Nasza droga informatyka

Tajemnicze know-how

Nasza droga informatyka

Witold Staniszkis

Przygotowanie wymagań i wdrożenie często wymaga udziału konsultantów. Usługi tych z uznanych firm kosztują, jak na polskie warunki, bardzo dużo, bowiem stawki są jednolite na całym świecie. Obecnie można zauważyć, że niektóre firmy konsultingowe o znanych markach radykalnie obniżają ceny usług, ale jest to zjawisko raczej przejściowe, dotyczące firm z przeros-tami zatrudnienia. "Średnia stawka będzie taka sama, ale konsultanci są lepsi niż kiedyś. Teraz trwa proces czyszczenia ich szeregów" - wyjaśnia Jerzy Kalinowski.

Gdzie zatem można szukać oszczędności? Być może istnieje zbyt wiele białych plam, producenci systemów za bardzo starają się szukać przewagi w ukrywaniu szczegółów technologicznych. "Nigdzie projektowanie systemów nie stoi na najwyższym poziomie. Najważniejsze rzeczy trzymane są w tajemnicy. Dominuje przeprojektowywanie przeprojektowanego (reengineering reengineeringu), czyli ciągłe udoskonalanie procesów, bez wiedzy dokąd się zmierza. Na tym zyskują konsultanci i dostawcy. Jest to coś w rodzaju ciągłego kręcenia kołowrotka, a w sumie bieg jałowy, dekoncentracja firmy" - mówi prof. Andrzej Targowski, wykładowca na Western Michigan University w USA. Nie można jednak przykładać do wszystkiego tej samej miary. "W tzw. małej informatyce nadpłata jest bardzo mała, nieporównywalna do tej z dużych projektów" - dodaje Andrzej Targowski. A właśnie kwestia wyceny tych ostatnich budzi najwięcej kontrowersji.

Zdaniem Witolda Staniszkisa, w Polsce nie ma jednego rynku informatycznego, istnieją bowiem obok siebie jego różne nie przenikające się segmenty, na których obowiązują różne reguły gry. Takim specyficznym przypadkiem jest rynek du- żych systemów, budowanych na potrzeby administracji. "Jest to ry- nek, który trudno w ogóle nazwać. To coś unikalnego na świecie" - mówi Witold Staniszkis. Andrzej Targowski przywołuje tutaj symptomatyczny brak analogii do sytuacji w Stanach Zjednoczonych: "W USA największy zrealizowany kontrakt informatyczny, a był to system dla IRS, czyli służb podatkowych, miał wartość ok. 100 mln USD". Brzmi to niepoważnie w zestawieniu z sumami, jakie padają przy realizacji projektów Ű Ű w Polsce, chociażby 250 mln USD w przypadku Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. "Mam nadzieję, że ten rynek za jakiś czas zniknie, kiedy wszystkie takie duże organizmy zostaną albo zinformatyzowane, albo przestaną istnieć w wyniku reformy państwa lub prywatyzacji" - twierdzi Witold Staniszkis. "W przypadku dużych projektów w Polsce panuje ogromna nieprzejrzystość. Sumy, jakie tam padają, pozwalałyby na stworzenie naprawdę dobrych rozwiązań" - uzupełnia Andrzej Targowski.

Być może jest to syndrom tzw. kompleksowych systemów informatycznych. Gdy instytucja przystępuje do uruchomienia takiego systemu, na ogół określenie "kompleksowy" jest zwiastunem kłopotów. Oznacza bowiem pewną bezradność, oczekiwanie, że firma informatyczna wykona wielki system od początku do końca, pod klucz, zdejmując wszelkie problemy z barków instytucji. Tym- czasem to właśnie takie wielkie, spektakularne wdrożenia rzutują na społeczny obraz informatyki. Kwoty, wymieniane przy tych okazjach, utrwalają wrażenie, że informatyka jest nie tylko niezwykle droga, ale również jej wycena pozwala na całkowitą arbitralność.

"Zupełnie niesłusznie uznano, że informatyka jest dziedziną, w której nie można niczego wycenić, w związku z czym nie ma się co dziwić, że ten sam system może kosztować u jednej firmy 15 mln zł, u drugiej - 50, a w przypadku trzeciej - 90. Tolerowanie takiej sytuacji oczywiście świadczy o pewnym niedowładzie intelektualnym osób, które mają o takich projektach decydować" - mówi Witold Staniszkis.

Do rozregulowania rynku informatycznego z całą pewnością przyczynili się odbiorcy, którzy nie potrafili nawiązać równorzędnego dialogu z dostawcami. "Na rynku wciąż panuje ogromna swawola. Mówiąc wprost, są firmy, które wykorzystują niewiedzę użytkowników. Wykonawcy chętnie godzą się na księżycowe pomysły zamawiającego, dając mu jednocześnie księżycowe ceny" - ocenia Sławomir Trautman, który ma nadzieję, że obecne trendy zniżkowe doprowadzą ostatecznie do przeniesienia części środków w stronę kształcenia rynku odbiorcy.

"Nie jesteśmy dojrzali, polski użytkownik przepłaca, bo w ogóle nie potrzebuje takiego stopnia skomplikowania, jakie zawierają zaawansowane rozwiązania informatyczne. To z kolei oznacza, że projekty często kończą się porażką informatyki w ekonomicznym sensie, bo okazuje się, że wdrożenie zwyczajnie się nie opłaca" - uważa Andrzej Targowski. "Instytucje państwowe mają obowiązek organizowania przetargów, ale nie muszą już wykonywać jakiegokolwiek studium opłacalności inwestycji" - dodaje Witold Staniszkis.


TOP 200