Niezależni, nie zrzeszeni

Powierzchownie

Niektórzy informatycy to prawdziwi pasjonaci, wnikliwie zgłębiający tajniki nowych technologii, tygodniami zastanawiający się nad zagadnieniami z jednego, interesującego ich obszaru. Większość z nich nie reprezentuje tego skrajnego typu, ale i tak spec-jalizuje się w danej dziedzinie z własnej inicjatywy lub zawodowej konieczności. "Informatyka jest już tak rozległą dziedziną, że trudno ogarnąć ją w całości. Przynależność do towarzystwa pozwala orientować się w różnych aspektach i zastosowaniach informatyki. Taka wiedza, choć z pozoru mało konkretna, może okazać się bardzo przydatna we własnej pracy zawodowej" - mówi Marek Chwal z Rodan System z Warszawy. Rozmowa i wymiana doświadczeń z informatykami reprezentującymi zupełnie inne dziedziny wpływa odświeżająco, pokazuje nowe horyzonty, nie dostrzegane technologie, zastosowania, ciekawe trendy rozwoju informatyki. Przyczynia się do zrozumienia i integracji środowiska. Działalność niektórych stowarzyszeń, zwłaszcza tych zorganizowanych wokół szczególnej grupy produktów czy technologii, przyczynia się do powstawania "bazy wiedzy" na temat informatyki, bazy, do której informatycy mogą odnieść się w przypadku napotkania nie znanego problemu.

Taka baza wiedzy była szczególnie przydatna w czasach, kiedy w Polsce nie działały przedstawicielstwa firm zachodnich, służące wsparciem technicznym i odpowiednimi podręcznikami, a informatycy w różnych przedsiębiorstwach zmagali się z pierwszymi wdrożeniami. Rzeczywiście twórcza wymiana doświadczeń charakteryzuje jednak głównie stowarzyszenia ukierunkowane na specyficzny produkt, technikę zarządzania projektami informatycznymi, nową technologię. Rolę tę od pewnego czasu przejmują również grupy dyskusyjne. Informatycy koncentrują się raczej na zadaniach czy zagadnieniach niż na ludziach. Budowanie więzi międzyludzkich jest niejako wtórne w stosunku do interesującego problemu. I właśnie grupy dyskusyjne pozwalają odnaleźć wspólną platformę porozumienia. Nie udaje się to towarzystwom informatycznym o charakterze ogólnym i bez skonkretyzowanego zakresu zainteresowań. Spotkania siłą rzeczy nie odbywają się wtedy, gdy problem jest palący, ale w zaplanowanym z góry terminie, gdy temat nie ma już większego znaczenia dla uczestników. Gromadzą ludzi zajmujących się w danej chwili różnymi problemami. Tym samym dyskusja, próbując zaspokoić wszystkich, staje się ogólnikowa i nie satysfakcjonuje nikogo. Oczywiście, może przyczynić się do uzyskania spojrzenia poza czubek własnego nosa, ale zazwyczaj - trudno stwierdzić dlaczego - kończy się na nic nie wnoszących komunałach.

Na początku było słowo

Chyba największym problemem stowarzyszeń, zniechęcającym wielu potencjalnych członków, jest brak wspólnego, osiągalnego w rozsądnej perspektywie, celu. Z jednej strony, w statutach można wyczytać litanię celów, niezwykle słusznych i doskonale brzmiących. Problem w tym, że większość stowarzyszeń wydaje się cierpieć na permanentny przerost zarządzania strategicznego nad operacyjnym. "Nie jesteśmy powołani, by lobbować w sprawach doraźnych, to raczej zadanie Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Naszą rolą jest kształtowanie przyszłej rzeczywistości. Z drugiej strony, działamy bardziej jako klub, trochę aktywny, lecz nie powołany do zmieniania świata" - mówi Piotr Fuglewicz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Innymi słowy, cele, niewątpliwie słuszne i godne uznania, są zbyt ogólne, idealistyczne, a ich ewentualne osiągnięcie trudno mierzalne. Część wydaje się sformułowana w ten sposób celowo, by umożliwić odparcie zarzutów o mierne wyniki działalności. Działamy w perspektywie następnych pokoleń, skąd więc pomysł, że uda się nam osiągnąć nasze cele w ciągu kilku lat? Jednak wydaje się, że osiągnięcie wielu z nich nie zależy od dobrej czy złej woli członków, ich większej czy mniejszej aktywności. Praktyka wskazuje, że niektóre cele są po prostu nierealne w danych warunkach bądź stowarzyszenia nie mają odpowiednich środków i umocowań, by je realizować.

Poziom w górę

Jednym z głównych celów stawianych sobie przez stowarzyszenia informatyków jest podnoszenie poziomu wiedzy i kwalifikacji członków, a także grupy zawodowej. Cel ten udaje się częściowo realizować poprzez organizację konferencji, kursów, warsztatów informatycznych. Problem w tym, że działalność taka ogranicza się zazwyczaj do dwóch, trzech spotkań w roku. Wydaje się więc, że organizacjami bardziej do tego celu powołanymi są komercyjne firmy szkoleniowe i ośrodki akademickie.

Rolą stowarzyszeń informatyków mogłaby być rekomendacja pewnych rozwiązań edukacyjnych, aktywne włączenie się w kształtowanie programów nauczania i szkoleń, przekładanie rynkowych oczekiwań i własnych doświadczeń reprezentatywnej grupy informatyków na przekaz, który poprzez inne już organizacje trafi do szerokiego grona zainteresowanych. Członkowie stowarzyszeń nie zawsze są w stanie profesjonalnie przekazać taką wiedzę. "Z punktu widzenia urzędnika Ministerstwa Edukacji Narodowej zajmującego się sprawami edukacji informatycznej, stowarzyszenia powinny przedstawiać stanowiska reprezentowanej grupy zawodowej w sprawach związanych z szeroko pojętą dziedziną informatyki. Takie opinie są bardzo pomocne w przygotowywaniu i realizacji różnego rodzaju programów związanych z powszechną edukacją informatyczną. Stowarzyszenia informatyków są potrzebne. Powinny być jednak bardziej widoczne i aktywne" - mówi Jerzy Dałek z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Inną sprawą jest pomysł wprowadzenia systemu certyfikacji kwalifikacji informatyków i określenia rozsądnej definicji samego zawodu i "stopnia wtajemniczenia". "Poza tradycyjnymi statutowymi zadaniami stowarzyszenia powinny pełnić rolę organu certyfikującego, potwierdzającego standardy specjalistycznych wymagań zawodowych" - mówi Andrzej Grandys. Polskie Towarzystwo Informatyczne miało zamiar wprowadzić schemat rozwoju zawodowego, ale - zdaniem Piotra Fuglewicza - spotkał się on z dużym oporem środowiska i brakiem społecznego poparcia i zapotrzebowania. Projekt zarzucono.


TOP 200