Projekty dla bogatych

Oczywiście, nie wszystko w staraniach o granty z programów europejskich zależy od rozwiązań funkcjonujących w kraju. Na kształt naszego uczestnictwa w programach ramowych niebagatelny wpływ mają decyzje Komisji Europejskiej czy działania lobbingowe firm europejskich. Należałoby się jednak zastanowić, czy i w tym zakresie nie możemy zrobić więcej niż do tej pory. Być może dałoby się bardziej skutecznie negocjować w strukturach europejskich uwzględnianie tematów badawczych, które są najlepiej rozwinięte na polskich uczelniach i w których możemy się pochwalić rzeczywiście znaczącymi osiągnięciami. Kto miałby to robić - Krajowy Punkt Kontaktowy, Ministerstwo Nauki i Informatyzacji czy może Urząd Komitetu Integracji Europejskiej? To rzecz do ustalenia. Można by również wprowadzić w ramach polityki naukowej przejrzysty, rygorystyczny system zachęt i wsparcia dla rozwoju tematów zbieżnych z celami i zadaniami programów europejskich. Żeby np. granty na badania w uczelniach nie były przyznawane w sposób przypadkowy, lecz rzeczywiście służyły realizacji spójnej, zbieżnej z potrzebami polskiej gospodarki i cywilizacji wizji rozwoju polskiej nauki.

Reformy od zaraz

Jeżeli nie będziemy potrafili w najbliższym czasie odnieść się rzeczowo i poważnie do istotnych problemów związanych z rozwojem sfery badawczo-rozwojowej i wdrożeniowej, to szybko może się okazać, że udział polskich podmiotów w programach ramowych Unii Europejskiej będzie się miał do polskiej gospodarki jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Niby cieszy oko, ale niczemu użytecznemu nie służy, na dodatek szybko padnie na mrozie.

Dla Computerworld komentuje dr Witold Staniszkis, prezes zarządu Rodan Systems

Musimy się rozwijać

Duża skala projektów zintegrowanych, preferowanych w 6. Programie Ramowym, sama w sobie nie powinna stanowić poważnego utrudnienia dla udziału polskich podmiotów. Polskie firmy mogą tak samo uczestniczyć zarówno w dużych, jak i małych konsorcjach. Chociaż trzeba pamiętać o tym, że jest bardzo duża, coraz większa konkurencja. Może większym problemem jest to, że są to projekty coraz bardziej interdyscyplinarne, wymagające umiejętności łączenia dorobku i osiągnięć z wielu bardzo różnych dziedzin nauki i techniki. Przy czym to połączenie musi dawać w efekcie zupełnie nową jakość.

Sądzę, że zgłoszone przez nas propozycje nie uzyskały w pierwszym konkursie IST pozytywnej opinii właśnie ze względu na brak nowej wartości dodanej. Skupiliśmy się na posiadanych rozwiązaniach technologicznych, a Komisja oczekiwała, że pokażemy nowe, idące krok do przodu możliwości rozwoju i wykorzystania naszych narzędzi informatycznych. Mamy jednak jeszcze kilka innych projektów i będziemy starali się wejść z nimi do 6. Programu, chociaż w tej chwili skupiamy się bardziej na komercjalizacji efektów naszego udziału w poprzednim programie.

Zmieniły się chyba też priorytety Unii Europejskiej. Nasz projekt dotyczył elektronicznej demokracji, a tematyka ta przestała być zaliczana, jak sądzę, do czołówki najważniejszych celów programów europejskich. Być może słusznie. E-government został już wyeksploatowany pod względem ideowym i teoretycznym. Tu już nie ma co badać, trzeba to po prostu zrobić. Teraz przyszła kolej na konkretne działania, na realizację konkretnych wdrożeń i rozwiązań, takich jak chociażby systemy wspomagające funkcjonowanie urzędów państwowych i samorządowych oraz podnoszące jakościowo poziom podejmowanych decyzji.

Myślenie o sukcesach polskich firm w programach europejskich wymaga wielu rozwiązań systemowych. Jako pierwsze reformy wymagają mechanizmy funkcjonowania środowisk akademickich. Firmy muszą mieć poważne zaplecze badawczo-naukowe. Na polskich uczelniach nie ma młodej, tryskającej pomysłami kadry, a zdolni ludzie wyjeżdżają po zrobieniu doktoratów za granicę, profesorowie wykonują wiele dodatkowych prac nie związanych bezpośrednio z działalnością naukową. Potrzebne są tutaj przejrzyste reguły i sprawne mechanizmy transferu wiedzy.

Osobny problem to ujawniająca się w środowisku informatycznym swoista kultura niechęci do polskich rozwiązań i osiągnięć. Niektórzy podważają sens rozwoju rodzimego oprogramowania. Twierdzą, że należy zredukować polski rynek oprogramowania na rzecz importu obcych, gotowych rozwiązań i produktów. W rezultacie takiego nastawienia sami sobie niszczymy postawy proinnowacyjne, zabijamy aktywność polskiego biznesu.

Firma musi mieć powody, żeby uczestniczyć w programach europejskich. Powinna widzieć perspektywy rozwoju, możliwości spożytkowania na rynku efektów projektów, w których bierze udział. Nie należy zapominać, że udział w programie to inwestycja, i to perspektywiczna. Należy zaangażować własne środki, najzdolniejszych ludzi. Trzeba wiedzieć, po co się to robi, trzeba mieć pewność, że uzyskane wyniki dadzą się potem zdyskontować w walce z konkurencją.

Wiele do życzenia pozostawia, niestety, działalność naszego Krajowego Punktu Kontaktowego. Mieliśmy poważne trudności nawet z uzyskaniem podstawowych informacji na temat losów naszego wniosku w pierwszym konkursie 6. Programu. Wszyscy nasi partnerzy z innych krajów byli informowani na bieżąco przez przedstawicieli swoich punktów kontaktowych, a my musieliśmy zdobywać informacje we własnym zakresie. To jest skandal. Jeżeli działalność naszego Krajowego Punktu Kontaktowego nie zmieni się radykalnie, to polskie podmioty mogą mieć z uczestnictwem w 6. Programie wiele niepotrzebnych problemów.


TOP 200