Porzućmy Plan Informatyzacji Państwa

Bym mógł to zrobić, wystarczy, aby Minister Finansów uzgodnił z redakcjami gazet wymóg tworzenia przez dostarczane aplikacje pliku o nazwie identycznej z zawartym w zeznaniu numerem NIP podatnika, (co zapewni unikatowość nazwy i ułatwi gromadzenie danych w bazie), o strukturze zgodnej z bazą podatników zawartą w back-office urzędów skarbowych. Przy takim podejściu odpowiednio zachęceni podatnicy sami zapełnią bazy danych fiskusa. Skarbowe serwery będą mogły zaś skupić się na porównaniu zgodności deklaracji z zebranymi informacjami o pobranych zaliczkach. A urzędnicy będą mieli więcej czasu na ściganie unikających płacenia podatków.

By tak się stało, prawo musi odnosić się wyłącznie do celów jego wprowadzenia! Dlatego, zanim wydamy ok. 3 mld euro środków unijnych na stworzenie jeszcze lepszych silosów informacyjnych, warto zastanowić się nad zmianą filozofii informatyzacji administracji publicznej. Przyjęta winna zostać zmieniona strategia budowania systemów - z "top-down" na "bottom-up" W pierwszym rzędzie należy skupić się na informatyzacji tych sfer, w których realizowanych jest najwięcej transakcji. Są to procesy przebiegające horyzontalnie. Procesy administracyjne odbywające się wertykalnie są spotykane wielokrotnie rzadziej - dotyczą niespełna 1% spraw trafiających do instancji odwoławczych. PIP musi uwzględniać sposób realizowanego w przyszłości dostępu do istniejących, rozproszonych baz danych.

Autor artykułu, Piotr Kołodziejczyk, jest sekretarzem Miasta Poznania.

Z życia pracownika administracji

Do Urzędu Miasta centralnie zostało dostarczone nie tylko oprogramowanie typu POJAZD czy System Obsługi Obywateli (SOO), lecz użyczono nam także niezbędny sprzęt. Jest własnością MSWiA, więc miasto nie może np. ubezpieczyć go. Prawdziwy cyrk zaczął się w 2007 r, gdy dostaliśmy z centrali nowe komputery, które zastąpić miały te dostarczone wraz z aplikacją SOO w 2000 r. Rozsądnie było złomować siedmioletnie komputery lub przekazać je organizacjom pozarządowym, które mogłyby ich użyć jako maszyn do pisania. Ale by to zrobić, trzeba mieć prawo własności. MSWiA rozsądnie nie chciało, byśmy przywieźli do Warszawy około 20 wysłużonych komputerów, nie chciało też ich "zaocznie" złomować - również dlatego, że za utylizację trzeba zapłacić, a w budżecie Ministerstwa nie przewidziano na ten cel środków. Miasto Poznań nie może zapłacić za złomowanie nie swojego sprzętu. Dlatego zaproponowano, byśmy wystąpili z prośbą o dokonanie darowizny tych komputerów na rzecz Miasta, a później je sobie złomujemy. Urzędniczka z MSWiA powiedziała, że wszystkie gminy tak robią. Właśnie procedujemy kwestię przyjęcia tej darowizny! Cała korespondencja odbywa się, rzecz jasna, na papierze!!

Z punktu widzenia urzędnika

W Urzędzie Stanu Cywilnego każdy z aktów wydawanych mieszkańców musi być drukowany na innej drukarce, bo każdy z odpisów ma inny format - dziwnym trafem bodaj żaden z nich nie jest formatem A4, do którego są przystosowane najbardziej typowe, a więc najtańsze drukarki! Jak to się ma do zawartego w Planie Informatyzacji Państwa priorytetu racjonalizacji wydatków? Urzędnicy obsługujący silosy informatyczne często muszą wykonywać pracę delikatnie mówiąc - frustrującą. Do takiej zaliczam przepisywanie danych starającego się o wymianę dowodu obywatela z bazy ewidencji ludności (system własny gminy) do galwanicznie oddzielonej bazy tworzonej za pomocą aplikacji System Obsługi Obywateli, dostarczonej przez ministra właściwego ds. administracji. Taki urzędnik nie rozumie, dlaczego tak musi robić, skoro urzędnikom korzystającym z innych, nie zawartych w silosach aplikacji, dane są wczytywane automatycznie.

Z punktu widzenia klienta

Przyjęty system budowania prawa i centralistyczne podejście do własności baz danych powodują, że klient zmuszony jest pełnić funkcje swoistego "nośnika danych". Jeśli chce, aby jego sprawa była załatwiona, musi dostarczyć do urzędu dokumenty, które wielokrotnie już dostarczał do innych. System prawny i sposób organizacji informatyki w administracji uniemożliwia lub poważnie utrudnia automatyzację procesów biznesowych realizowanych przez samorządy. Dobrym przykładem jest proces wypłaty becikowego. Zgodnie z prawem, zgłoszenia urodzenia każdego dziecka należy dokonać w Urzędzie Stanu Cywilnego, właściwym dla miejsca zamieszkania matki. Urzędnik dokonuje stosownej rejestracji w systemie informatycznym, poczym drukuje trzy odpisy skrócone aktu urodzenia. Wie przy tym, że jeden z nich za chwilę wyląduje w segregatorze innego urzędnika - w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Ten urzędnik wprowadzi - za pomocą swojego komputera - dane z odpisu do swojej bazy danych (redundancja plus możliwość pomyłki!) oraz wydrukuje decyzję, którą zaniesie do działu finansów. Tam urzędnik nie klepie danych, gdyż ma je już w swoim komputerze, w swojej bazie. Ale przelew wyśle dopiero jak przyjdzie papier - potrzebny jak wiadomo na wypadek kontroli!


TOP 200