Siodła innowacji

W poszukiwaniu szlaku

Dlaczego działania w dużej mierze chaotyczne prowadzą do sukcesów niedostępnych dla działań precyzyjnie zaplanowanych?

Turystom górskim istotę sprawy może przybliżyć porównanie wysiłków innowacyjnych z działaniami grupy, która stara się zawędrować możliwie wysoko, choć ciemno że oko wykol. Podobnie jak turyści próbują zmienić swoją pozycję, aby wspiąć się wyżej, tak samo innowatorzy starają się poprawiać istniejące już rozwiązania, aby uzyskać doskonalsze. Chwila namysłu wskazuje, że turyści miotający się na oślep po zboczu nie postępują rozsądnie. Zamiast próbować niezależnie, powinni podążać za tym, który jest najwyżej. On zaś powinien przede wszystkim utrzymywać dotychczasowy kierunek marszu w górę. Strategię taką odnajdujemy bez trudu w polityce badawczej - trzeba postępować za czołówką, należy nastawiać się, że obecny kierunek udoskonaleń zostanie utrzymany w przyszłości. W ten sposób można krok po kroku, sprawnie wędrować coraz wyżej, otrzymując lepsze rozwiązania. Ale gdzie nas to doprowadzi?

Oczywiście na szczyt (lub szczycik). W tym momencie sytuacja zmienia się diametralnie, bo dalej już iść nie sposób. Wyżej wspiąć się nie da (rozwiązanie jest w pewnym sensie doskonałe). W jakimkolwiek kierunku poszlibyśmy, to schodzimy (każda zmiana psuje już osiąg-nięte optimum). Być może (nie da się tego stwierdzić nie próbując) istnieją wyższe szczyty (doskonalsze rozwiązania), ale nie da się do nich dotrzeć, cały czas maszerując w górę (ulepszając to, co już osiągnięto).

Dopiero gdy przekroczymy siodło, oddzielające osiągnięty już szczyt od następnego, ulepszanie małymi kroczkami i wyznaczanie kierunków poszukiwań znowu nabierze sensu. Jak jednak zlokalizować i przekroczyć siodła? Do tego w ciemności - nie mamy przecież pojęcia jak jest głębokie, gdzie leży, gdzie prowadzi, a nawet czy w ogóle istnieje...

Turyści w takiej sytuacji powinni podzielić się na małe, niezależnie poszukujące grupki, by lepiej przeczesywać teren. Trzeba zapewnić łączność, by ci, którym uda się znaleźć przejście, mogli przywołać innych. Trzeba oddalać się od osiągniętego szczytu, nie zrażając się tym, że przez dłuższy czas schodzi się w dół. Gdy zbytnio podejdzie się do przepaści, należy zawrócić i próbować znowu (stosunek do błędów powinien być taki sam jak w Dolinie Krzemo- wej). Tutaj informacja dla miłośników komputerów PC: dywagacje, dotyczące związku wędrówek górskich z poszukiwaniem nowych rozwiązań dadzą się ująć w formie rygorystycznej w modelach opisujących dynamikę procesów ewolucyjnych adaptacji (sposób, w jaki małe populacje pokonują siodła adaptacyjne, wcale nie jest oczywisty - istotę prawidłowości, które starałem się tu przedstawić, udało się dostrzec dzięki symulacjom komputerowym).

Łatwo się domyślić, że wspinaczka pod górę ma odpowiadać standardo- wej, ulepszającej działalności innowacyjnej, którą całkiem dobrze daje się planować i organizować. Przejście siodła natomiast odpowiada dokonaniu innowacji przełomowej. Próby takich przejść polegają raczej na eksploracji niezna- nego niż eksploatacji poznanego. Są to zamierzenia ryzykowne i tylko cza- sem kończące się sukcesem. Trudno się dziwić, że ich finansowanie trudno pogodzić z typowymi procedurami - zwłaszcza gdy w grę wchodzą środ- ki pochodzące z finansów publicznych. Tyle tylko, że lepszych sposobów nie ma. Stąd wspomniana przez Wellsa historyczna przewaga dżentelmenów...

To tłumaczy, skąd się wzięła obecna blokada innowacyjna. Choć proceduralny sposób zarządzania i finansowania postępu dobrze się sprawdził w eksploatacji już sprawdzonych pomysłów, to w pędzie do autoperfekcji likwidował nisze, w których nowe pomysły mogły się spontanicznie pojawiać i spokojnie dojrzewać. Dziś, gdy zasoby starych pomysłów są już w dużej mierze wyczerpane, odblokowanie innowacyjności wymaga odbudowy nisz kreatywności.

Szansa dla nas

W tym miejscu pojawia się okazja, by do niezbyt radosnego tekstu wprowadzić element optymizmu. Dobrze wiemy, że szanse polskich innowatorów na znaczące "pójście w górę" w głównych domenach światowej konkurencji innowacyjnej są raczej ograniczone. Brak nie tylko pieniędzy, ale też umiejętności i struktur logistycznych. Znacznie lepiej wyglądają sposobności do "pójścia w bok", w kierunku istotnie nowych pomysłów i niestandardowych rozwiązań.

W świecie, w którym wielu naśladuje garstkę nielicznych, konkurencja w zakresie oryginalności nie jest zbyt silna. Doświadczenie wskazuje, że mogą do tego wystarczyć mniejsze pieniądze i skromniejsza organizacja - decyduje odpowiednia dawka polotu, inteligencji, odwagi i wytrwałości. Czy znacie Państwo takich ludzi w swoim otoczeniu? Nie jest ich dużo, ale są - warto się rozejrzeć wśród małych firm technologicznych. Trzeba też koniecznie otworzyć im przestrzeń, w której będą mogli przetrwać.

Nie widzę szans na polski hiperkomputer lub superodrzutowiec. Ale taki Ginger?

Dr hab. inż. Roman Galar jest cybernetykiem, pracuje w Instytucie Cybernetyki Technicznej na Politechnice Wrocławskiej.


TOP 200