Łączenie światów technologicznych

Kilka lat temu świat technologiczny dumnie niósł chmurę na sztandarach. Dziś następuje weryfikacja oczekiwań i rzeczywistości. Zmierzamy bardziej w stronę hybrydowego IT i szukamy sposobów na łączenie różnych środowisk i różnych źródeł powstawania danych. O wyzwaniach technologicznych i dążeniu firm do modeli opartych o wiedzę płynącą z danych rozmawiamy z Arkadiuszem Sikorą, Country Managerem VMware w Polsce

fot. VMware

Współczesne modele biznesowe budowane są na danych. To na nich dziś firmy chcą zarabiać. Organizacje chcą być nazywane i chcą być data driven. Ale czy my dziś potrafimy z danych w pełni korzystać i monetyzować je?

Warto postawić sobie pytanie, o jakich danych i gdzie powstających mówimy. Gdzie powstają dane? Wszędzie. Jakie to dane? To zarówno techniczne, wynikające z łączności i sposobu łączności, jak i dane na wyższym poziomie, wynikające z aplikacji. Wszyscy zbieramy jakieś logi. Mamy więc dane, ale czy mamy informację? Jakąś na pewno, ale czy taką, która jest w stanie odpowiedzieć nam na kluczowe pytania? W naszym świecie VMware często spotykamy się z tym, że klienci mają X narzędzi monitorujących, każde z nich ma zaś swoją konsolę, specyfikę. I jaki jest całościowy obraz? Nie wiadomo do końca. Kluczem jest spojrzenie na dane, z których ostatecznie można coś wartościowego dla biznesu wyciągnąć. To nie o to chodzi, by zbierać je bez opamiętania.

Zobacz również:

  • IDC: Wzrost popularności sieci SD-WAN wynika z wymagań dotyczących łączności w chmurze i atrakcyjności SASE
  • Nowy podcast Computerworld Tech Trends

Dane to jeszcze nie informacja, trzeba przekuć je na informację. Do tego coraz lepiej nadają się systemy analityczne, a te z kolei najlepiej realizowane są w chmurach.

My mówimy o pozytywnym aspekcie danych – że wyciągniemy z nich informacje. Ale jest jeszcze warstwa druga strona - bezpieczeństwa i to, kto może widzieć pewne typy danych, które generuję. Tu jest jeszcze wiele do zrobienia, choćby w kontekście IoT. Na dziś to kilka miliardów takich urządzeń, a będzie jeszcze więcej. To będzie generowało ogromny strumień danych. I pojawia się pytanie – co ja, jako konsument, mogę wiedzieć, co jest o mnie zbierane.

Czy można zidentyfikować przeszkody, które polskim przedsiębiorstwom utrudniają w dążeniu do bycia data driven?

Mimo wszystko analiza danych to nowa dziedzina i nie ma jeszcze za dużo specjalistów, którzy tak spojrzą na dane, by z tego wyszła wartościowa informacja. Zaczynamy to robić, ale tych ludzi jest naprawdę mało. Wszyscy zbieramy dużo danych, każdy by chciał je monetyzować w jakiś sposób, ale dopóki nie będzie kim wytworzyć informacji z danych, będziemy ciągle w blokach startowych. Przeczytałem niedawno, że w IT, jeśli chodzi o zarobki, to są one wysokie wśród specjalistów od programowania w Pythonie. Można się dziwić, bo przecież nie jest to jakiś nowy język. Ale to język używany do zarządzania wielkimi zbiorami danych. Biblioteki analityczne są pisane w Pythonie.

Pamiętajmy, że nawet jak dostaniemy narzędzie do analizy, to na końcu musi być człowiek, który rozumie, co jest zbierane i co jest potrzebne biznesowi.

O monetyzacji mówią wszyscy, ale to nie jest proste. Nawet jak wiemy, które dane są wartościowe, to okazuje się, że np. przeceniamy wartość rynkową danych, albo nie potrafimy ich sprzedać. To jest jak z produktami czy usługami. Nie każdy produkt jaki wymyślimy jest takim, który się sprzedaje. I z danymi jest podobne. Możemy sobie wyobrażać, że jakiś zbiór danych jest wartościowy, ale on jest na tyle wartościowy dla rynku, ile jakiś klient będzie chciał za niego zapłacić.

Ale to może być też monetyzacja wewnętrzna. Dla mnie korzyści z danych powinny pojawić się też wewnątrz organizacji.

Myślę, że korzyść dla samej organizacji to podstawowy krok. Na przykład mamy teraz kryzys energetyczny. Wiedza o tym, gdzie powstają nasze koszty związane z energią i umiejętność uchwycenia tego, zanalizowania, być może nałożenia wzorców ludzkich, wpływających na zużycie energii, może spowodować , że znajdziemy odpowiedź jak tym lepiej zarządzać i uzyskać poprawę efektywności.

A czy miejsce przechowywania danych i miejsce, skąd są wywoływane, ma znaczenie? Podobnie jak sposób ich wywoływania?

Jak one przechodzą to nie jest w sumie istotne. Dla mnie mają przejść bezpiecznie, z punktu widzenia integralności danych, jak i mają przejść niezawodnie, czyli w taki sposób, by nie czekać na nie. Staliśmy się niecierpliwi, walor natychmiastowości jest dziś wbudowany w technologię. Klikam – mam.

Wtórne jest to gdzie te dane są przechowywane, bo dziś mogą być wszędzie. Częściowo są w lokalnych centrach danych, u dostawców usług, w chmurze. Z perspektywy właściciela danych ważniejsze jest, by dane rozproszone były w ten sam sposób zarządzane, zabezpieczone, żeby dostęp do nich był tak sam, bez tworzenia dwóch odrębnych światów. Jeśli potrafimy stworzyć dla takich danych wspólny świat – a my jako VMware to potrafimy – to w sposób automatyczny staje się to przezroczyste. Technologia pod spodem staje się wtórna, przenosimy się z warstwą abstrakcji wyżej. Udostępniamy platformę do wykonywania aplikacji, do przechowywania danych, a to co pod spodem - to już nasze zmartwienie, by działało sprawnie i bezpiecznie.

Gdzieś oczywiście jest warstwa transportu danych, przepustowości, zwłaszcza w świecie, w którym aplikacje natywne SaaS mają gdzie indziej przechowywane dane. Spięcie tych modeli, bezpieczeństwo komunikacyjne, jest równie ważne. Oczywiście w tym wypadku, jeśli mówimy o globalnych providerach, twierdzę, że jest co najmniej dobrze. To biznes referencyjny, wpadki w utracie danych przez wielkiego gracza nie da się ukryć. Rzutuje to od razu na zaufanie.

Skoro dotknęliśmy chmury, to chciałbym się zapytać o to, gdzie dziś ona jest i czym jest? Kilka lat temu świat technologiczny dumnie niósł chmurę na sztandarach. A dziś, według mnie, następuje weryfikacja oczekiwań i rzeczywistości – mamy multicloud, hybrydowe IT, rzeczywistość jest opisywana na nowo, chmura też definiowana jest na nowo.

Nie będzie świata, w którym będzie tylko chmura. Świat on-premise dalej będzie istniał.

Nikt nie wyda pieniędzy tylko po to, by on-premisowe aplikacje przenieść do chmury dla samego przenoszenia. To ma działać, być efektywne, umożliwiać rozwój naszego biznesu. Są aplikacje tak monolityczne i wrośnięte w DNA firmy, że nie da się ich zmienić ani z dnia na dzień, ani nawet z roku na rok, a napisanie ich od nowa mija się z biznesowym wytłumaczeniem.

Co się wtedy robi? Co można zrobić? Lepiej już je rozbijać, tworzyć mikroserwisy i dokładać kolejne funkcjonalności, które lepiej będą działać u klientów. To można zrobić obok głównej aplikacji i jednocześnie znacząco poprawić percepcję marki. Ponieważ my postrzegamy marki/firmy przez pryzmat tego, jak działają ich aplikacje, na przykład bankowe.

Najlepiej by aplikacja była w chmurze, ponieważ jest bliżej klienta, a to oznacza szybsze działanie. Ale ten świat trzeba połączyć ze światem back-endu. Czyli już robi się jakaś kolejna hybrydowość. Takie są realia.

I takie są wyzwania dziś – jak łączyć te światy, skoro wiemy, że żaden z nich nie wyeliminuje tego drugiego?

To nie sztuka napisać aplikację. Sztuką jest, by ona dobrze działała, jak jest bezpieczna, aktualna – w środowisku produkcyjnym robiła co ma robić i jednocześnie nie robiła tego, czego robić nie może, czyli np. umożliwiała wejść niepożądanej do infrastruktury itp. Dzisiejszy świat wymaga zdyscyplinowanego podejścia do bezpieczeństwa. Dziś przysłowiowa serwerownia nie ma perymetrów obrony. Otworzyliśmy się na świat i stamtąd przychodzą różne zagrożenia. Świat multicloud i hybrydowy generuje rosnący chaos, czy to od strony bezpieczeństwa, czy od zarządzania. A to oznacza, że musimy mieć wiele kompetencji i zasobów, by tym zarządzać. Jak jest ileś technologii, to musimy tym spójnie zarządzać i mieć kogoś, kto patrząc mi prosto w oczy powie: „tak, jesteśmy bezpieczni”. Jeśli mamy różne komponenty, które u podstaw nie były tworzone do współpracy ze sobą, to trzeba znaleźć wspólny mianownik. VMware ma tu propozycję. Chcemy ten chaos uporządkować, nadać mu reguły i struktury, które nie zależą od tego, w którą stronę klient przesuwa się z danymi i aplikacjami – czy idzie do chmury, czy jest na styku chmur prywatnej i publicznej, czy w jakiejś dostarczanej przez lokalnych providerów. To nie jest ważne, to nie powinno nas ograniczać, co my chcemy biznesowo zrobić dziś. Klient musi mieć możliwość przesuwać aplikacje gdzie chce - między chmurą, DC, dziś tak, a jutro inaczej, w zależności, jak układa mu się model biznesowy. I chodzi o to, by ta zmiana, potrzeba by zrobić inaczej, nie była wstrzymywana przez technologię.

To co proponujemy to Exit Strategy. Czyli zawsze mam możliwość powrotu. Jeśli klient wykorzysta nasze narzędzia, nie jest do niczego zmuszony w kontekście chmury. Przejście do innej chmury nie będzie procesem skomplikowanym. Tak samo powrót stamtąd. Albo przeniesienie się z naszą pomocą z chmury do własnego DC. Firmy muszą mieć po prostu wolny wybór, oczywiście uzasadniony kosztami, w wyborze miejsca dla danych i aplikacji. I to one mają czuć się z tym dobrze.

Dziś wybór jest. Zarówno narzędzi, aplikacji, też chmur. To nie wprowadza zamieszania?

Klienci mówią nam, że mnogość tworzy chaos. Każdy chciałby jednocześnie korzystać z technologii, ale kontrolować ją przysłowiowym jednym guzikiem. Czy tak się da? Coraz więcej dostawców pokazuje, że tak. My na przykład stosujemy podejście cloud smart – ta filozofia jest po to, by z jednej strony dać biznesowi możliwość korzystania ze wszystkich innowacji płynących z chmury, bo to tam generuje się ich najwięcej, a z drugiej strony byśmy robili to w taki sposób, by było to bezpieczne, proste dla naszej infrastruktury od strony zarządczej, spójne, dające się monitorować.

A czy tej sprawy nie rozwiązują kontenery?

Właśnie. Dziś świat kontenerów, czyli świat nowoczesnego rozwoju aplikacji i świat maszyn wirtualnych, często traktuje się oddzielnie. To ja się zapytam tak – czy z punktu użytkownika końcowego czy konsumenta aplikacji ma jakiekolwiek znaczenie, czy jego aplikacja, która pomaga mu robić biznes jest wykonywana w środowisku kontenerowym czy maszyn wirtualnych, jak vSphere? Nie ma żadnego, on widzi efekt końcowy. A to oznacza, że nie ma żadnego powodu, dla którego te dwa świata należy traktować oddzielnie. Tym bardziej, że one ze sobą rozmawiają. Mogę mieć na przykład back-endową aplikację, która jest w środowisku maszyny wirtualnej, a front-endowe kawałki tej aplikacji są napisane za pomocą lżejszych protokołów przy pomocy Kubernetes. Tu też jest hybrydowość, ona jest wszędzie. I znów – trzeba zarządzać w tym w taki sposób, byśmy tego nie rozróżniali. Przecież na drodze czerwone światło jest tak samo dla ciężarówki jak dla auta osobowego, to są te same reguły. One, w przypadku pracy różnych technologii, na koniec dnia - z punktu widzenia biznesu - muszą być takie same.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200