Lokalni i innowacyjni

Nasi niezależni lokalni operatorzy telefoniczni, choć są obecni na rynku stosunkowo krótko, dotąd prezentują filozofię działania pochodzącą z poprzedniej epoki. Wielu z nich tradycyjnie czerpało siły do walki rynkowej z tradycyjnej niechęci do TP SA, lecz z takiego konfrontacyjnego dystansu można było nie dostrzec, że jedyny zdefiniowany przez nich przeciwnik już przegrupowuje siły. Wówczas łatwo zostać w tyle, a jedyną satysfakcją będzie przekonanie o słuszności swych racji w sporach na temat umów interconnection.

Opublikowany niedawno raport firmy konsultingowej MacKinsey zawiera jasno sformułowane wyzwanie dla wszystkich światowych operatorów lokalnych stacjonarnych sieci dostępowych: "Jeżeli chcesz przetrwać, musisz przestać szczycić się posiadaną infrastrukturą i liczbą abonentów, ale zwyczajnie zacząć robić biznes. Zredukuj koszty, stosuj nowe elastyczne technologie, przebuduj kanały kontaktu z klientem, zarówno w sensie organizacyjnym, technicznym, jak i marketingowym. Jeżeli czegoś sam nie potrafisz robić na rynku zdecydowanie lepiej niż inni, decyduj się na outsourcing, twórz konsorcja i spółki zależne".

Europejskie telekomy, które, pomimo prywatyzacji, podobnie jak TP SA trzymają się korzeni przerośniętych zbiurokratyzowanych monopoli, nadal mają różne koncepcje przystosowania się do warunków konkurencyjnego rynku. Mimo wyraźnych przejawów konkurencji, ich pozycja jest nadal nie zagrożona. W opublikowanym przez Komisję Europejską siódmym przeglądzie stosowania regulacji telekomunikacyjnych czytamy, że w większości krajów członkowskich ponad 90% lokalnych połączeń telefonicznych nadal jest realizowanych za pośrednictwem byłych monopolistów.

Trzeba się przystosować

W warunkach gry rynkowej telekomy muszą w coraz większym stopniu brać pod uwagę nie tylko własne wyobrażenie o pozycji na rynku sieci i usług telekomunikacyjnych, ale również przesłanki kierujące procesami decyzyjnymi na rynku kapitałowym. Inwestorzy są znacznie mniej tolerancyjni wobec niejasności w planowaniu projektów telekomunikacyjnych niż w połowie lat 90. kiedy wartość światowego rynku tele-komunikacyjnego wzrastała optymistycznie o ponad 20% rocznie, znacznie szybciej niż PKB. Jest to nadal sektor wzrostowy, ale w jego ocenach jest już mniej bezkrytycznego entuzjazmu.

Teraz podobnie jak we wszystkich innych firmach prywatnych, inwestorzy wybierają projekty, kierując się rachunkiem efektywności wykorzystania zasobów, wymiernymi osiągnięciami, zdolnością zarządzania aktywami. Nawet najbardziej potrzebne (ze względów rynkowych) projekty, które uznaje się obecnie obiektywnie za przyszłościowe, jak telefonia komórkowa czy transmisja danych, mogą nie znaleźć inwestorów, jeżeli nie uda się zaprezentować inwestorom przekonującej wizji podstawowego obszaru działalności.

Niezależnie od tego, jak rozłożą się siły pomiędzy większymi operatorami europejskimi, dzielącymi między siebie rynki lokalne i starającymi się konsolidować rynki radiokomunikacji oraz transmisji danych, i ilu z nich przetrwa te zmiany, rynek sieci lokalnych musi ulec jeszcze głębszej ewolucji. Operatorzy lokalni, którzy często wchodzą na rynki spontanicznie wynajdując niszowe okazje, będą musieli wybierać między konsolidacją wymuszoną przez ekonomię skali a specjalizacją, oferując specjalistyczne aplikacje, przydatne poza obszarem ich pierwotnego działania.

Muszą być gotowi na nieuchronny spadek cen. Muszą sobie również poradzić z tym, że telefon komórkowy staje się nieuchronnie substytutem telefonu stacjonarnego. Konieczne jest uruchomienie wszelkich możliwych zasobów innowacyjności. Bariera popytu dla tradycyjnej telefonii stacjonarnej nie jest jednak zmartwieniem, tylko inspiracją do innych rodzajów aktywności na rynku, wynajdywania odmiennych sposobów oferowania usług, formowania ich w pakiety dostosowane do indywidualnych potrzeb, na pewno w połączeniu z usługami szerokopasmowymi i aplikacjami.

Czy kłopoty polskich operatorów lokalnych sieci telefonicznych cechuje szczególna specyfika, która odróżnia polski rynek od światowego? Oczywiście, tak. Nadal mamy wiele dowodów słabości naszego sektora telekomunikacyjnego: jest nią przede wszystkim niska dostępność, a co za tym idzie wszystkie konsekwencje niskiego poziomu wykorzystania usług. Drogi wyjścia z kryzysu inwestycyjnego na rynku wydają się jednak analogiczne do tych, które muszą pokonać inni operatorzy europejscy. W sukurs operatorom powinny pójść alternatywne technologie dostępowe oraz wydajniejsze wykorzystanie dotąd stosowanych.

To, że tendencja do zahamowania koniunktury na lokalne stacjonarne sieci telefoniczne pojawia się w Polsce na długo przed osiągnięciem średniej europejskiej, na pewno nie może cieszyć kogoś, kto na taki telefon nadal bezskutecznie czeka. Nie będzie również powodem do radości dla zarządów firm telekomunikacyjnych, które nie przetrwają zmian. Jest jednak ona optymistyczna w tym, że prawdopodobnie jest nam bliżej do spełnienia naszych aspiracji w telekomunikacji, niż mogliś- my sądzić. Z przedostatniego miejsca w Europie (przed Albanią) byliśmy dotąd zawsze trochę przygnieceni perspektywą wieloletniej pogoni za uciekającymi standardami dostępności usług w wysoko rozwiniętych krajach Unii Europejskiej. Dostosowywanie się do trendów ekonomicznych, sterujących rynkami znacznie lepiej rozwiniętymi niż Polska, świadczy o tym, że odrywamy się od pozycji marudera i idąc na skróty może się nam udać rozwinąć rynek usług przy wykorzystaniu rozwiązań już nietradycyjnych.

Piotr Rutkowski jest jednym ze współtwórców koncepcji nowego Prawa telekomunikacyjnego. Prowadzi własną firmę konsultingową Rotel, specjalizującą się w problematyce strategii rozwoju telekomunikacji, regulacjach dla rynku telekomunikacyjnego i zagadnieniach bezpieczeństwa informacji.


TOP 200