Bezpieczeństwo instytucji publicznych

Bez granic

Pytania można by mnożyć i uszczegółowiać, jednak specyfika tych problemów związana jest głównie z ponadnarodowym charakterem sieci komputerowych. Na terenie określonego państwa można sobie wyobrazić różne regulacje prawne. Rzecz w tym, iż w wielu przypadkach nie sposób ich wprowadzić w życie! Nawet międzynarodowe umowy nie są tutaj absolutną gwarancją. Któż bowiem zabroni użytkownikowi korzystania z usług oferowanych przez serwery zlokalizowane na Wyspach Bergamutach? I umówmy się, że owi wyspiarze nie mieli akurat ochoty na przystąpienie do jakiejś konwencji.

Ale życie nie znosi próżni i rozwiązania muszą się znaleźć. I są znajdywane. Z wymienionych wcześniej powodów wróćmy znowu do Ameryki. Czy powołanie rzeczonej komisji PCCIP ma symbolizować przedłużenie państwu starej legitymacji omnipotencji, uzupełnionej o nowe zadania? Niekoniecznie. Administracja prezydenta Clintona wyraźnie szuka tutaj złotego środka: czynić Internet coraz bezpieczniejszy, ale tak, aby nie blokować jego dynamicznego rozwoju. Znalazło to odbicie w Ramowym Programie dla Globalnego Handlu Elektronicznego (A Framework For Global Electronic Commerce) - lipcowym dokumencie sygnowanym przez prezydenta B. Clintona i wiceprezydenta A. Gora.

"Znajdujemy się na progu przełomu, który przyniesie tak głębokie zmiany ekonomiczne, jak miało to miejsce podczas rewolucji przemysłowej. Już wkrótce sieci elektroniczne umożliwią ludziom przekraczanie granic czasu i przestrzeni i pozwolą na korzystanie z zalet globalnego rynku i możliwości handlowych, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Powstanie nowy świat ekonomicznej szansy i postępu".

Wiceprezydent Albert Gore

(http://www.iitf.nist.gov/eleccomm/ecomm.htm#no.1)

Ten fragment opracowania nie pozostawia wątpliwości, że Stany Zjednoczone zamierzają dążyć do utworzenia z Internetu globalnej strefy wolnego handlu, zgodnie z liberalnym paradygmatem funkcjonowania nowoczesnego państwa. Faktycznie. "Obroty handlu w Internecie mogą osiągnąć wielomiliardowy wolumen na przełomie stuleci. Aby w pełni zrealizować te potencjalne możliwości, rządy powinny przyjąć deregulatywną i rynkowozorientowaną koncepcję elektronicznego handlu, która będzie wspierać globalne przedsięwzięcia i handel za pomocą przejrzystych i przewidywalnych uwarunkowań prawnych" - napisano w dalszej części dokumentu.

W poprzek

Dokument odrzuca strategię odgórnego sterowania Internetem (top-down), stawiając raczej na zdecentralizowane procesy oddolne (bottom-up) czy nawet na mniej schierarchizowane "struktury poprzeczne" (across). Przyjmuje się, że Internet jest nowym medium nieporównywalnym z dotychczasowymi środkami masowego przekazu. Klasyczne już dziś przepisy prawne wprowadzane przed dziesięcioleciami na potrzeby radia czy telewizji nie wytrzymują próby czasu w obliczu nowych technologii. Rozwiązanie tego problemu rząd amerykański upatruje głównie w mechanizmach samoregulacji, uznając, że strategie, które sprawdziły się w odniesieniu do interwencjonizmu państwowego w konwencjonalnej gospodarce, gwarantują także sukces nowego ładu cyberekonomicznego. Wyraża się to w pięciu podstawowych zasadach:

1. Podstawowa rola sektora prywatnego - również w zakresie tworzenia niezbędnych standardów i ustalania polityki podatkowej czy rozwiązań międzynarodowych.

2. Unikanie wprowadzania zbędnych restrykcji dla handlu elektronicznego - urzędowych regulacji, biurokratycznych procedur, podatków, ceł.

3. Niezbędna działalność rządu powinna dotyczyć tworzenia minimalnego zbioru przewidywalnych, zwartych i prostych przepisów prawnych do wspierania handlu - z poszanowaniem własności intelektualnej i prywatności.

4. Rządy powinny uznać jedyną w swoim rodzaju specyfikę Internetu - jego zdecentralizowaną naturę. Istniejące już przepisy prawne należy przejrzeć, zrewidować bądź wyeliminować, zgodnie z potrzebami nowych wyzwań elektronicznych.

5. Elektroniczny handel w Internecie powinien mieć wymiar globalny - wymaga to przejrzystych zasad, działających ponad istniejącymi granicami państwowymi.

Amerykanie słusznie akcentują, że od ponad pół wieku poszczególne państwa dążą do redukcji barier celnych, w przekonaniu, iż sprzyja to rozwojowi ich gospodarek. Oczywiście, są sytuacje odstępowania od tej zasady, chroniąc szczególnie wrażliwe fragmenty własnego rynku, niemniej nawet wówczas, w dłuższej perspektywie, bilans takich restrykcji jest niekorzystny. W tym kontekście nieporozumieniem byłoby wprowadzanie nowych ceł na towary i usługi internetowe, w sytuacji gdy to globalne medium w zupełnie naturalny sposób pozbawione jest takich ograniczeń. Stanowisko takie USA mają zamiar prezentować na forum Światowej Organizacji Handlu WTO (World Trade Organization) i innych gremiów międzynarodowych (OECD).


TOP 200