Low-code: cyfryzować można się inaczej

Firmom, które do własnej działalności potrzebują indywidualnie opracowywanych aplikacji, stawienie czoła temu wyzwaniu ułatwia metodologia no-code. Umożliwia ich tworzenie za pomocą wizualnych narzędzi typu „przeciągnij i upuść”, bez konieczności programowania. Takie podejście może też pomóc kolejnemu pokoleniu pracowników. Jak zauważają eksperci z Akademii Leona Koźmińskiego, młodzież, która wkrótce pójdzie do pracy, traktuje kodowanie, jako przykry obowiązek i kolejny punkt na liście oczekiwań wobec nich. Okazało się, że użyteczne programy można już projektować bez znajomości Pythona, R czy Javascriptu.

fot. Pixabay

W tegorocznym wydaniu Computerworld TOP 200 Łukasz Wróbel, wiceprezes WEBCON mówił w wywiadzie między innymi o korzyściach płynących z cyfryzacji, które można odnosić nie tylko w obszarze procesów krytycznych biznesowo, z natury rzeczy wspieranych przez duże systemy informatyczne, takie jak ERP. Często równoległe prowadzenie kilkudziesięciu projektów wymaga dziś innego podejścia, innej alokacji zasobów, innych narzędzi i metodyk.

Już od kilkunastu lat w biznesie funkcjonuje tendencja do podejmowania działań zgodnie z zasadą „robić więcej za mniej”. Nie jest to proste, a sytuację utrudniają dodatkowo problemy z uzyskaniem finansowania przedsięwzięć, zatrudnianiem kolejnych ekspertów (zarówno ze względu na ich niedobór, jak też wysokie wymagania finansowe) oraz wstrzymywaniem przez klientów swoich decyzji zakupowych.

Zobacz również:

  • Webcon łączy siły z MCI Capital
  • Potencjał niskiego kodu

Taki dziś mamy klimat…

Nic dziwnego, że coraz częściej na branżowych konferencjach słychać o możliwościach, jakie przynosi lowcoding.

Programowanie przytłacza

Budowanie aplikacji w podejściu low-code – w bardzo dużym skrócie - to tworzenie aplikacji IT za pomocą gotowych modułów, które wybieramy i dopasowujemy do naszych potrzeb. Nie trzeba znać zasad programowania. Wystarczy wejść na platformę typu low-code. Tam znajduje się „katalog" gotowych funkcjonalności i połączeń, wybieramy i przeciągamy gotowe elementy, podłączając pod to dane. Takie "bloki", które łączy się na platformie nie są linijkami kodu, tylko „kafelkami” z których można korzystać przeciągając je i ustawiając w odpowiedniej kolejności (drag and drop). To sposób, aby projektować narzędzia informatyczne bez kompetencji z zakresu programowania.

„Firmy potrzebują szybkiej ścieżki cyfryzacji, ale często koszty usług informatycznych czy zatrudnienia programistów są dla nich przeszkodą. Z drugiej strony umiejętność tworzenia aplikacji i rozumienie logiki narzędzi IT to coraz ważniejsza kompetencja na rynku pracy. Niestety kodowanie nie budzi entuzjazmu u młodych ludzi” — opowiada dr Monika Sońta, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego, która wspólnie z futurolożką, prof. Aleksandrą Przegalińską oraz kognitywistą, Jackiem Mańką zapytała studentów kierunków nietechnicznych, zebranych w grupach fokusowych, o dwie kwestie. Co jest dla was największym wyzwaniem w programowaniu? Co sprawia największą satysfakcję?

Pytania dotyczyły kodowania w ogóle. Studenci odpowiadali, że programowanie jest przytłaczające, że nie wiadomo, od czego zacząć oraz że to żmudne, długotrwałe zajęcie. Jak dodawali niektórzy, istnieje presja nauki programowania, ale nie ma jasnego wytłumaczenia, po co.

Uczelniane badanie na pewno pokazuje jedno – jeśli w przyszłości chcemy poradzić sobie z niedoborem personalnym na rynku IT, warto pokazać inne możliwości tworzenia aplikacji dla tych, którzy na starcie kariery zawodowej czują opór i zniechęcenie. Jak więc odblokować napięcie między potrzebami rynku, firm i przyszłych pracowników? Bo przecież użyteczne programy można projektować również bez znajomości takich języków kodowania, jak Python, R lub Javascript.

Zdaniem dr Moniki Sońty, lowcoding to autentyczna szansa dla np. małych firm na wypracowywanie narzędzi informatycznych własnym zespołem, bez konieczności kupowania niektórych usług IT. „Magia rozwiązań lowcodowych polega na tym, że ja ci daję software – bezpłatną platformę low-code, a ty dzięki tutorialom, krok po kroku uczysz się, jak łączyć swoje dane, które dotychczas były gromadzone w Excelu. Magia tkwi także w szybkiej wizualizacji danych, bez konieczności rozumienia zasad kodowania. Takie podejście umożliwia szybkie prototypowanie. Tworzymy “coś”, a następnie poprawiamy aplikację, modyfikujemy zawartość i rozszerzamy funkcjonalności” - wyjaśnia socjolożka. By zamienić słowa w czyny, badacze z Akademii Leona Koźmińskiego opracowali bezpłatny podręcznik o lowcodingu. „W naszym podręczniku do lowcodingu tłumaczymy m.in., jak pracować z relacyjnymi bazami danych, które są potrzebne w takim projekcie” — dodaje dr Sońta, która jest współautorką podręcznika. Opracowanie zawiera 12 przykładów rozwiązywania problemów biznesowych za pomocą platformy low-code. Znajdziemy tam m.in. zarządzanie harmonogramem wypożyczania samochodów czy tzw. Small Innovation System, który pomaga organizować procesy wprowadzania innowacji. Jest też aplikacja do wyszukiwania przepisów pasujących do diety i nawyków żywieniowych. Podręcznik w wersji angielskiej, wraz z webinarami, jest dostępny na stronie beeapex.eu od 2 października. Później powstanie również polska wersja.

„Mówimy tutaj o podejściu, w którym programowanie jest znacznie mniej istotne. Chodzi natomiast o rozumienie procesu, który za nim stoi” — wyjaśnia dr hab. Aleksandra Przegalińska. „Ważne, żeby umieć zadać technologii odpowiednie pytanie, a nie posługiwać się formalnym językiem. Lowcoding jest bardzo intuicyjny, zachęcam każdego, żeby spróbował przygody z tą metodą tworzenia praktycznych aplikacji”.

Łatwiej i powtarzalnie

Trzeba też przyznać, że wielu firm zachęcać nie trzeba. Same sięgają po takie rozwiązania.

A jest ich już sporo, tak jak i firm z nich korzystających. I nie są to tylko małe firmy, dla których metoda low-code może być wspomnianym już wybawieniem. Po low-code sięgają też giganci, co można obserwować na chociażby corocznym WEBCON Day, podczas którego duzi międzynarodowi i lokalni gracze pokazują swoje wdrożenia. Tym bardziej, że na przykład propozycja platformy od WEBCON opiera się na pewnej standaryzacji, a to oznacza szybsze i tańsze wdrożenie. We wspomnianym wywiadzie Łukasz Wróbel porównał swoją firmę do fabryki Forda. „Wierzymy, że jesteśmy dziś w tym samym miejscu, w którym był Henry Ford mniej więcej w 1910 roku. Nastąpił wtedy gwałtowny wzrost popytu na samochody osobowe, dlatego Ford postanowił wymyślić sposób na ich tanią i szybką produkcję. Odpowiedzią było uruchomienie w 1914 roku pierwszej taśmy produkcyjnej. Demokratyzacja IT powoduje dziś wyjątkowo wysokie zapotrzebowanie na aplikacje biznesowe. Przeszkodą są nadal wysokie koszty ich dostarczania, które wynikają z podejścia rzemieślniczego. Naszym sposobem na zaadresowanie popytu jest wykorzystanie platformy low-code, która działa w paradygmacie taśmy produkcyjnej, fabryki aplikacji. W WEBCON postawiliśmy na ujednolicenie architektury aplikacji, które z tej taśmy produkcyjnej będą zjeżdżać. To trochę tak, jak w przemyśle motoryzacyjnym, gdzie na bazie jednej platformy modułowej budowanych jest wiele modeli samochodów - często wielu, funkcjonujących w obrębie jednego koncernu, marek. W WEBCON stworzyliśmy właśnie odpowiednik modułowej płyty podłogowej” – wyjaśniał wówczas wiceszef WEBCON.

Cztery kroki do sukcesu

Ostatnio redakcja brała też udział w konferencji „No-code Day” firmy Creatio – kolejnego międzynarodowego gracza na rynku dostawców platform low-code’owych. Sala była wypełniona po brzegi, co potwierdza zainteresowanie technologią. Jeśli coś może być tańsze, szybsze i w wielu sytuacjach da radę zastąpić kodowanie, to dlaczego nie spróbować?

W przypadku Creatio ich produkt (platforma) wspiera potrzeby indywidualnie opracowywanych aplikacji, umożliwiając ich tworzenie za pomocą wizualnych narzędzi typu „przeciągnij i upuść”, bez konieczności programowania. Dzięki temu o wiele prostsze i szybsze jest stworzenie pierwszej, możliwej do produkcyjnego użycia aplikacji (Minimum Viable Product, MVP), bazując wyłącznie na własnych środkach i zasobach ludzkich, a często wręcz bez konieczności szczególnego angażowania zespołu IT.

Firma stworzyła 4 rekomendacje takiego procesu, które mogą być inspiracją dla organizacji.

1. Nowe funkcje i aktualizacje aplikacji powinny być udostępniane tak często jak to możliwe

Już stosowane przy tradycyjnym opracowywaniu aplikacji metodologie programowania zwinnego (agile) zakładały rozbijanie dużych aktualizacji na mniejsze, aby jak najszybciej nowe funkcje były udostępniane użytkownikom. Jest to alternatywa wobec opracowywania co pewien dłuższy czas jednej dużej aktualizacji z wieloma nowymi funkcjami – w ten sposób wyeliminowana jest konieczności oczekiwania na dopracowanie tych spośród nich, na które potrzeba więcej czasu. Takie rozbicie upraszcza też działania w sytuacji, gdyby nowa funkcja działała nieprawidłowo lub nie spełniała oczekiwań – szybciej można wówczas podjąć i ukończyć prace naprawcze.

2. Właściwy zakres i podział zadań

Kolejnym krokiem jest właściwe podzielenie zadań dotyczących publikacji aplikacji w fazie MVP na fragmenty oraz określenie ich zakresu. Warto oprzeć się pokusie, aby w tej początkowej wersji udostępnić pełną oczekiwaną funkcjonalność. Idealnie byłoby, gdyby wersja MVP obejmowała relatywnie niewielki zakres, ale wystarczający, by użytkownicy mogli zacząć korzystać z produktu i weryfikować jego wartość biznesową.

Jako przykład można podać typowy proces sprzedażowy w przedsiębiorstwie. Jego szeroki zakres będzie prawdopodobnie zbyt duży, aby udało się go objąć w całości podczas fazy MVP. Zamiast tego należy więc przeprowadzić inwentaryzację możliwych procesów biznesowych dotyczących sprzedaży zdefiniowanych w prototypie, a następnie podzielić je na jak najwięcej mniejszych podprocesów (takich jak zarządzanie potencjalnymi klientami, zarządzanie szansami sprzedażowymi, prognozowanie sprzedaży w przedsiębiorstwie itd.). Pomoże to w selekcji i priorytetyzacji zakresu MVP.

3. Ostrożne zarządzanie zależnościami i ich rozdzielanie

Bardzo ważne jest, aby minimalizować ilość zależności pomiędzy poszczególnymi elementami aplikacji tworzonymi w modelu no-code. W przeciwnym razie, jeśli zakres funkcji będzie zbyt duży i obecnych będzie wiele zależności krzyżowych z innymi funkcjami, trudno będzie utrzymać wysokie tempo częstego, być może nawet codziennego udostępniania nowej wersji oprogramowania.

Jeśli aplikację rozwija wiele osób, kluczowe jest, aby przy minimalizowaniu liczby tych zależności uwzględniać też kwestie odpowiedzialności za tworzenie poszczególnych funkcji przez odrębne zespoły.

4. Inwestycja w automatyzację ciągłego wdrażania

Aby w pełni móc wykorzystać moc narzędzi no-code, warto zainwestować w mechanizmy automatyzujące wdrażanie i udostępnianie stworzonych w ten sposób aplikacji oraz ich aktualizacji. Dzięki temu przeniesienie aplikacji no-code do środowiska produkcyjnego będzie wymagało zazwyczaj jedynie zatwierdzenia i kliknięcia jednego przycisku. Przyspieszy to pracę, zmniejszy złożoność całego procesu oraz podatność na błędy ludzkie.

Jednym z często niedocenianych scenariuszy zapewnianych przez mechanizmy automatyzacyjne jest możliwość szybkiego wycofywania zmian w przypadku, gdy okaże się, że aktualizacja nie działa zgodnie z oczekiwaniami. Dzięki temu użytkownicy będą mogli nadal korzystać z aplikacji w dotychczasowy sposób, a jej operatorzy w tym samym czasie skupią się na rozwiązywaniu problemów i poprawianiu błędów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200