Wcześniej tragedia Mt.Gox i setki tysięcy dolarów poszczególnych klientów utopione we wniosku o upadłość, a teraz przypadek Flexcoina. Cierpliwość i poczucie bezpieczeństwa entuzjastów elektronicznej waluty zostało wystawione na poważną próbę.

Twórcy serwisu Flexcoin nazywali go bankiem bitcoinów. Pozostając w tej stylistyce, można uznać, że internet był niemym świadkiem misternie zaplanowanego skoku, z rozbiciem kasy włącznie. Flexcoin natychmiast zamknięto.

Zobacz również:

• Cyberobrona? Mamy w planach

Kradzież miała miejsce 2 marca 2014 roku. Sprawcy w bliżej nieokreślony sposób dostali się do tzw. portfela z gotówką (hot wallet) i przelali stamtąd wszystkie 896 bitcoiny na dwa adresy (1NDkevapt4SWYFEmquCDBSf7DLMTNVggdu, oraz 1QFcC5JitGwpFKqRDd9QNH3eGN56dCNgy6). Co stało się z nimi potem, nie wiadomo.

Choć wszystkie transakcje przy użyciu wirtualnej waluty są jawne i wiadomo dokąd wytransferowano zasoby Flexcoin, jedną z cech bitcoinów jest anonimowość ich posiadaczy. Brak więc możliwości śledzenia przepływów w tradycyjny sposób. Dzięki temu właśnie wirtualna waluta uznawana jest za przejaw nieskrępowanej wolności. Czyni ją to jednak także podatną na ataki cyberprzestępców. Tym razem łup wart był (w przeliczeniu opartym o kurs z 4 marca 2014 roku) prawie 466 tysięcy euro (1,9 mln złotych).

Za szczęście w nieszczęściu można uznać fakt, że złodzieje nie zdołali wytransferować także bitcoinów przechowywanych w tzw. chłodziarce (cold storage), czyli na serwerach wyłączonych z sieci. Flexcoin oświadczył, że zgromadzone tam bitcoiny będą oddawane właścicielom.

Najwidoczniej, po zachwycie nad elektroniczną walutą i spektakularnymi sukcesami serwisów obsługujących transakcje przyszedł czas na mroczne oblicze Bitcoinów i ochłodzenie nastrojów.

Krajobraz nowych zagrożeń będzie jednym z tematów konferencji SEMAFOR 2014, która odbędzie się w dniach 27-28 marca 2014r.