instynktem, ale ani słowna żonglerka, ani skrajny antropocentryzm nie są tu dobrymi doradcami.

Niemniej manewr wprowadzenia psa na scenę naszych rozważań jest łatwy do rozszyfrowania. Zgadza się: teraz zapytamy podobnie o kota. Potem o mysz. A w końcu i o ser. Czy ser żyje? Powiedzmy, że nie. Ale czy potrafimy to udowodnić? Na pewno nie definicjami typu: "Życie to czasowe i przestrzenne zmiany entropii, oparte na strukturach białkowych i katalizowane enzymatycznie". Już owo białkowe ograniczenie budzi wątpliwości natury co najmniej teoretycznej. A do tego ów "enzymocentryzm". Powiązanie życia z funkcją entropii jest pozornie zgrabnym zabiegiem. Że niby żywy organizm się rusza. Pewnie. I jeszcze wydziela ciepło czy w ogóle oddziałuje czasoprzestrzennie z otoczeniem. I to prawda.

A ser się nie rusza? Cóż z tego, że mikrometry na sekundę, zamiast metrów. A jak taki tylżycki czy edamski z otoczeniem pięknie reaguje. Tak, ale ów serek nie robi tego "sam z siebie" i trudno byłoby posądzać go o posiadanie, choćby najbardziej szczątkowej, świadomości. Trudno. Ale spróbujmy. Kto waży się wytyczyć precyzyjną granicę między życiem a jego brakiem? Gdzie jest owo przejście od materii nieożywionej do ożywionej? Co znajduje się w fazie nieciągłości między jednym a drugim stanem? Możemy operować tylko przybliżeniami albo nie zajmować się problemami, które (jeszcze) nie mają znaczenia praktycznego. Albo zmienić nasz model: szufladkowania materii na ożywioną i nieożywioną czy ćwiartowania człowieka na umysł i ciało bądź tworzenia nieprzekraczalnych barier dla świadomości i jej braku.

Tajemnicza dama

I w informatyce nie ma wyraźnych granic między sprzętem a oprogramowaniem. Są rozkazy "zaszyte w krzemie" i funkcje hardware'owe realizowane mikroprogramowo. Jeśli, i względem stanów świadomości, porzucimy selektywność na rzecz holizmu, to staniemy po stronie rozszerzonej ewolucji darwinowskiej. Pitecantropus czy erectus mieli inną świadomość niż sapiens, ale mieli ją! A przed nimi byli inni nasi przodkowie. W końcu i tak nieuchronnie dojdziemy do sera. Cóż takiego różni mrówkę od małpy, albo trudniej, dżdżownicę od kamienia. I co mają wspólnego ze sobą te wszystkie twory? Wyspecyfikowanych cech może być wiele, ale jedna ma znaczenie kluczowe dla odpowiedzi na stawiane pytania.

Wyciągnijmy ją z zanadrza: to informacja. Tak jest. Owa wszechobecna i tajemnicza dama. Niewidzialna, niedotykalna i nieważka. Nieśmiertelna w swych najróżniejszych formach. Wszystko przenikająca i jakże nieuchwytna. Musi być w genetycznych planach najmniejszych komórek, zawiadując ich metabolizmem. I w kosmofizycznych prawach nakazujących gwiazdom spadać na siebie, a galaktykom od siebie uciekać. Jej "zagęszczenie" decyduje o wyższości kociego mózgu nad mysim. I o przewadze myszy nad serem. Oczywiście, mówimy tu o dynamicznej gęstości informacji. Nie sama ilość informacji na jednostkę czasoprzestrzenną jest decydująca, ale liczba powiązań między nimi i dynamika ich zmian.


TOP 200