Na ulicy wszyscy zdrowi...

Kiedyś popularny był taki mniej więcej (cytuję z pamięci) fragment dialogu informatyków: - Co trzeba zrobić przy hardłerowym kraszu całego dysku z bazą? - Restorować z bakapu, a potem polecieć na logu do przodu i apdejtować afterrekordami.

Kiedyś popularny był taki mniej więcej (cytuję z pamięci) fragment dialogu informatyków: - Co trzeba zrobić przy hardłerowym kraszu całego dysku z bazą?

- Restorować z bakapu, a potem polecieć na logu do przodu i apdejtować afterrekordami.

Problem jednak w tym, że aby "restorować", po pierwsze - trzeba mieć z czego.

Obserwując przechodniów w centrum miasta, można dojść do wniosku, że wszyscy jesteśmy pełni sił i zdrowia. Tak się jednak składa, że moje miejsce pracy graniczy przez płot z dziedzińcem dużego szpitala, co zupełnie zmienia punkt widzenia na liczbę chorych wśród nas.

Poza tym całkiem niedawno eksperymenty energetyki, polegające na szybkim, kilkakrotnym włączaniu i wyłączaniu prądu, zmusiły mnie do wizyty w serwisie radiowo-telewizyjnym. Ujrzałem tam stosy sprzętu całkiem przednich i najprzedniejszych marek ze - sądząc po wyglądzie - stosunkowo niedawnej produkcji.

Gdy zapytać przeciętnego użytkownika komputera, jak zabezpiecza się przed utratą tego, co w nim zapisane, na ogół widzi się wyraz pogardy i sły- szy jedną odpowiedź: - Po co? To przecież jest KHOMPUTER! Właśnie tak to jest wymawiane: "khomputer", coś, co nigdy się nie psuje, nie jest palne i nie daje się ukraść.

Okazje takie przypominają mi widziane na początku lat dziewięćdziesiątych w którejś z telewizji brytyjskich wiadomości, gdzie pokazywano łzy w oczach uczonych, którzy wraz z komputerami utracili dorobek całego życia, gdy spłonął wtedy jeden z budynków Open University. Widzę również drobnych przedsiębiorców, wynoszących swe komputery - niczym niemowlęta - z gruzów i rumowisk po zamachu bombowym na Canary Wharf w Londynie. Ilu z nich zbankrutowało, bo wraz z komputerami przepadło wszystko - zamówienia, rachunki, korespondencja, adresy klientów...?

Co ciekawe - okazało się, że w wyniku tego zamachu nie ucierpiało szczególnie działanie żadnego z licznych tam ośrodków obliczeniowych. Zniszczenia dotknęły ich tak jak wszystkich, ale ośrodki te natychmiast odżyły w miejscach zastępczych, niemal jakby w ogóle nic się nie wydarzyło.

Niedawno, idąc ulicą w dzielnicy, gdzie rzadko bywam, zauważyłem szyld firmy informatycznej. Ponieważ mam jakiś wewnętrzny przymus czytania tego co napisane, dowiedziałem się, że sprzęt, że sieci, że integracja i - ku mojemu zdziwieniu: że także odzyskiwanie danych z uszkodzonych dysków! Ale nie tylko - również "znajdowanie zagubionych haseł", co musi już budzić tzw. mieszane uczucia. Może wkrótce inna firma przebije tę propozycję i wystąpi z ofertą "Zapomniałeś PIN-u swojej karty? Nic straconego - my pomożemy...".

Wracając jednak do głównego wątku - skoro jednak ktoś oferuje wspomniane na początku "restorowanie", to co z tego wynika? Ano to, że i w tej dziedzinie bywają chorzy, którzy trafiają do szpitali, a na ulicy - jak zawsze - wszyscy zdrowi...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200