Porzućmy Plan Informatyzacji Państwa

Efektywność wykonywania zadań administracyjnych w tych wydzielonych obszarach może przejściowo poprawić sprawne wdrożenie proponowanych w PIP "silosów informacyjnych". Lecz w dłuższej perspektywie efekt tych wdrożeń będzie negatywny, zaś początkowy sukces opóźni jego rzeczywiste rozwiązanie. Utrwalanie przyjętej w Planie strategii budowy państwowej e-administracji spowoduje, że łatwiej będzie zintegrować systemy działające w wydziałach komunikacji różnych powiatów, niż osiągnąć integrację systemu IT pojedynczej gminy czy powiatu. Plan promuje błędną strategię budowania "pionowych" wysp informacyjnych. Przykładowo dłużnikom alimentacyjnym należy, na podstawie przepisów prawa, zabierać prawo jazdy. Brak dostępu do bazy danych powoduje, że urzędnik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie musi pisać pismo do Wydziału Komunikacji z prośbą o informację, czy dany dłużnik posiada prawo jazdy. Po uzyskaniu odpowiedzi na papierze wszczyna postępowanie w sprawie zatrzymania tego prawa jazdy.

Z punktu widzenia prawa problem informatyzacji na pierwszy rzut oka wygląda pięknie. Kodeks postępowania administracyjnego w art. 220 § 1 stanowi: "Organ administracji publicznej nie może żądać zaświadczenia na potwierdzenie faktów lub stanu prawnego, znanych organowi z urzędu bądź możliwych do ustalenia przez organ na podstawie posiadanej ewidencji, rejestrów lub innych danych albo na podstawie przedstawionych przez zainteresowanego do wglądu dokumentów urzędowych". Ale to pozór. Mamy jeszcze prawo materialne, nakładające na obywatela chcącego coś uzyskać od administracji, wykonanie szeregu obowiązków, np. dostarczenia dokumentów. Konstrukcja poszczególnych ustaw każe urzędnikom gromadzić te papierowe załączniki. Prawo nie pozwala, bowiem na skorzystanie z elektronicznego dostępu do rejestrów w celu sprawdzenia, czy obowiązek dokumentowany wymaganym od obywatela papierowym załącznikiem został spełniony.

90% wszystkich procesów biznesowych w polskiej administracji odbywa się właśnie na szczeblach gminy i powiatu. Aby decyzje te były wydane szybko i sprawnie, bez angażowania obywateli, urzędnicy potrzebują danych, a nie aplikacji!

Mamy wreszcie ustawę o ochronie danych osobowych. Nikt z prawodawców nie wierzy, że urzędnik chce ułatwić obywatelowi życie i ściągnąć dane potrzebne do wydania decyzji nie zmuszając mieszkańca, aby mu je przynosił. Dlatego też obywatel musi pójść do innego urzędnika i zdobyć stosowne zaświadczenie i zanieść do drugiego urzędu, gdzie dane z zaświadczenia zostaną wprowadzone do bazy i wydrukowana będzie decyzja. W ten sposób brak zaufania stanowiących prawa do urzędników je stosujących, mocą ustawy o ochronie danych osobowych, nie pozwala na żadną wymianę danych między urzędami.

Co w tej sytuacji zrobić?

Polska administracja wcale nie potrzebuje wielkich, zamawianych przez poszczególne resorty, dedykowanych aplikacji, które wytworzą wielkie koncerny kosztem milionów złotych. Te tworzone resortowo silosy informacyjne są raczej przeszkodą w tworzeniu społeczeństwa informacyjnego. Obywatele nie załatwiają swoich spraw na ministerialnych pokojach. To w gminie, czy powiecie zapadają ważne dla nich decyzje: pozwolenia na budowę domów, rejestrowane są pojazdy, wydawane dowody osobiste, karty wędkarskie i wiele innych rzeczy, które obywatel musi załatwić w naszym, przeregulowanym kraju. Zapewne 90% wszystkich procesów biznesowych w polskiej administracji odbywa się właśnie na tych szczeblach administracji publicznej. By decyzje te były wydane szybko i sprawnie, bez angażowania obywateli, urzędnicy potrzebują danych, a nie aplikacji!

Polskie prawo stanowi jasno katalog powinności obywatelskich. Jedną z nich jest, np. obowiązek podatkowy. Prawo stanowi, że podatek ma być zapłacony! Urząd Miasta Poznania sprawdza, czy za daną działkę zapłacony jest podatek od nieruchomości w należnej wysokości. Jeśli ten obowiązek jest spełniony, to, po co żądać od obywatela dodatkowych oświadczeń podpisanych własnoręcznie? A tak się dzieje w przypadku 25 mln płatników PIT. Co roku biorę płytę z aplikacją otrzymaną za darmo wraz z jedną z gazet. Przy pomocy tej aplikacji sporządzam zeznanie roczne, po czym dane z elektronicznego zeznania zamieniam na formę papierową, podpisuję i wysyłam do Urzędu Skarbowego. Robię tak, bo szkoda mi pieniędzy na zakup kwalifikowanego, bezpiecznego e-podpisu. Podpisu, w moim przypadku, jednorazowego użytku. Chętnie pomógłbym (bezpłatnie) oszczędzić pracownikowi Urzędu Skarbowego frustracji, jaka towarzyszyć musi "wklepywaniu" do bazy danych z tego wydruku. Wysłałbym mail z plikiem zawierającym dane na jego adres, co nic nie kosztuje.


TOP 200