Rytmy z Rio

Kodeks Hammurabiego

Po raz kolejny rzeczywistość przerosła ramy wyznaczane przez istniejące systemy prawne. Nic dziwnego, skoro kanony dzisiejszych kodeksów powstawały w czasach, kiedy ich twórcom nie śniło się o problemach naszej cywilizacji. Po raz kolejny też, w związku z rozwojem Internetu, sprawdza się zasada, że "nieznajomość prawa nie chroni przed odpowiedzialnością, znajomość zaś - bardzo często". Tak więc z jednej strony wielu użytkowników Internetu, nie zdając sobie z tego sprawy, może naruszać istniejące przepisy prawne. Z drugiej zaś, "oblatany" ekspert, potrafiący "interpretować z fantazją", może znaleźć takie luki prawne, że jego klient będzie "nie do ruszenia".

Czym innym jest fizyczna kradzież samochodu, czym innym zaś zrobienie sobie jego zdjęcia, bez zgody (i wiedzy) właściciela. Aby nie wywoływać posądzeń o relatywizowanie ważkiego problemu nielegalnego kopiowania oprogramowania, należy w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że takie działania są niedopuszczalne, a właścicielom software'u prawo i system jego egzekwowania muszą dawać gwarancję ochrony ich produktów. Niemniej pytania o różnice interpretacyjne i stosowne definicje pozostają.

Czym bowiem jest zapamiętanie utworu muzycznego na moim komputerze? "Własnym użytkiem"? Może. A jeśli ten komputer podłączę teraz do sieci? Czy wówczas jest to "publiczne odtwarzanie utworu muzycznego bez zezwolenia"? Ależ skąd, ja nic nie odtwarzam. A że ktoś może skopiować sobie mój plik muzyczny na swój komputer? Równie dobrze ten ktoś mógłby spróbować przyłożyć ucho do ściany mojego mieszkania, by posłuchać mojego magnetofonu. No dobrze, przesadzam. Ale czym tak naprawdę jest ciąg bitowy przesyłany między komputerami? Odtwarzaniem, nadawaniem, słuchaniem, dystrybucją, sprzedażą, udostępnianiem?

Odpowiedź wcale nie jest banalna i jednoznaczna i - jak się okazuje - w dużym stopniu zależy od specyfiki konkretnej sytuacji. Na przykład od tego, czy za owe operacje pobierane są opłaty (tego można się było domyśleć). Ale również od tego, w jakim formacie dane są przesyłane - ciekawe, że inaczej traktowane są pliki Real Audio, a inaczej MP3. Oczywiście na całość problematyki nakładają się różnice między systemami prawnymi w poszczególnych krajach, a nawet regionalne. Na przykład w USA, Kalifornia jest jedynym stanem, w którym podpis elektroniczny ma taką samą moc prawną jak "papierowy". Rzecz jasna globalny Internet nic sobie nie robi z prawnych granic między państwami. Tym większym wyzwaniem dla prawników jest znalezienie kompromisów między obszarami wolności i własności w tym medium.

Z Wysp i Wybrzeża

Tak więc siedząc w Szczecinie czy Rzeszowie mogę odbierać muzykę nadawaną przez Internet z Wysp Dziewiczych (obok Wybrzeża Kości Słoniowej jest to ulubiony kraj przy tego rodzaju obrazowych porównaniach). Na tych wyspach na pewno mają inne przepisy niż w Kielcach. Uściślijmy dalej ten przykład (wszystkich jego wariantów i tak nie da się przytoczyć), uwzględniając różnice w tantiemach za utwory krajowe i zagraniczne: wyspowy serwer nadaje akurat Niemena czy Turnaua. Dla nich to muzyka zagraniczna i robią to legalnie (?). Czy słuchacz w Polsce popełnia błąd, korzystając z takiej stacji?

Jeśli ktoś zechce zrobić unik i wskaże na rolę krajowego usługodawcy (providera), który miałby odpowiadać za ostatni kawałek kabla (wraz z jego zawartością), doprowadzający Internet do końcowego użytkownika, to idzie na łatwiznę. Bity i bajty dają się ściągać bezprzewodowo, prosto "z powietrza" czy raczej kosmosu. To prawda, że nie jest to rozpowszechniona technika, ale problem pozostaje. Oczywiście rozwiązaniem byłyby ujednolicone przepisy w skali globalnej. Jest to bardzo poważne wyzwanie, samo w sobie, już tylko od strony formalnej. Z kolei w wymiarze treściowym takiego porozumienia wspólny mianownik prawny powinien być odpowiednio liberalny. W przeciwnym razie mogłoby się z czasem okazać, że najwięcej "statków" internetowych zarejestrowano w Liberii. Problem łatwych i tanich do zdobycia bander widać już dziś w badaniach genetycznych - laboratoria sytuowane są tam, gdzie badacze mogą bez przeszkód prawnych realizować plany.

Społeczność świadoma pozytywnych efektów związanych z wprowadzaniem nowych technologii powinna również przeciwdziałać próbom biurokratycznego samowładztwa. Internet nic sobie nie robi z międzypaństwowych granic i ze zdziwieniem należy przyjmować głosy optujące za wprowadzaniem cła na oprogramowanie elektronicznie przesyłane między poszczególnymi krajami. Każdy, kto ma choć niewielkie pojęcie o mechanizmach takich transferów, może powiedzieć tylko jedno: to czyste szaleństwo! Nie każdy jednak takie rozeznanie ma, bądźmy zatem i w Polsce przygotowani na propozycje pojawiające się na szerszą skalę za granicą: każdy nowoczesny komputer powinien zostać obłożony abonamentem radiowym (a może i telewizyjnym).

Dlaczego? Każdy nowoczesny komputer ma zdolności multimedialne i może służyć np. do odbioru audycji radiowych. To jest naprawdę technicznie proste i popularność takiego sposobu odbioru radia będzie rosła. I tak, według danych przeprowadzonych w lutym br. przez EMR (Edison Media Research), 13% Amerykanów słuchało radia przez Internet w drugiej połowie 1998 r. Sens podatku RTV to odrębna kwestia. W każdym razie nie można dopuścić do jego rozszerzenia na komputery i to niezależnie od tego, czy mówimy o sprzęcie w prywatnym mieszkaniu, czy też o komputerach na stanowiskach pracy.


TOP 200