Jubileusz inny niż myślałem

Ten felieton w mojej prywatnej ewidencji ma numer 512. Jest więc okazja do świętowania jubileuszu. Publicysta, który jednocześnie jest informatykiem, nie ma łatwego życia. Nie wypada mu, jak - nie przymierzając - byle humaniście, świętować okrągłych setek albo dat. Ale kiedy ma już jakiś dorobek i wyjdzie poza szóstą potęgę dwójki, jubileusze zdarzają mu się niezmiernie rzadko.

Kiedy ponad 10 lat temu zaczynałem stałą współpracę z Computerworld, informatyka rosła w siłę, a informatykom żyło się dostatniej. Tak było przez większość czasu, w którym przyszło mi pisać. Narzekałem na władze publiczne, na nieudane projekty, na polski, pożal się Boże, przemysł IT. Chwaliłem błyskotliwych ludzi, popularyzowałem dobre pomysły, wskazywałem na nieuchronne konsekwencje rozwoju technologii. Ale w gruncie rzeczy miałem spokojne poczucie, że jutro będzie lepiej.

Dziś już tak nie jest. Rozwój technologii jakby wyhamował tempo. Sprawdziły się moje przewidywania sprzed lat bodaj sześciu - że rozwój informatyki będzie przebiegał "wszerz" a nie "wzwyż". A.D. 2009, kiedy piszę felieton numer 512, widzę nowe zastosowania znanych mi technologii, trochę zgrabnych gadżetów oraz dużo tzw. podbijania bębenka. Najbardziej fundamentalne zagadnienia w informatyce - technologie półprzewodników, architektury komputerów, systemy operacyjne, modele danych i metodyki - pozostają niezmienne od dwóch dekad.

Legendarny geek, który nadal w swoim garażu majstruje przy swoich pomysłach, nie marzy już, by zmienić życie ludzi i dobrze się przy tym bawić. Marzy, by sprzedać się drogo potentatom IT albo inwestorom giełdowym. To wszystko - plus globalny kryzys - sprawia, że z okazji 512 felietonu nie otworzę szampana, raczej zaparzę słabą herbatę z cytryną (ale bez cukru).

Patrząc z perspektywy 512 felietonów, za najważniejszą rzecz w informatyce ostatnich 10 lat uważam internet i ruch wolnego oprogramowania. Kto by pomyślał, że za najdonioślejsze dla rozwoju technologii uznam zjawiska o ewidentnie społecznym charakterze? Zaś za swoją najważniejszą decyzję uznaję rozpoczęcie prowadzenia bloga. W czasach, gdy tytuły prasowe odchodzą w niepamięć jeden po drugim, "wirtualna obecność" staje się naturalnym przedłużeniem publicystyki prasowej i sposobem na opiniotwórczość.

Słowo ‘kontent’ ma dwa znaczenia. W potocznej, informatycznej polszczyźnie oznacza, po prostu, treści znajdowane w internecie. W staropolszczyźnie - stan zadowolenia. Otóż, przez najbliższe 10 lat mogą się Państwo po mnie spodziewać obu tych rzeczy. Póki pisanie będzie sprawiać mi radość i póki znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mnie czytać, postaram się zapewniać ‘kontent’ moim Czytelnikom. Daj Boże, przez następne 29 felietonów.

Jubileusz inny niż myślałem
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200