Stagflacja z kryzysem w tle

Gospodarkę światową dopadła straszna kombinacja nieszczęść - stagflacja i kryzys finansowy.

Gospodarkę światową dopadła straszna kombinacja nieszczęść - stagflacja i kryzys finansowy.

Rok temu, a nawet jeszcze w październiku 2007, wydawało mi się, że kryzys na kluczowych rynkach finansowych skończy się przed latem 2008. Tymczasem nie zanosi się na jego rychły koniec. Choć bankructwo Lehman Brothers może oczyścić atmosferę.

Przeciwnie, oczekuje się dalszych strat instytucji finansowych zaangażowanych na rynku panierów dłużnych, emitowanych na podstawie kredytów hipotecznych w USA. Kryzys finansowy zainfekował gospodarkę realną w rozwiniętym świecie. Najpierw doprowadził do wyhamowania gospodarki amerykańskiej, w której kwartalny PKB zmalał w IV kw. 2007 r., co wyszło na jaw po kolejnej korekcie danych statystycznych, kilka miesięcy później. W I półroczu br. było już lepiej, ale w II kwartale wydatki konsumentów zostały podtrzymane przez zwrot zapłaconych w 2007 r. podatków. Ten bodziec fiskalny może tylko przejściowo podreperować popyt, dlatego większość ekonomistów spodziewa się kolejnych kwartałów słabszego wzrostu PKB w USA. A że duże banki globalne poniosły znaczne straty, pożyczają nadal sobie niechętnie w obawie, czy nie ulokują pieniędzy w instytucji, która może załamać się pod naporem strat, więc marże stawek rynkowych ponad stopy banków centralnych pozostały na wysokim poziomie. To stępia pozytywny wpływ luźnej polityki monetarnej w USA, bo stopy procentowe nie obniżyły się tak, jak powinny.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Tymczasem w II kwartale br. odnotowano w strefie euro i w całej UE spadek kwartalnego PKB odpowiednio o 0,2% i 0,1% (w ujęciu rocznym ciągle wzrost o 1,5%). Po mocnym I kwartale drugi okazał się nieprzeciętnie marny. Zaważył splot kilku czynników - przede wszystkim nadmiernie silne euro, dławiące eksport, oraz gwałtowna inflacja cen żywności i energii. Poza tym Europa postawiła na powstrzymanie inflacji, w odróżnieniu od Fed, który grał na oddalenie widma recesji; EBC nie obniżał agresywnie stóp procentowych jak Fed, nie zmieniał ich tylko przez długi czas, aż wreszcie podniósł je w lipcu br. w mało odpowiednim momencie.

EBC pilnował stóp procentowych, bo latem stopa inflacji wyskoczyła do najwyższego poziomu od kilkunastu lat, dwukrotnie powyżej celu inflacyjnego; doprowadziły do tego nieustanne podwyżki cen ropy naftowej i żywności. Szczyt światowej inflacji, w tym i w Polsce, został już chyba za nami, bo ceny ropy obniżyły się o ponad 35% od rekordu w lipcu 2008 r. i mamy globalny urodzaj mimo niedawnych obaw o plony w USA. Niemniej jednak ceny tych surowców są ciągle powyżej notowań sprzed roku, więc minie jeszcze sporo czasu, zanim inflacja zacznie spadać w widoczny sposób. Zwiastunem, że to powinno nastąpić, jest spadek indeksu cen metali poniżej zeszłorocznych wysokości.

Dobrze wróży to zakończeniu fazy stagflacji w gospodarce światowej. Firmy bowiem zaczęły już zatrzymywać inwestycje, gdyż ich zyskowność spadła nie tylko z powodu osłabienia popytu, ale i silnego wzrostu cen surowców, napędzającego koszty. Z kolei konsumenci są bici po kieszeniach podczas zakupów żywności i paliwa. Nic dziwnego, że zaufanie do gospodarki światowej obniżyło się dramatycznie w porównaniu z poprzednim rokiem. Choć obecny zjazd cen ropy naftowej i innych surowców świadczy o recesyjnych tendencjach, to stopniowo uwolni siłę nabywczą konsumentów i poprawi bilans zysków korporacji, więc zaczną polepszać się ponure nastroje. Czeka nas jednak jeszcze parę chudych kwartałów.

Te zmiany świadczą, że samoczynny mechanizm regulacji w gospodarce realnej zaczął w końcu działać. Proces ten zaburzają kolejne odsłony kryzysu finansowego. Jego wrześniowa kulminacja kryzysu, która trwa, kiedy piszę te słowa, może zaowocować, paradoksalnie, powrotem wzajemnego zaufania, bo znikają przyczyny jego braku. Wraz z faktyczną nacjonalizacją gigantów Fannie Mae i Freddie Mac, gwarantujących razem ok. 40% kredytów hipotecznych w USA, odpadło ryzyko, że zbankrutują i pociągną za sobą innych, bo z braku gwarancji ich obligacje będą warte zero. Upadek banku inwestycyjnego w USA - Lehman Brothers - ogranicza skalę niepewności, gdzie jeszcze kryją się straty, podobnie jak zakup kolejnego banku - Merrill Lyncha - przez Bank of America eliminuje ryzyko jego niewypłacalności, bo BoA ma się dobrze. Został jeszcze problem, czy przetrwa firma AIG, która ugina się pod stratami poniesionymi na ubezpieczaniu obligacji zastawionych kredytami hipotecznymi.

Autor jest wykładowcą WSHiP im. R. Łazarskiego oraz ekspertem CASE i PKPP Lewiatan.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200