Fant

Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Lokalny Informatyk siedział w zaciszu domowym i odwalał kolejną fuchę.

Miał spokój, małżonkę wysłał po okolicznościowe zakupy, takie jak znicze i inne ozdoby nagrobne. Wszak nazajutrz był 1 listopada. "Wszyscy żyją Wszystkimi Świętymi, a wszyscy święci nie żyją" - pomyślał. Wiedział, że dzisiaj musi skończyć pracę nad tym zadaniem, bo jutro wiele nie zdziała. Dojazdy na coraz bardziej zatłoczone i skomercjalizowane okolice cmentarzy pochłoną mu cały dzień. Wtem za drzwiami wejściowymi do mieszkania dał się słyszeć jakiś tumult, a następnie dzwonek do drzwi. Lokalny niechętnie ruszył w tym kierunku, aby przekonać się, jaki to intruz przeszkadza mu w pracy. Jeśli to znowu będzie sąsiadka z góry z pretensjami, że nie może spać, bo stukot klawiatury Lokalnego ją rozprasza, to on nie wie, co zrobi. Chyba w końcu wyprowadzi się z tej wielkiej płyty. Jeszcze tylko jedna, może dwie fuchy, i już go powinno być stać na zakup domu na nadzorowanym osiedlu. Powinno, ale nie w naszych warunkach, gdzie za usługi programistyczne zwykło płacić się w granicach 100 do 500 zł za sztukę (cokolwiek by to było).

Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazało się pięcioro starszych dzieci. Ledwo zdążył to ugrupowanie ogarnąć zmysłami, usłyszał: "cukierek albo psikus". "No tak, dziś ostatni dzień października" - pomyślał. Następnie skonstatował, że młodzież jest coraz bardziej dorodna w dzisiejszych czasach. Każde z dzieci miało ze 180 cm wzrostu i 100 kilo masy. Wiek trudny do określenia, tym bardziej że twarze były częściowo przysłonięte kapturami, co było w pełni zrozumiałe w kontekście nadchodzącego święta. W rękach zamiast kos dzierżyli kijki. Takie grubsze, do bejsbola. Lokalny, niestety, nie miał cukierków na stanie. Lekarz zalecił mu dietę bezcukrową, więc rozumie się samo przez się. Dla żony cukierków też nie trzymał, bo twierdził, że nie zasługuje na nagrodę. Nieśmiało zaproponował więc wino. Dzieci przystały ochoczo, chociaż zaznaczyły, że lepiej, aby było słodkie. Było - jakiś wermut ziołowy (czyli zdrowotny). Lokalny wydał prezent i w ten sposób wykupił się od psikusa, który nie wiadomo jaki miałby być, ale znając poczucie humoru naszego społeczeństwa, nie wszystkim byłoby wesoło.

Należy stwierdzić, że od tego ciągłego siedzenia przed komputerem Lokalny stracił zupełnie kontakt z rzeczywistością. Po pierwsze, przekazał w ręce nieletnich alkohol. Co prawda, nie sprzedał (co jest zakazane prawem), ale jednak. Jest to postępowanie na wskroś naganne. Po drugie, mógł dodać jeszcze fajki. Sam pali, a innym nie da. A przecież wiadomo że do wina dobry papieros jest w sam raz. Na następny rok Lokalny powinien przygotować się staranniej. Myślę, że fant w postaci tableta byłby na czasie. Trzeba szerzyć technologię i wiedzę, a nie tylko konsumpcjonizm.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200