Hipermedium

Wideokomórka

Mówimy tu jednak tylko o urządzeniach stacjonarnych, gdy tymczasem społeczeństwa mobilne są otwarte na technologie informacyjne. Tu największy potencjał przyszłościowy ma telefon komórkowy - komputery naręczne (handheld, palmtop) są rozwiązaniem niszowym o funkcjonalności stopniowo przejmowanej przez "komórki". Podobny los może spotkać wciąż niedopracowane standardy komputerów "ubieralnych" (wearable).

Telefonia komórkowa wywodzi się z obszaru komunikacji dźwiękowej, gdzie osiągnęliśmy już niemal granice możliwości i doskonałości.

Niewielką komórkę można zawiesić sobie na uchu i w ten sposób wygodnie konwersować.

Inne modele umożliwiają zakładanie ich niczym zegarka na rękę - wystarczy zbliżyć je do ucha, aby podjąć dialog z rozmówcą. Miniaturyzacja tych urządzeń nie może jednak przebiegać w nieskończoność, choćby z uwagi na "rozdzielczość" ludzkich palców.

Komórka powoli staje się także wideokomórką. Pozwala na transmisje i zapamiętywanie obrazu, także ruchomego, ale ile można zobaczyć na ekranie o przekątnej jednego cala z przecinkiem? Problem polega na tym, że mamy tu do czynienia z tzw. wyświetlaczami bezpośrednimi (direct display), czyli typowymi urządzeniami końcowymi, służącymi do oglądania obrazów w skali 1:1. O wiele ciekawsze są dwie inne kategorie: wyświetlacze projekcyjne i wirtualne.

Obrazy naoczne

Wyświetlacze projekcyjne (projection display) wytwarzają obraz powiększony w stosunku do oryginału, np. obraz na ścianie. Ich zastosowaniem jest m.in. obszar domowej rozrywki (home entertainment), połączonej z przyszłościowymi systemami telewizyjnymi (HDTV). Tego typu sprzęt osiąga już rozmiary nawet ponad 60".

Wyświetlacze wirtualne (virtual display) również dostarczają naszym oczom obraz powiększony w stosunku do oryginału, co sprowadza się do umieszczenia odpowiedniego okularu-obiektywu w odległości bliskiej oku. Tak wytworzony obraz zwykło nazywać się wirtualnym w odróżnieniu od niewątpliwie realnych obrazów, uzyskiwanych na fizycznym "nośniku" (tj. ekranie). Z czysto fizycznego punktu widzenia również obraz wirtualny może być zaliczony do kategorii obrazów realnych - w takim przypadku nasze oko staje się częścią całego układu optycznego (na nie jest dokonywana projekcja obrazu).

Pozostańmy jednak przy powszechnie przyjętej terminologii, która, jak to zwykle bywa, jest często kwestią umowną. O wiele istotniejsze są perspektywy, jakie otwierają się przed mikrowyświetlaczami. Przede wszystkim będą się upowszechniać zestawy "nagłowne" typu HMD (head mounted device) czy popularne headsety. Tyle tylko, że znane telefonistkom ramię słuchawkowo-mikrofonowe wzbogaca się właśnie w miniaturowy wyświetlacz. Możliwościom zastosowań i wariantom wykonania nie ma granic. Oto niektóre firmy oferują mikrowyświetlacze, które można integrować z konwencjonalnymi okularami. Z kolei samochodowe przystawki głośnomówiące, uzupełniające komórki czy systemy nawigacyjne, można wyposażać w wyświetlacze dokonujące projekcji obrazu wprost na fragment szyby samochodowej.

Papierowy tygrys

Nie grozi nam zatem dominacja jednego hipermedium, ale dalsze wzajemne przenikanie i uzupełnianie się różnych mediów. Co prawda ich osmotyczna symbioza dotyczy głównie tych mediów, które powstały w ostatnim stuleciu.

Co z papierem - nośnikiem bardzo już starym? Mimo elektronicznej nawałnicy, ów wynalazek ma się całkiem dobrze. Wciąż wygrywa prostotą mechaniki i optyki zwykłej kartki.

Szansą postępu mogłoby być upowszechnienie się elektronicznego atramentu (electronic ink), tj. kolorowych mikrokapsułek, zatopionych w cienkiej folii o grubości ułamków milimetra, reagujących na zmiany przyłożonego do nich napięcia. Na razie jednak w tym zakresie możemy poszczycić się jedynie dwoma okrągłymi rocznicami: 30-leciem badań zapoczątkowanych przez firmę Xerox i 10-leciem prototypowych rozwiązań zaproponowanych przez słynny MIT.

Fizyczność ciągle nas ogranicza.


TOP 200