IFA – czyli już po wakacjach...

Berlińskie targi elektroniki i technicznego sprzętu domowego IFA każdego roku są pierwszą dużą imprezą tego typu po wakacjach. Inaugurują one także sezon konferencyjny, gdyż towarzyszą im liczne seminaria i konferencje. Pośród tych ostatnich uwagę zwróciło wystąpienie wysokiego rangą przedstawiciela Microsoftu, firmy, którą dotąd trudno było tam w ogóle zauważyć. Poza bieżącymi liczbami dowodzącymi sukcesu Windows 10 zaprezentował on szereg komputerów typu 2‑in‑1 i All‑in‑One różnych producentów. Jego zdaniem to one właśnie będą przyszłością komputerów osobistych, od szkół po biznes.

Organizatorzy Targów chyba przejęli się moją ubiegłoroczną krytyką, zarzucającą ich imprezie dominację stoisk ze sprzętem pomocniczym, w rodzaju toreb, plecaków, etui itp. W tym roku znaleźć takie stoiska było naprawdę trudno. Co innego było jednak przeszkodą w zwiedzaniu – gęsty, wolno poruszający się tłum, niczym przed laty na Targach Poznańskich w ich środkową niedzielę.

Pierwsze tegoroczne wrażenie było takie, że nie widać już sprzętu, który nie ma jakiegoś ekranu. Włączając w to żelazka do prasowania i odkurzacze (pośród tych ostatnich ponownie dominują tradycyjne workowce, a w wyraźnym odwrocie są tzw. cyklony). Desperacko rozglądając się za czymś bez ekranu, znalazłem tylko francuski kieszonkowy parowy odświeżacz odzieży, kształtem i wyglądem przypominający kubek-termos do kawy. I też francuskie grzejące przez kilka godzin wkładki do butów, ładowane przez USB, z regulacją temperatury przez aplikację w telefonie.

Zobacz również:

  • Podsumowanie IFA 2023 okiem redakcji Computerworld
  • Intel może stanąć w obliczu poważnego wyzwania

Co do wielkich ekranów, czyli telewizorów (największy, jaki zauważyłem, miał 98 cali), to wygląda na to, że ludzie są wyraźnie zgubieni w tych wszystkich wielkościach, rozdzielczościach i technologiach uzyskiwania obrazu i dźwięku, za którymi zwyczajnie nie nadążają już potrzeby i sprawność ludzkich zmysłów.

Liczni więksi wystawcy, chcąc zatrzymać zwiedzających na dłużej w towarzystwie swej marki, część powierzchni przeznaczyli na czysto komercyjne bary i restauracje. Odpoczywając tam przy jedzeniu i piciu, ludzie mieli stale przed oczami wielkie firmowe logo danego wystawcy. Skoro już o potrawach mowa, była na Targach i swoista drukarka 3D, która zamiast roztopionego filamentu natryskuje surowiec z zasobnika (tuba). Surowcem może być ciasto (wtedy trzeba to jeszcze upiec w piecu), gęsty sos, płynna czekolada itp. Spory zapas kształtów ciast i ornamentów dekoracyjnych – w pamięci urządzenia.

Nie zaskoczył mnie natomiast, okrzyczany tam jako nowość, modułowy komputer Acera, do budowania z klocków-plasterków zawierających poszczególne moduły (zasilacz, procesor, dysk...), układanych jeden na drugim. Zupełnie podobną konstrukcję miał pod koniec lata 80. znany również w Polsce komputer DRS300 brytyjskiej firmy ICL (przejętej później przez Fujitsu). Jego moduły, w odróżnieniu od rzeczonego Acera, ustawiało się pionowo, obok siebie.

Motywem przewodnim całych tegorocznych Targów był internet przedmiotów. Bardzo liczne propozycje z tego zakresu nie wykraczały jednak poza najróżniej pojmowane koncepcje Smart Home, a tzw. wearable technologies koncentrowały się na rejestracji z różną szczegółowością funkcjonowania organizmu ludzkiego. Każdy dłubie tu coś własnego, co zresztą przyznają w rozmowach sami producenci, podkreślając, że wojna o standardy jest jeszcze przed nami. Jak na dziedzinę nową nie brak udziwnień, za jakie można chyba uznać pralkę, która przez aplikację w telefonie potrafi pytać, czy dodać może więcej środka piorącego, bo jej zdaniem, dla danej porcji prania typowa dawka to za mało. Nie mogłaby sama podjąć tak prostej decyzji?

Na tegorocznych Targach IFA wyróżniały się dwa kraje: Turcja i Chiny. I to zarówno pod względem propagandowym jak i wystawienniczym. Twórcze i innowacyjne ambicje, ale i dokonania obu państw sięgają już daleko poza zwykłe składanie tego, co zaprojektowali inni. Był też mocny akcent polski: jak co roku stoisko duże, przejrzyste i trochę ascetyczne w stylu skandynawskim miała Amica. A to, co pokazywała, zupełnie nie ustępowało innym. Polski było słychać często, dość liczne były rodziny z małymi nawet dziećmi. W ich rozmowach nie dawało się jednak usłyszeć najbardziej popularnego polskiego słowa – więc byli to chyba tubylcy, a nie – goście z Polski.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200