Demokratyzacja technologii

Natura ludzka jest jednak ułomna i nadzorujący pracę sieci nie mogą o tym zapominać. Aby zminimalizować kłopoty z niepokornymi użytkownikami, działy informatyczne powinny opracować model prawidłowego wykorzystywania różnych narzędzi w projektach intranetowych i nauczyć ludzi ich stosowania. Można tego dokonać opracowując strony WWW, które znajdą się na serwerze intranetowym.

Mimo wszystko nie zaszkodzi połączyć rozwiązań edukacyjnych z załóżmy siłowymi. Zabezpieczenia typu firewall można tak skonfigurować, aby od administratora zależało, co można wprowadzić ze świata do intranetu (np. jakie aplety lub rozszerzenia przeglądarek). Lecz na nic się zda nawet jego superaktywna postawa przy ochronie sieci przez zalewem internetowych śmieci i walka o przestrzeganie prawa, o ile użytkownik nie będzie miał wyrobionego nawyku czytania umowy licencyjnej dołączanej z reguły do każdego typu oprogramowania. Przy demokratyzacji technologii przede wszystkim pracownik musi być odpowiedzialny za przestrzeganie praw własności i uwarunkowań dystrybucyjnych. Ilu informatyków należałoby zatrudniać, aby mogli stać nad każdym użytkownikiem i sprawdzać, czy nie łamią ustalonych zasad?

Być może dobrym sposobem - by jednak nie stracić kontroli nad instalowanym bezpośrednio przez użytkowników oprogramowaniem - jest zmuszenie ich, aby rejestracja licencji odbywała się za pośrednictwem działu informatycznego. Mogłoby to być realizowane poprzez informowanie użytkowników na specjalnej stronie intranetowej, że dane oprogramowanie wymaga rejestracji, a dział IT pomoże w legalnej instalacji. Oczywiście, wielu osobom pomysły te mogą wydawać się mrzonką, lecz czego się nie robi, aby zapobiec znacznie większym kłopotom, związanym z wykryciem w firmie nielegalnie użytkowanego oprogramowania?

Innym ciekawym pomysłem, aby administratorzy mogli zapanować nad anarchistycznymi skłonnościami kolegów, jest tworzenie skryptów, które pozwalałyby użytkownikom automatycznie naprawiać dyski twarde, przepełnione internetowymi megabajtami lub za jednym "naciśnięciem guzika" powracać do standardowej konfiguracji.

Do prawdziwej demokratyzacji technologii brakuje jeszcze paru istotnych elementów. Użytkownik powinien mieć świadomość, że dział informatyczny dba o niego, ułatwiając mu pracę i korzystanie z sieci np. codziennie informując go o tym, która strona ich internetowego serwisu handlowego cieszyła się największym powodzeniem wśród gości serwera. Ponadto byłoby świetnie, żeby obsługa informatyczna firmy zadbała o regularne sprawdzanie, czy wszystkie informacje w serwisach internetowych czy intranetowych są dostępne. Gdyby zaś okazało się, że z nie określonych powodów przy zagłębianiu się w informacje pojawia się komunikat o błędzie, administrator zawiadamiałby o tym odpowiedzialną osobę.

Idealnym rozwiązaniem jest powołanie stałego zespołu, wspomagającego internetowe projekty pracowników firmy. Jego członkowie powinni dokładnie znać narzędzia do tworzenia WWW i śledzić nowinki sieciowe. Dzięki temu mogliby efektywnie uczyć zainteresowanych rozwiązywania problemów technicznych.

Strzeżonego Pan Bóg strzeże

Przy demokratyzacji technologii obsługa powinna zabezpieczać się przed nieodpowiedzialnymi zachowaniami użytkowników. Ma to szczególne znaczenie, gdy zarząd firmy zezwolił na zewnętrzne wykorzystywanie z zasobów intranetu. Administrator musi wtedy dokładnie wiedzieć, w jaki sposób informacja będzie udostępniana klientom, czy nie trzeba wydzielić z firmowej sieci serwera, aby pełnił rolę otwartego "biura informacyjnego".

Zachowanie równowagi w nowym modelu działania korporacyjnych informatyków komplikują technologie internetowe, np. programy kanałowe - PointCast. Bez nich sprawa byłaby prosta: pracownik na szkoleniu poznał zasady obsługi aplikacji internetowych; wie, że z sieci może korzystać tylko w określony sposób, został także poinformowany o konsekwencjach w przypadku próby surfowania w sieci według swojego widzimisię. A programy kanałowe wydają się być idealne dla "porządnego" użytkownika - nie ma już potrzeby wędrować po sieci w poszukiwaniu ciekawych informacji, skoro można je dostać na wirtualne biurko dzięki technologii "push". Jest jednak jedno "ale". Z punktu widzenia administratora różnica nie jest wcale aż tak duża, ponieważ pracownik ciągle będzie otrzymywał dane w postaci bitowej, które korporacyjnej sieci niosą potencjalne niebezpieczeństwo. Potok informacji należy przefiltrować np. pod kątem zawirusowania. Musi więc powstać odpowiednie miejsce, w którym dane z "kanałów" zostaną "zdezynfekowane". Po tej operacji mogą zostać przesłane do abonenta.

Droga do sukcesu

Nawet twórczy administrator lub zespół firmowych informatyków niewiele zrobi, jeśli ich działaniom nie będzie sekundować dyrektorzy lub zarząd przedsiębiorstwa. Od nich będzie zależało, czy dział informatyczny zostanie odpowiednio wyposażony i przeszkolony, czy poczynania informatyków będą respektowane w firmie, a nie staną się syzyfową pracą. Poza tym demokratyzowanie technologii wymaga czasu i cierpliwości - każdy do takiej zmiany musi dojrzeć.

Czy demokratyzacja technologii coś zmieni? Trzeba wierzyć, że tak. Tylko wtedy można mówić o zdrowym modus vivendi między informatykami, kadrą zarządzającą a personelem, zwłaszcza że u jej podstaw leży demokratyczna technologia - technologia internetowa.


TOP 200