Meandry integracji

Do odmiennych wniosków zdaje się dochodzić Butler Group: w jej przekonaniu, mimo dostępności coraz to nowych technik i deklaracji dostawców, większość przedsięwzięć integracyjnych niezmiennie kończy się niepowodzeniem. Gdy jednak wczytać się w tę opinię głębiej, okazuje się, że przyczyna tego stanu leży bezpiecznie daleko od informatyki: to brak strategicznej wizji i sprzeczne cele pojedynczych przedsięwzięć powodują, iż właśnie tak się dzieje.

Uzupełniając tę opinię, można by dodać, że to same służby biznesowe są jedną z głównych przeszkód w integracji, o którą skądinąd tak zabiegają. Integracja procesów biznesowych z ich informatycznymi odpowiednikami wymaga czasu i sporych już na początku nakładów. Ani jedno, ani drugie wydaje się nie interesować służb biznesowych, zajętych pogonią za szybkimi, doraźnymi efektami, wyrażanymi takimi miernikami, jak TCO czy ROI. Efekty, i to znaczące, jakie może przynieść solidnie i fachowo wprowadzona integracja, które mogą wystąpić dopiero za kilka długich lat, zdają się nie interesować ani zarządzających, ani akcjonariuszy. Obowiązuje zasada "dziś sukces, jutro awans" (a z nim - zwolnienie z odpowiedzialności za to, co było wczoraj).

Bywa też, że całkiem nieźle zapowiadające się przedsięwzięcia integracyjne tracą rozpęd i grzęzną w zawiłościach i meandrach połączeń i przejęć bądź w wynikłej z tego i trwającej przez lata niestabilności i zawirowaniach będących skutkiem chwiejnej polityki wewnętrznej. O tym, że nie są to sprawy łatwe i nie bardzo wiadomo, jak szybko je rozwiązywać, świadczą przykłady największych nawet, i to w skali świata, licznych w ostatnich latach, połączeń i przejęć dobrze znanych firm informatycznych, które - mimo że informatyczne, są przedsiębiorstwami, jak każde inne. Bo - by jeszcze raz przywołać opinię Butler Group - integracja nie przychodzi sama z siebie. Również integracją trzeba kierować i zarządzać, co jest nie mniej ważne niż sama integracja.

Prawdziwy próg integracji

Próbując - na koniec - odnieść się jednak do wyników tegorocznych notowań największych integratorów krajowych, nie można nie zauważyć, że - podobnie jak w latach poprzednich - mamy chyba podstawowe kłopoty z klasyfikacją tego rodzaju usług. Usług, których świadczenie - jak to stwierdziliśmy już na wstępie - jest postrzegane jako czynnik nobilitujący tego, kto to robi.

Nic też dziwnego, że liczne firmy świadczące usługi informatyczne, największych na naszym rynku nie wyłączając, wykazują spory w nich udział czynności integracyjnych (a jest nawet przypadek, i to firmy niemałej, o roli znaczącej w skali kraju i poza nim, która całość swych usług zalicza do integracyjnych).

Wiedząc to i owo o naszym rynku, chociażby tylko na podstawie jego obserwacji przez lata, nietrudno jednak dojść do wniosku, że dałoby się z czystym sumieniem dopisać do tej listy kilka co najmniej firm (i to wcale nie w dolnej połowie stosownej tabeli), które, w swym skromnym, i - w kontekście tych, które w tabeli są - błędnym przekonaniu, uważają zapewne, że próg integracji leży wyżej niż poziom tego, czym one same się zajmują.

Nie mając jednak w miarę precyzyjnej definicji integracji, trudno oczekiwać w pełni ze sobą porównywalnych wyników. Wyników, wg których dałoby się ocenić, albo chociażby podzielić na zakresy, usługi deklarowane jako integracyjne. Obawiam się jednak, że każda próba uściślenia pytań w tym zakresie może dać efekt odwrotny do zamierzonego: jeszcze więcej będzie gry, a jeszcze mniej odpowiadających rzeczywistości konkretów.

Nie mówimy w końcu przecież o zeznaniu podatkowym, którego każdą rubrykę wypełnia się pod groźbą stosownych odpowiedzialności, lecz o wypełnianej w najlepszej wierze ankiecie, której wyniki i tak weryfikują zdrowy rozsądek i tzw. życie.

Pozostaje jednak niepewność będąca już tylko wynikiem czystej ciekawości: ile to też owoców tych usług, które za rok ubiegły wykazano jako nieintegracyjne, będzie przedmiotem integracji w roku obecnym?


TOP 200