Smartfony, tablety i bezpieczeństwo firmy
- Patryk Królikowski,
- 14.12.2011, godz. 09:00
W przypadku Androida podejście jest odwrotne. Zamiast reglamentacji - pełna otwartość. Z racji tego, że jest to system open source (choć de facto finansowany przez Google), postawiono na łatwość w publikowaniu nowych aplikacji. W zasadzie każdy, kto tylko chce, może umieścić swoją aplikację w Android Market. Jedyny wymóg to rejestracja w serwisie, potrzebna do wygenerowania klucza dla autora, którym później podpisywane będą tworzone przez niego aplikacje. Stąd w sklepie androidowym wysyp nie tylko nieszkodliwych aplikacji. Warto tutaj przypomnieć jedną - Secret SMS Replicator, która wkrótce po pojawieniu się została usunięta z Marketu przez Google. Nie był to malware w pełnym tego słowa znaczeniu. Twórcy znaleźli swego rodzaju niszę rynkową - "dla zazdrosnych partnerów". Korzystając z nieuwagi partnera/męża/żony, można było pobrać aplikację na jego/jej telefon, a następnie wskazać własny numer telefonu i aktywować narzędzie. Dzięki temu wszelka komunikacja SMS ofiary była przekazywana na wskazany numer. Co więcej, aplikacja swojej obecności nie manifestowała żadną ikonką.
Polecamy: Co nas czeka w przyszłości, czyli cztery nowe cyberzagrożenia
Zobacz również:
Poza już wymienionymi, funkcjonują tzw. alternatywne markety, np. GetJar, SlideMe czy Aproov. Jest też BlackMarket, który do instalacji wymaga zrootowania telefonu. Jego zawartość jest dość mocno kontrowersyjna i w dużej mierze stanowią ją pirackie gry i programy, a do nich w wielu przypadkach doklejany jest malware.