Czy może jednak tędy...

Dowcip z serii milicyjnych: ile kobiet potrzeba, aby klient mógł zapłacić 100 zł opłaty za roczne korzystanie ze skrytki sejfowej? Odpowiedź: 6.

Pierwsza to pani, do której udałem się, aby zadeklarować chęć przedłużenia umowy, która właśnie tego dnia wygasała. Pani uśmiechnęła się i poprosiła koleżankę. Razem pracowicie wyjęły z szafy teczkę zawierającą moje dossier i zgodnie stwierdziły, że należy wydrukować nową umowę. Trzecia pani (starsza i widać, że doświadczona) była potrzebna, aby objaśnić, jak zmienić termin umowy z określonego na nieokreślony. Razem podjęły heroiczną próbę wydrukowania nowej umowy. Heroiczną, dlatego że ktoś mądry wymyślił druczek umowy, który musi być wypełniony komputerowo. Wkręcamy druczek w drukarkę, naciskamy Enter i w odpowiednich miejscach pojawia się konkretna treść - np. w prostokąciku podpisanym "imię i nazwisko" musi znaleźć się imię i nazwisko. Co z tego, skoro drukarka zupełnie nie chciała się zmieścić w kratkach. Na moją sugestię, że może by wypełnić druk ręcznie, a potem wpisać do komputera, panie zgodnie zareagowały, iż przecież tak nie można, że musi być z komputera. Czwarta pani, sympatyczna blondynka, wezwana z pionu informatyków, potrzebna była po to, aby anulować wydruk, zresetować drukarkę i poinformować, jak skierować ów wydruk na drukarkę sąsiednią. Podstawowym atrybutem owej pani była gałka służąca w igłówkach do ręcznego przekręcania wałka - oczywiście gałki ze wszystkich drukarek na sali zostały usunięte. Przecież co by to było, gdyby pierwsza, lepsza dysponentka mogła kręcić wałkiem. Piąta pani została wezwana do akceptu - o tej rozkosznej w swojej perfidii instytucji piszę w innej części. Dość powiedzieć, że pani od akceptu akurat się zawieruszyła i chwilę potrwało, zanim się znalazła. A szósta pani siedziała w kasie i przyjęła ode mnie te same 100 zł, które wcześniej wypłaciła mi z mojego Eurokonta. Bo przecież nie można tak po prostu złożyć dyspozycji przelewu...

Co robi klient, gdy chce wypłacić pieniądze ze swojego rachunku? Idzie do kasy, podaje numer rachunku, potem nazwę oddziału, wczytuje kartę, wstukuje PIN, podaje kwotę wypłaty, podpisuje asygnatę i już. Prawda, że proste?

A co by było, gdyby klient nie musiał dyktować numeru rachunku i oddziału? A gdyby to było zapisane na karcie? Wystarczyłoby ją wczytać, podać PIN, ewentualnie potwierdzić poprawność rozpoznania przez podanie kasjerce nazwiska, i już... Ale to byłoby zdecydowanie zbyt proste; nazbyt rewolucyjnie skróciłoby obsługę klienta i gdzie byłby czas na kilka miłych słów w rodzaju: "proszę pani, chciałbym wypłacić - a z jakiego rachunku? - mam Eurokonto - a gdzie, u nas? - nie, w Gdańsku Wrzeszczu - a jaki numer? (tu klient dyktuje ze ściągawki) - a nazwisko? - Iksiński - mógłby pan podać jeszcze raz numer rachunku (klient podaje) - o, pomyliłam się! Iksiński, tak? proszę wczytać kartę..."

Najnowszy krzyk mody to funkcja depozytu w bankomacie. Polega na tym, że pobieramy z bankomatu specjalną kopertę, wypełniamy zawarte na niej rubryki, określając co z daną wpłatą należy zrobić, np. na jakie konto chcemy te pieniądze wpłacić, wybieramy odpowiednią funkcję, bankomat połyka kopertę i wydaje nam druczek z napisem "potwierdzenie przyjęcia depozytu".

A teraz, proszę wycieczki, zróbmy eksperyment: proszę wybrać funkcję złożenia depozytu, ale zamiast włożenia koperty proszę nacisnąć przycisk Kasuj. O, widzą Państwo? Bankomat wydrukował: "potwierdzenie przyjęcia depozytu".

Najzabawniejsza jest w Pekao SA instytucja akceptu. Jeśli wpłacamy parę groszy na swoje konto w kasie albo co gorsza wypłacamy, nie ma sprawy: jedna pani załatwia wszystko. Ale przy ladzie? Nie ma szans. Dysponentka pyta nas o treść dyspozycji, wprowadza dane do komputera, a potem woła: "poproszę z kartą!" albo: "proszę do akceptu!" Przychodzi druga pani, wyższa zapewne rangą, dokładnie sprawdza czy dysponentka przypadkiem nie pomyliła się, wczytuje swoją kartę i naciska A, jak AKCEPT. Albo A, jak Absolutny Absurd.

Uważni czytelnicy książek C. N. Parkinsona pamiętają jego teorię, jak zabić najlepszą ideę: odesłać sprawę do komisji. W Pekao SA udało się to doskonale. Jak skomplikować tak prostą operację, jak wypłata 5 zł z rachunku? Akcept. Dzięki temu każdą rzecz wykonują kolejno dwie osoby - a to już komisja! Odpowiedzialność rozmywa się po drodze, a i okazji do pomyłki dwa razy więcej. Ciekawe, jak to się dzieje, że w każdym innym banku czy np. na poczcie, każdą operację załatwia jedna osoba?

Ktoś mógłby zapytać, dlaczego jeszcze nie zmieniłem banku? Niestety, żaden bank w okolicy nie oferuje takiej różnorodności usług, międzynarodowych kart kredytowych, automatycznego teleserwisu, operacji w pełni odmiejscowionych i wielu jeszcze innych rzeczy. Jak na razie kolejki w Pekao SA wydłużają się i załatwienie najdrobniejszej sprawy zajmuje co najmniej godzinę. System powoli się zatyka - przynajmniej po mojej stronie okienka - i szczerze powiedziawszy boję się, że niedługo zupełnie się zatka.

<hr size=1 noshade>Jarosław Z. Knypl jest autorem programu finansowego Moje Konto i właścicielem firmy komputerowej - Studio JZK. Wcześniej pracował w firmie sprzedającej żarówki i programy komputerowe. Studiuje na Wydziale Ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego, poprzednio studiował na Wydziale Matematyki UG. Jest szczęśliwym posiadaczem Eurokonta w Pekao SA. Regularnie czyta Computerworlda, a prenumeratę opłaca kartą kredytową.


TOP 200