Schody do nieba

Nic dziwnego, że naturalnym kierunkiem ekspansji dla wielu z nich powinny się stać polskie firmy. Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że tam menedżerowie z doświadczeniem korporacyjnym znaleźliby odpowiednie pole do popisu. Chcąc skutecznie konkurować na rynku, polscy dostawcy muszą wdrożyć odpowiednie procedury i uregulować procesy wewnętrzne. Powinni wprowadzić odpowiednie mechanizmy kontroli kosztów, a także wypracować wreszcie odpowiedni model planowania. "Wiele polskich firm nie ma jasno sprecyzowanej długofalowej strategii. Działają od okazji do okazji" - mówi Uli Kottmann, prezes firmy konsultingowej Process4E, od wielu lat doradzający menedżerom zarówno z zachodnich, jak i polskich firm. "Czym się różni strategia zachodniej korporacji od tego, co strategią nazywają polskie firmy?" - pyta Jerzy Kalinowski. - "W tym pierwszym przypadku jest to kilkudziesięciostronicowy raport, z wykresami i tabelami, nad którego przygotowaniem kilkuosobowy zespół pracuje nawet kilka miesięcy. W polskiej spółce jest to często kartka papieru z kilkoma podpunktami, stworzona po kilkugodzinnym zebraniu zarządu".

Nie bez znaczenia są także ich doświadczenia związane z finalizacją dużych kontraktów. "Właśnie to, czy menedżer potrafi dzięki swojemu zaangażowaniu odwrócić bieg wydarzeń i sprzedać duży kontrakt, świadczy o jego wartości. Sam dokładnie śledzę losy wszystkich najważniejszych umów i staram się zawsze dołożyć chociażby te 5%, które mogłoby pomóc w zdobyciu kontraktu. W przyszłości może stać się to moim kapitałem" - mówi Paweł Piwowar. Na pewno zaangażowanie do tego osób w polskich firmach, które odpowiadały za strategię działania w firmach zagranicznych, mogłoby przyczynić się do polepszenia ich sytuacji.

Problem usprawnienia procesów dotyczy przede wszystkim firm średniej wielkości. Największe już wdrożyły odpowiednie programy restrukturyzacyjne. Teraz pozostaje im oczekiwanie na efekty tych wysiłków. Nie da się jednak ukryć, że także tam przydaliby się sprawni menedżerowie. Coraz częściej problemem największych spółek staje się zbyt silna pozycja założycieli i głównych udziałowców. Na pewnym etapie wręcz ograniczają oni rozwój i ekspansję tych firm. Niektórzy z nich zdają sobie nawet sprawę z tego, że nadszedł czas zmian. Te jednak idą bardzo opornie. "Z jednej strony wykazują oni chęć zmiany status quo, z drugiej jednak, brakuje im woli i zdecydowania. Podczas prezentacji kandydatów okazuje się, że tak naprawdę to dotychczasowi prezesi chcieliby kogoś niezależnego, z wizją i pomysłami, kto jednak równocześnie zaakceptowałby ciągłą ingerencję w bieżące zarządzanie firmą ze strony właścicieli. Takich osób po prostu nie ma! W tej sytuacji powodem do odrzucenia kolejnych kandydatów staje się ich styl bycia czy sposób trzymania długopisu" - mówi jeden z konsultantów zaangażowany w proces obsadzania najwyższych stanowisk w dużych polskich firmach informatycznych. - "Tego typu zlecenia należą do najtrudniejszych w realizacji. W pewnym momencie aż szkoda aranżować kolejne spotkania i tracić czas na namawianie następnych kandydatów, w końcu bardzo poważnych ludzi. Ewidentnie widać, że sprawa rozbija się o psychiczną trudność w rozstaniu z bieżącym zarządzaniem firmą". Niektórzy przy tej okazji wspominają wręcz o "syndromie warsztatu" czy "syndromie dziecka" przejawianym przez prezesów największych polskich spółek.

Wielka migracja

Czy zdymisjonowani prezesi pójdą drogą prowadzącą do zarządzania polskimi firmami? Tak naprawdę nie mają większego wyboru. Zaledwie nieliczni z nich mogą sobie pozwolić na wcześniejszą emeryturę. Zazwyczaj są to zresztą ci, którym na "zasłużony wypoczynek" się nie śpieszy.

Na szybkie odwrócenie koniunktury też nie ma co liczyć. Według niektórych statystyk, w grudniu ub.r. było prawie 10 tys. bezrobotnych z doświadczeniem na stanowiskach kierowniczych i poniżej 100 ofert pracy dla nich. Niespodziewanie okazało się, że nikt nie może czuć się bezpiecznie. "Firma musiała dokonać pewnych niezbyt ostrych cięć i nagle okazało się, że osobą, którą można zwolnić, jestem ja. Firma zatrudniała na podobnych stanowiskach dwóch ludzi, z tym że mój kolega pracował o 2 lata dłużej" - opowiada jeden z szefów działu sprzedaży z kilkuletnim doświadczeniem w dużych korporacjach. - "Od 5 miesięcy szukam pracy, jednak w tej chwili praktycznie nie ma żadnych ciekawych ofert. Propozycje składane mi przez łowców głów dotyczą stanowisk z pensją w granicach 3-4 tys. zł brutto!"

Oczywiście, menedżerom z najwyższego pułapu raczej nie grozi bezrobocie. Jak mówi Andrzej Widerszpil, po ogłoszeniu informacji o jego rezygnacji otrzymał ok. 30 różnych ofert i to... nie kontaktując się jeszcze z żadnym z head hunterów. Jednak i oni będą musieli zrezygnować przynajmniej z części swoich oczekiwań płacowych, a przede wszystkim oswoić się z myślą, że ich praca może wymagać wyjazdu z Warszawy, tym bardziej że za plecami wyrosła im ostra konkurencja, bardziej zdeterminowana w poszukiwaniu pracy. Są to przede wszystkim kierownicy średniego szczebla z zachodnich korporacji. "Dobrze wykształceni, doświadczeni, od kilku lat pracujący na swoich stanowiskach. Do niedawna obserwowali błyskawiczne kariery swoich szefów" - mówi Monika Thieme z polskiego oddziału Heidrick & Struggles, jednej z największych światowych firm, zajmujących się obsadą najwyższych stanowisk kierowniczych, zaangażowanej w rekrutację szefów kilku polskich spółek informatycznych.

Wielcy nieobecni

Waldemar Sielski

Po 8 latach zarządzania Microsoft Polska zapowiadał, że zajmie się konsultingiem, jednak na pewien czas zniknął z branży IT. Dziś zaprzecza jakoby całkowicie wycofał się z działalności związanej z informatyką. Przez ostatni rok Waldemar Sielski był zaangażowany w projekt Interklasa, przedsięwzięcie Intela

Nauczanie ku przyszłości oraz działalność doradczą na rzecz organizacji zajmujących się edukacją.

Równolegle zajął się rozbudową specjalistycznego ośrodka dla osób ze schorzeniami narządu ruchu Carolina Medical Center, a także działalnością w fundacji Multis Multum. Skąd pomysł na działalność w tych tak odległych od branży IT dziedzinach?

Po części wynika to z własnych doświadczeń, a po części z tego, że w pewnym momencie zetknąłem się z ciekawymi i pełnymi entuzjazmu ludźmi" - mówi.

Tomasz Niesłuchowski

Zaczynał od własnej firmy. Następnie kierował kolejno polskimi oddziałami Acer Computer i Dell, by w końcu 1999 r. odejść do Apeximu na stanowisko wiceprezesa ds. handlowych. Swoją decyzję uzasadniał wtedy ograniczeniami, jakie na menedżera polskiego oddziału nakłada korporacja. Od pół roku zajmuje się doradztwem strategicznym dla małych i średnich przedsiębiorstw. "Nasz rynek dopiero dojrzewa do usług tego typu, a podjęcie decyzji o wynajęciu konsultanta zajmuje wciąż wiele czasu.

Popyt jednak cały czas rośnie" - mówi Tomasz Niesłuchowski. Zapytany o przyszłe plany i ewentualny powrót na stanowiska menedżerskie odpowiada: "Teraz będę już znacznie ostrożniejszy w podejmowaniu decyzji".

Jacek Zaremba

Po kilku latach pracy w Computer 2000oraz na stanowisku dyrektora generalnego Lotus Development został prezesem Komercyjnego Centrum Płatniczego, zajmującego się drukowaniem na zlecenie klientów personalizowanych rachunków i wyciągów, a w przyszłości także płatnością rachunków przez Internet.

Jarosław Mulewicz

Przez ostatnie kilka lat Jarosław Mulewicz był m.in. dyrektorem generalnym polskich oddziałów firm Sanchez, Tandem Computers, jednym z menedżerów w polskim oddziale Compaq Computer oraz szefem działu sprzedaży ds. kluczowych klientów w NCR Polska. Potem przez pewien czas był prezesem spółki Formus Polska. "Wiele osób

pyta mnie czemu tak często zmieniałem pracę, zapominając, że przynajmniej część tych zmian wynikała z przekształceń polskich oddziałów korporacji" - śmieje się Jarosław Mulewicz. Po odejściu z Formusa poświęcił się obowiązkom kanclerza loży warszawskiej Business Center Club. Jest również udziałowcem kilku spółek z branży IT, m.in. warszawskiego iTela, oferującego rozwiązania internetowe dla branży finansowej.

W przyszłości nie wyklucza powrotu na stanowiska menedżerskie.


TOP 200