Komputery i polityka

Rozmowy nie tylko o pogodzie

Spełnienie tej powinności nie musi polegać na uczestnictwie w nudnych, formalnych zebraniach czy konferencjach. Znacznie korzystniejsze warunki do przeprowadzenia kulturalnej konwersacji może stwarzać np. elegancki obiad w prywatnej rezydencji. Przykładowo, kiedy we wrześniu ub.r. prezydent Bill Clinton odwiedzał Kalifornię, Wade Randlett, który w Technology Network pełni funkcję "dyrektora politycznego", uznał jego wizytę za znakomitą okazję do zorganizowania niewielkiego przyjęcia, połączonego ze składką na cele polityczne. Przyjęcie to, na którym honorowym gościem był Bill Clinton, odbyło się w San Francisco, w domu Halseya Minora, 32-letniego szefa C/NET Inc., miejscowej firmy produkującej programy telewizyjne i strony internetowe. Wśród ok. 30 gości znajdowali się, poza Billem Clintonem, legendarny twórca Apple - Steve Jobs i "wynalazca" Netscape Marc Andersen. Osiemnastu spośród gości wypisało czeki - na łączną sumę 600 000 USD - które zasilą mocno uszczuploną ostatnio kasę Partii Demokratycznej.

Uczestnicy party rozmawiali oczywiście nie tylko o pogodzie. Było to przyjęcie z dokładnie ustalonym tematem, który dla zwykłych śmiertelników brzmieć może trochę egzotycznie. Rozmowa dotyczyła bowiem głównie kryptografii. Dla przyszłości Internetu, a dokładnie biorąc dla przyszłości prowadzonych w Internecie transakcji handlowych i finansowych, sprawą zasadniczą jest ochrona tajemnicy treści komunikacji. Obawa przed hakerami czy policyjnym podsłuchem wciąż w poważnej mierze hamuje rozwój elektronicznego handlu, choć istnieją bardzo skuteczne programy szyfrujące, które mogą zapewnić sieciowym kontrahentom dyskrecję. Niestety, dyrektor FBI Louis J. Freeh wzdryga się na samą myśl ich szerokiego rozpowszechnienia i domaga się od rządu nie tylko kontynuacji zakazu ich eksportu, lecz także wzmożonej kontroli ich krajowej sprzedaży. J. Freeh, dla którego walka z zorganizowaną przestępczością ma wyższy priorytet niż rozkwit gospodarczej potęgi Internetu, chciałby zapewnić swej agencji zdolność do rozszyfrowywania zakodowanej komunikacji dla potrzeb kryminalnego śledztwa.

O kryptografii właśnie, a także o tajemnicy elektronicznych transakcji gaworzyli sobie z prezydentem obiadowi goście w willi pana Minora. I nie była to chyba próżna pogawędka, gdyż - jak dowiedziałem się z CNN - kilka dni później (9 czerwca) w Waszyngtonie odbyło się już nieco bardziej formalne spotkanie, w którym wzięli udział m.in. Louis Freeh i Bill Gates, Jim Barksdale - szef Netscape, Steve Case z America Online i Scott McNealy reprezentujący Sun Microsystems. Zawsze dyskusja toczy się trochę inaczej, jeśli można ją rozpocząć, stwierdzając od niechcenia - "W czasie naszej ostatniej rozmowy z prezydentem, wyjaśniliśmy mu..."

Czek na partię

Od utworzenia Technology Network minął niecały rok, a już dziennikarze obserwujący waszyngtońską scenę polityczną wysoko oceniają efektywność nowego lobby. TechNet, jak znana jest w skrócie ta organizacja, postawiła sobie za cel przeznaczenie ok. 4 mln USD rocznie na swą polityczną akcję. Zapewne obie ogromne partie - demokraci i republikanie - obdarowani zostaną mniej więcej po równo, gdyż jak powiadają rolnicy "mądre ciele dwie matki ssie". Choć w tym przypadku ssaniem zajmują się raczej politycy, a krową jest przemysł komputerowy, te kilka milionów przeznaczonych na technologiczną edukację ustawodawców zwróci się szybko z nawiązką.

Jak deklaruje rzecznik TechNet Wade Randlett, celem lobby jest "budowanie właściwych wzajemnych stosunków" między przedstawicielami młodego przemysłu a ludźmi kierującymi polityką, tak aby w efekcie mogli oni uchwalać mądrzejsze ustawy. Oczywiście, pieniądze kupują dostęp do władzy, wpływy i "miejsce przy stole". Wade Randlett podkreśla jednak, że siłą TechNetu są nie tylko pieniądze. "Mamy więcej dostępu" - stwierdza - "niż możemy go wykorzystać - dwa do pięciu razy więcej - i nie ma to nic wspólnego z pieniędzmi. Dolina Krzemowa to przyszłość. To tam tworzą się nowe miejsca pracy i to te najlepiej płatne. Każdy chce nas odwiedzić i zobaczyć, jak to się robi".

Nic nie zaszkodzi, jeśli przemysłowi wodzowie Krzemowej Doliny też od czasu do czasu odwiedzą Waszyngton. I podpiszą kilka czeków...


TOP 200