Profesor Podcast

Polska pustynia e-learningu

Marcin Dąbrowski, dyrektor Centrum Rozwoju Edukacji Niestacjonarnej w Szkole Głównej Handlowej przyznaje, że pod tym względem Polska jest dziesięć lat do tyłu, a otwartość amerykańskiego rynku edukacyjnego jeszcze do nas nie dotarła. Stwierdzenie to jest bardzo delikatnym ujęciem sprawy. Niemal wszystkie materiały znajdujące się na nielicznych polskich serwisach akademickich zajmujących się e-lerningiem dostępne są wyłącznie dla studentów, którzy zapisali się na studia zdalne (i je opłacili), są zapisani na studia stacjonarne (i w serwisie poszukują materiałów uzupełniających zgodnie z koncepcją blended learning) lub też chcą wykupić pojedynczy kurs. Bez hasła i loginu ani rusz.

Niewiele polskich uczelni w ogóle zajmuje się edukacją elektroniczną - Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Warszawski, Politechnika Warszawska, Uniwersytet Marii-Skłodowskiej Curie w Lublinie, Szkoła Główna Handlowa, Wyższa Szkoła Psychologii Społecznej, Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi, Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy. Bardzo często programy e-learningu powstają niejako z boku, na marginesie tradycyjnej działalności. Za hasłem "bogata oferta kursów" kryją się często głównie szkolenia biblioteczne dla pierwszego roku i kilka egzotycznych kursów nie tworzących spójnej całości, lecz raczej będących informacją o tym, który wykładowca postanowił poświęcić nieco czasu na przetestowanie nowych możliwości. Wystarczy rzucić okiem np. na serwis Uniwersytetu Jagiellońskiego znajdujący się pod adresem blackboard.cyfronet.pl. Konsola umożliwiająca dostęp do kursów jest tak nieergonomiczna, że łatwo zorientować się, iż ten fragment działalności Uniwersytetu ma znaczenie marginalne.

Na polskich uczelniach za hasłem "bogata oferta kursów" kryją się często głównie szkolenia biblioteczne dla pierwszego roku i kilka egzotycznych kursów nie tworzących spójnej całości, lecz raczej będących informacją o tym, który wykładowca postanowił poświęcić nieco czasu na przetestowanie nowych możliwości.

Sytuacja Uniwersytetu Jagielońskiego jest dość typowa dla polskich uczelni. Typowe jest np. to, że nie istnieje jedna, lecz dwie platformy - Blackboard i Moodle - udostępniania treści związanych z kursami wirtualnymi, a część jednostek prowadzi zajęcia przez Internet w oparciu o własne oprogramowanie. Podobnie wygląda sytuacja na Uniwersytecie Warszawskim. Istnieje Centrum Otwartej i Multimedialnej Edukacji UW, ale nie koordynuje ono wszystkich działań e-learningowych Uniwersytetu ani nawet nie ma na ich temat informacji. Wydziały często prowadzą dla studentów kursy na własnych platformach e-learningowych. COME UW korzysta z platformy Moodle, ale na uczelni działają jeszcze co najmniej trzy inne. Innymi słowy, każdy sobie rzepkę skrobie, ale nawet efekty tego skrobania dostępne są jedynie dla studentów danej uczelni (tych, którzy nie zgubili hasła).

Teoretycznie uczelnie mają niewielkie środki finansowe - a przedstawiciele uczelni przyznają, że tworzenie i prowadzenie kursów wirtualnych jest z wielu względów droższe niż prowadzenie tradycyjnych zajęć - i jakaś koordynacja działań, czy stworzenie wspólnej biblioteki materiałów mogłoby tutaj wprowadzić istotną zmianę jakościową. Tym bardziej, że nawet uczelnie, takie jak SGH, której serwis e-sgh można uznać za stosunkowo profesjonalny, zatrzymują się w myśleniu o e-learningu na poziomie publikacji slajdów z wykładów lub materiałów tekstowych okraszonych tu i ówdzie linkami lub grafiką. Trudno stwierdzić, dlaczego lepiej psuć wzrok przed ekranem niż przeczytać podręcznik w fotelu.

Bez hasła i loginu ani rusz

Niemal wszystkie materiały znajdujące się na nielicznych polskich serwisach akademickich zajmujących się e-lerningiem dostępne są wyłącznie dla studentów, którzy zapisali się na studia zdalne (i je opłacili), są zapisani na studia stacjonarne (i w serwisie poszukują materiałów uzupełniających zgodnie z koncepcją blended learning) lub też chcą wykupić pojedynczy kurs.

Pozytywnym wyłomem w tym zazdrosnym strzeżeniu tajemnic świata akademickiego jest serwis wazniak.mimuw.edu, gdzie dzięki dobrej woli i otwartości kadry naukowej Politechniki Warszawskiej, Politechniki Poznańskiej, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego znalazły się materiały dydaktyczne do prowadzenia zajęć zdalnych w ramach studiów informatycznych I i II stopnia.

YouTube edukacyjny

Tymczasem pod koniec roku kilka amerykańskich uczelni podpisało kontrakty z serwisem YouTube tworząc własne kanały telewizyjne. Pierwszy był uniwersytet w Berkeley, za nim poszedł Uniwersytet Południowej Kalifornii, australijski Uniwersytet Nowej Południowej Walii i Vanderbilt. Mniej więcej w tym samym czasie MIT ogłosił, że udało mu się opublikować materiały do wszystkich 1800 prowadzonych na tej uczelni kursów, a teraz będzie się zajmował głównie ich aktualizacji. Nauczanie w najlepszym możliwym wydaniu stało się własnością publiczną.

Kiszenie wiedzy na polskich uczelniach straciło sens. Czy możemy liczyć, że zmienią front?


TOP 200