Inwestycyjna ruletka

Duży może więcej

W Comp Rzeszów Enterprise Investors zainwestował 5 mln USD. Głównymi udziałowcami spółki są: Adam Góral, Jacek Papaj i EI. Comp Rzeszów na słabym rynku radzi sobie doskonale i spółka deklaruje, że w pierwszym kwartale 2004 r. będzie chciała wejść na giełdę. Jest to całkiem realna opcja, biorąc pod uwagę wyniki firmy za rok ubiegły. Przychody wyniosły ponad 82 mln zł (60 mln zł rok wcześniej), a zysk 7,3 mln zł (5,6 mln zł). W tym roku wyniki rzeszowskiej spółki mają wynieść odpowiednio: 94 mln i 10 mln zł. W roku 2003 spółka chce pozyskać cztery, pięć znaczących kontraktów, wiąże też nadzieje z rozwojem Banku Pocztowego. W planach na najbliższą przyszłość jest również stworzenie Centrum Rozwoju Oprogramowania dla Europy Środkowej i Wschodniej, opartego na inwestycjach kapitałowych w Czechach, Słowacji i na Węgrzech.

Pozostałe spółki, w które zainwestował Enterprise Investors - AB, Computer Service Support, e-point i Teta - mieszczą się w pobliżu wspominanego wyżej środka. Z nieoficjalnych informacji przedstawicieli funduszu wynika, że uda mu się odzyskać 25-50% zainwestowanych pieniędzy, ale dopiero w perspektywie kilku kolejnych lat.

Dużą niewiadomą pozostaje Teta. W szczytowym okresie rozwoju spółka zatrudniała ponad 400 pracowników, dziś - zaledwie 170. W ciągu ostatniego roku odeszło lub zostało zwolnionych wiele osób opiekujących się poszczególnymi liniami produktowymi, m.in. Teta_CRM, Teta_C i Teta_Controlling. Zostało również zwolnionych sporo specjalistów zajmujących się analizą, projektowaniem i programowaniem systemów. Od trzech lat spółka notuje obroty na nie zmienionym poziomie. Rok 2002 Teta zamknęła przychodami na poziomie 29 mln zł (30 mln w 2001 r.) i zerowym zyskiem.

Za kadencji Grzegorza Jałowca, poprzedniego prezesa wrocławskiej spółki, rozważana była strategia stopniowej rezygnacji z własnych produktów i przejścia na sprzedaż i wdrożenia oprogramowania partnerów. Nie została ona zaakceptowana przez udziałowców, co zakończyło się zmianą prezesa. Obecna strategia Tety zakłada utrzymywanie wszystkich linii produktów i budowanie wzrostu sprzedaży w oparciu właśnie o nie. W 2003 r. firma wprowadzi na rynek nowe wersje sztandarowych pakietów Teta_C i Teta_2000. "Przeprowadzona przez nas redukcja zatrudnienia była ściśle związana z zakończeniem tworzenia i stabilizacją nowych wersji naszych produktów. Przez kilka kolejnych lat będziemy rozwijać produkty w oparciu o położone w ubiegłych latach fundamenty. Nie wymaga to utrzymywania tak licznego zespołu analityków i programistów. Zespół programistów liczy prawie 40 osób, a to wystarczy do utrzymania produktów" - wyjaśnia Jacek Krawczyk, obecny prezes wrocławskiej spółki.

Prezes Tety zwraca uwagę na to, że kiedyś firma, zatrudniając prawie dwa razy więcej osób, osiągała podobne przychody. Dziś więc jest o wiele bardziej efektywna. Na razie nie znajduje to jednak odzwierciedlenia w zysku netto. W tym roku spółka chciałaby również pozbyć się zakupionej przez Artura Stanejkę, współzałożyciela i pierwszego prezesa Tety, hali fabrycznej o powierzchni ponad 16 tys. m<sup>2</sup>, w której mieści się jej siedziba, a której większa część jest wynajmowana. "Chcemy skupić się na podstawowej działalności" - deklaruje Jacek Krawczyk. Mimo inwestycji Enterprise Investors, Teta nie rozwinęła się w dużego gracza na polskim rynku, ale wydaje się, że polski rynek producentów oprogramowania wspomagającego zarządzanie nie jest na tyle duży, aby utrzymać 400-osobową spółkę zajmującą się produkcją własnych rozwiązań. Być może szansą byłoby wytwarzanie oprogramowania na eksport, ale dotąd spółka nie zaistniała na rynkach zagranicznych.

Nadzieja w Unii Europejskiej

Wydaje się, że fundusze venture capital łączą duże nadzieje z wejściem Polski do Unii Europejskiej i ewentualnym zainteresowaniem średnich spółek europejskich polskim partnerem, który mógłby stać się dla nich "stopą w drzwiach" prowadzących na polski rynek. Trudno dziś ocenić, czy są to nadzieje uzasadnione. Wiadomo natomiast, że spółki nie odnotowujące systematycznych wzrostów obrotów i zysków na wejście na giełdę nie mają szans. Inwestorzy finansowi nie widzą na tym rynku potencjału, podobnie jak banki, które coraz bardziej niechętnie odnoszą się do udzielania kredytów długoterminowych czy nawet kredytowania bieżącej działalności takich spółek. Jest to szczególnie odczuwalne przez dystrybutorów, dla których kredyt obrotowy jest podstawą działalności. Sprzedaż udziałów w doinwestowanych spółkach firmom nieobecnym na polskim rynku jest więc dla funduszy jedyną szansą na odzyskanie choćby części pieniędzy.


TOP 200