Wyzwolenie do tworzenia

Pobudka dla umysłów

Wydaje się, że takie jak wyżej "zaprogramowanie" pracowników najtrudniej zmienić, przetworzyć na twórcze myślenie. Każdą próbę zmuszenia będą odczytywać jako zagrożenie piastowanego stanowiska, zakwestionowanie ich kwalifikacji, działanie wrogie wobec nich. Menedżerowi pozostaje jedyna zasadzka: przenoszenie takiego pracownika ciągle do nowych działów, przydzielanie ciągle do nowych zadań, choć wciąż zgodnie z kompetencjami. Pracownik poznając całą firmę , przekonuje się, że ten sam problem wygląda inaczej, kiedy się zmieni punkt, z którego się na niego patrzy. Tak wszechstronne spojrzenie na firmę i jej sprawy z natury wyklucza stosowanie stereotypów w pracy. Wówczas ewidentnie kłócą się one z poznaną rzeczywistością. Pracownik po prostu musi odwołać się do pokładów swojej intuicji, woli rozwiązania problemu, chęci samorealizacji, pragnienia odczuwania satysfakcji. Niektóre koncerny, zwłaszcza amerykańskie, właśnie tak postępują. Wydaje się, że jest to mądrzejsze niż kształcenie pracownika tylko w jednej dziedzinie, tworzenie z niego "monokultury" umysłowej i zawodowej. Choć to także praktykują niektóre firmy.

Szybko jednak dowiadują się, że systematyczne zwiększanie pokładów wiedzy i umiejętności nie przekłada się w nową jakość i treść jego pracy, a wręcz przeciwnie, grozi zablokowaniem instynktu twórczego. Jeśli człowiek wciąż robi to samo, z tą różnicą, że po kolejnym kursie nieznacznie lepiej, to coraz mniej będzie zdolny do tego, żeby w pewnym momencie powiedzieć: "Dość, zapomnę, jak to robiłem dotąd, i teraz zrobię zupełnie inaczej". A to jest konieczne. Poprawiać coś (strukturę organizacji, sposób pracy, urządzenie, technologię...) można do pewnego momentu, potem mimo wysiłku efektywność poprawiania, gwałtownie spada i stare trzeba zmienić na nowe, lepsze, a poprawianie zacząć z wyższego poziomu. Prawdziwy postęp nigdy nie odbywa się stopniowo. Musi być skok, ten błysk ludzkiego ducha i umysłu.

Pokojowe współistnienie

Jednak większość menedżerów przyznaje, że nie znalazła naprawdę skutecznego sposobu na stałe pobudzenie umysłów. Tak już jest, że w danej społeczności wybitnych osób jest tylko 10%. Nie należy jednak być pesymistą.

Na gwiazdorstwo i nie poskromioną innowacyjność nie ma dużo miejsca w żadnej firmie, choć bez tej domieszki biznes zawsze tracił duszę, "jaskółczy niepokój" wiecznego poszukiwania nowych form i nowych wyzwań, szanse rozwoju. Większość pracowników, którzy nie mają predyspozycji do bycia burzycielami zastanego porządku czy wynalazcami, buduje stabilność firmy i przechowuje wiedzę, która jest potrzebna do codziennego funkcjonowania.

Jednak w dzisiejszych czasach ogromnego przyspieszenia wszystkich procesów stabilność ta potrzebna jest na bardzo krótki czas, do podjęcia następnej zmiany, reorganizacji, zadania, produktu. Dla człowieka z natury biernego i odtwórczego stanowi to ogromny stres, jeszcze bardziej krępujący otwartość i odwagę myślenia, skłaniający do zachowań agresywnych wobec wyróżniających się współpracowników. Najlepsze, co menedżer może zrobić, to przekonać tę grupę, że ich stabilizująca rola nie przemija, nie traci na wartości, ale pod jednym kategorycznym warunkiem, że zrobią obok siebie miejsce dla umysłów niespokojnych, twórczych, niekonwencjonalnych, nie będą ich "równać pod sznurek", powitają i potraktują ich jak sprzymierzeńców w budowaniu lepszego porządku dla całej społeczności.

Wydaje mi się, że budowanie atmosfery tolerancji, otwartości, zaciekawienia sobą nawzajem oraz struktur, w których wszystkie osobowości się mieszczą i znajdują sens swojej aktywności, jest rozsądniejsze niż ustawiczne eksperymentowanie z organizacją lub nieustanna presja na ludzi, aby byli inni niż ich Pan Bóg stworzył.


TOP 200