Nowy Frankenstein - kto się boi komputera

Sieciowa gospodarka

Niebagatelna jest rola komputerów i Internetu w tworzeniu nowych usług i miejsc pracy. Możliwe stają się, bez ruszania się z domu, bez straty czasu i pieniędzy (transport indywidualny), zakupy internetowe. I nie chodzi tu o całkowite zastąpienie tradycyjnych zakupów "fizycznych" za pomocą wirtualnych transakcji, ale o poszerzenie naszych obszarów wolności i alternatyw wyboru. Internet daje nam takie możliwości, a to, czy z nich korzystamy, jest sprawą dobrowolnych i indywidualnych decyzji. Czy jest w tym coś złego?

Oferta internetowych towarów i usług jest właściwie nieograniczona, a w pewnych przypadkach (przedmioty standardowe, łatwo przesyłane) wręcz bezkonkurencyjna. Wystarczy porównać zasoby płyt kompaktowych pojedynczego sklepu muzycznego z potężnymi bazami danych, które - mimo że zawierają miliony rekordów - dają się łatwo przeszukiwać i pozwalają na zamówienie nawet najbardziej specyficznego krążka CD. Internet to także coś więcej niż tylko możliwość zamówienia sobie dżinsów uszytych na miarę czy roweru tylko dla nas, po podaniu indywidualnych danych biometrycznych.

To medium staje się dla gospodarki tak wielkim przełomem, jak fenicki wynalazek pieniądza czy później banknotu (pieniądza kredytowego). Zresztą sam pieniądz elektroniczny zaczyna żyć własnym życiem, a pewne jego formy nigdy nie powstałyby bez rozwiniętej teleinformatyki (np. mikropłatności). Dobroczynny wpływ nowoczesnej teleinformatyki na światową gospodarkę można dostrzec już w klasycznych równaniach, opisujących ilościową teorię pieniądza. Wystarczy sięgnąć do wzoru zaproponowanego przez Irvinga Fishera.

Ów amerykański ekonomista, wybitny przedstawiciel formalistycznego modelowania wskaźników gospodarczych, opublikował słynną rozprawę The Purchasing Power of Money jeszcze przed pierwszą wojną światową. To prawda, że od tamtego czasu ekonomia wzbogaciła się o znakomite dokonania w rozważanym zakresie. Wymieńmy tu kambrydżystów (Anglia) z Arturem Pigou na czele czy keynesowską teorię preferencji płynności (lata 30.). Ich badania były kontynuowane i uszczegóławiane po drugiej wojnie światowej (Hicks, Friedman, Tobin i inni). Niemniej, bardzo zgrubnie, ilość pieniędzy potrzebna w obiegu gospodarczym wyraża się wzorem:

I = S/V

gdzie

I - ilość pieniędzy potrzebna w obiegu

S - suma wartości towarów i usług

V - szybkość obiegu pieniądza.

Wcześniejsze uwagi dotyczące gospodarczego znaczenia Internetu odnosiły się do licznika tej prostej formuły. Zajmijmy się zatem mianownikiem. Szybkość obiegu pieniądza w znacznym stopniu jest uwarunkowana czynnikami organizacyjno-technologicznymi, ze stopniem rozwoju systemu bankowego na czele. Fisher i wielu jego następców mogli słusznie przyjmować, że elementy te zmieniają się wolno, czyli:

V = constans.

W dobie Internetu jest inaczej. Domowy banking umożliwia dokonywanie transakcji 24 godziny na dobę. Dla bitów i bajtów nie stanowią przeszkody strefy czasowe czy kolejki pojazdów na granicach. Pieniądz może być natychmiast wydawany i w czasie rzeczywistym kreowany. To z kolei oznacza, że nagle mamy "więcej" pieniądza w naszych monetach czy banknotach. Zresztą owo "więcej" możemy nawet rozumieć bez ostrożnie postawionego cudzysłowu, tyle że mówimy tu o zależnościach makroekonomicznych, które trudniej jest dostrzec z perspektywy tylko własnej kieszeni. Bądźmy jednak pewni, że i ona jest pełniejsza, gdy np. ryzyko inflacji zmniejsza się. A również i w tym zakresie istnienie internetowego (elektronicznego) pieniądza może odgrywać pozytywną, katalizującą rolę.

Medycyna na odległość

Kolejnym argumentem podnoszonym przez przeciwników wzbogacania naszej rzeczywistości o jej wirtualny wymiar jest rzekome ubożenie bezpośrednich kontaktów między ludźmi, które są zastępowane elektroniczną wymianą informacji. Są to tezy bez pokrycia. Oczywiście nikt nie neguje wyższości osobistego spotkania nad wideokonferencją. Ale lepsza już ta ostatnia niż brak kontaktu w ogóle, np. z uwagi na koszty fizycznego transportu ludzi, wielokrotnie przewyższające ceny transportu bitów po łączach teleinformatycznych.


TOP 200