Rytmy z Rio

To prawda, że rozwiązania alternatywne w stosunku do istniejących są zawsze nowym wyzwaniem i powodują strukturalne zmiany w danej branży, które nie każdemu wychodzą na zdrowie, ale są korzystne dla klientów, powiększając ich obszar wolności. Czy telewizja zniszczyła teatr, a kaseta magnetowidowa spowodowała, że umarło kino? IX, X, XI czy XII muza (niech mi wolno będzie dopasować numerację starożytnych Greków do wymagań współczesności) istnieją obok siebie - a może nawet i koegzystują - a nie przeciw sobie, bo najważniejsze i tak są korzyści odbiorcy, możliwe, gdy rynek jest zdemonopolizowany, również w wymiarze technologicznym.

Przecież nie chcielibyśmy, aby jedynym środkiem transportu był koń. W zależności od sytuacji możemy skorzystać z auta, pociągu czy samolotu. Podobnie dzieje się w branży medialnej. Wielość mediów powoduje, że "rynkowy tort" musi być podzielony na większą liczbę kawałków, ale o to niech się już martwią konkurujący ze sobą oferenci. Potępianie w czambuł technologii tylko dlatego że przyczynia się do uelastycznienia zaskorupiałych struktur jest nieuzasadnione. Trzeba również zauważyć, że w rozważanym przypadku, obok firm fonograficznych i klientów, w grze (dosłownie) bierze udział ktoś jeszcze. A mianowicie sami muzycy.

Internetowa kariera

Podpisując kontrakt z firmą fonograficzną, muzyk często traci prawa do swojego utworu, przekazując je na wyłączność firmie. Ta z kolei może postąpić z dziełem według własnego uznania. Na przykład wydać płytę rok później albo w innym niż zamierzone zestawieniu, albo może po prostu skutecznie "skopać" promocję utworu. Zależność twórcy od producentów jest więc bardzo duża. Co w zamian? Przyjmijmy średni poziom gratyfikacji na 5-15% od wartości sprzedaży. To znaczy, że jeśli 20-dolarowa płyta sprzeda się w 100 tys. egzemplarzy (gratulacje), zespół otrzyma z tego 200 tys. USD. Sporo, ale w Internecie wystarczy sprzedać tylko 20 tys. kopii, żeby zarobić tyle samo. I wystarczy wykonać prosty rachunek, by od razu zobaczyć dlaczego. Tak jest, firmy internetowe płacą artystom nawet ponad 50% wpływów uzyskanych ze sprzedaży.

Dlaczego? Również łatwo się domyślić. Koszty, koszty i jeszcze raz koszty! System dystrybucji muzyki przez Internet jest bardzo elastyczny i demokratyczny. Jak to działa w przypadku internetowej firmy fonograficznej?

  • muzyk dokonuje we własnym zakresie nagrania (wersje demonstracyjne choćby i w swoim mieszkaniu) i przesyła utwór do firmy

  • zostaje podpisany kontrakt, z reguły bez praw wyłączności dla firmy i z prowizją na poziomie 50% od sprzedaży

  • firma umieszcza dzieło na swojej stronie w Internecie, rozpoczynając elektroniczną promocję i dystrybucję utworu.
Z tego schematu widać, że płyta może znaleźć odbiorców nawet w dniu jej nagrania. Jeśli ktoś nie dysponuje własną nagrywarką CD, może, za niewielką opłatą, otrzymać laserokrążek z wybranymi nagraniami. W sklepach (mówimy o rynku światowym, głównie amerykańskim) pojawiają się też gotowe płyty CD z zestawami muzyki w formacie MP3. Można także zaopatrzyć się w przeboje MP3 w konwencjonalnym formacie. Nic dziwnego, zważywszy na rosnącą popularność nowego formatu muzycznego. Świat MP3 żyje dynamicznym życiem i generuje własnych idoli, którzy mogą wkraczać do "normalnej" rzeczywistości.

Jest to o tyle ciekawe, że Internet jest medium bardzo demokratycznym, a dzisiejszy internetowy Dżajkel Mekson, inna Beladonna czy zespół o wdzięcznej nazwie Ugrupowanie Żyjących Kotletuff jutro zechcą być popularni także poza siecią. Wystarczy powiedzieć, że tylko firma MP3.COM oferuje wybór kilkunastu tysięcy wykonawców, a jej zasoby wzbogacają się codziennie o ponad setkę nowych. To jasne, że "nikt" ich nie zna, ale liczba niemal 20 mln załadowań w krótkim czasie istnienia strony jest imponująca. Fani MP3 mogą więc wpływać na notowania konwencjonalnych list przebojów, tworzyć zupełnie pozainternetowe kariery i są już pierwsze tego typu przykłady (np. grupa Fire Ants).

Zachodzą również procesy w odwrotnym kierunku (kolejny przykład bogactwa kombinacji, jakie dają uzupełniające się technologie). Spektakularnym przykładem jest tu album Bring the Noise 2000 grupy Public Enemy ze "stajni" PolyGramu. Problemy z wprowadzeniem płyty na rynek spowodowały, że niezadowoleni muzycy "wrzucili" swoje utwory do Internetu w formacie MP3. Również tak znani artyści, jak Billy Idol czy Tom Petty, zaczęli zaopatrywać swoich fanów w muzykę za pośrednictwem Internetu. Oczywiście tego typu działania spowodowały, że prawnicy firm fonograficznych mieli pełne ręce roboty, aby wykazać, że wydawca ma prawo do utworu publikowanego w Internecie, nawet jeśli nie ma z tym medium nic wspólnego.


TOP 200