Motywować do wysiłku

Jak duże byłoby zapotrzebowanie na szybki dostęp do Internetu w księdza parafii? Kto korzystałby z sieci?

W naszej wsi dałoby się znaleźć co najmniej ze dwadzieścia miejsc, do których można by było doprowadzić łącze internetowe. Dla Telekomunikacji Polskiej to jednak za mało. Na pewno można by zwiększyć wykorzystanie pracowni internetowej w szkole. Zrobilibyśmy z pewnością kawiarenkę internetową w naszym ośrodku. W ubiegłym roku z naszego hoteliku skorzystało 341 osób. Przebywające na koloniach dzieci chętnie dzwonią z zamontowanego automatu telefonicznego. Dlaczego nie miałyby korzystać z Internetu? Do tego dochodzą jeszcze dzieci miejscowe przebywające tu na półkoloniach czy przychodzące cały rok na dożywianie i zajęcia na świetlicy.

Tu nie chodzi w pierwszym rzędzie o zapewnienie dostępu w indywidualnych gospodarstwach domowych. Podstawową przyczyną, dla której powinno się zapewnić dostęp do sieci, jest stworzenie możliwości korzystania z Internetu w miejscach publicznych. Dzieci nie muszą mieć Internetu w każdym domu, powinny mieć go jednak w szkole. Jeżeli tam się nauczą korzystania z komputera i zasobów sieciowych, to potem będą stałymi użytkownikami. To jest inwestycja w przyszłość. Nikt jednak jakoś nie chce tego zrozumieć.

Poza tym nie wszyscy są tutaj biedni, jest także sporo ludzi żyjących na średnim poziomie, którzy chętnie założyliby sobie łącze internetowe. Z czasem strefa ubóstwa będzie się zmniejszać. Ci, którzy jeszcze są bezrobotni, są bezrobotnymi często z własnej winy. Przez dziesięć lat od likwidacji PGR-u mieli dość czasu, żeby się przekształcić. W dużej mierze jest to ich wina, że nie chcą podjąć pracy.

Jak można zachęcić ludzi do większej aktywności? Księdzu udaje się motywować tutejszą młodzież do podejmowania studiów...

Problem leży w umiejętności kreowania odpowiednich postaw. Czasami spotykam się z zarzutem, że rozmawiam tylko z tymi, którzy studiują. To oczywiście nieprawda - preferuję jednak rzeczywiście tych, którzy decydują się na podjęcie wysiłku. Tłumaczę wszystkim: każdy może odnieść sukces, jeżeli tego chce - jeżeli się nie rozwija, to dlatego że nie chce, jest leniem.

Było tutaj bardzo duże poczucie niemożności i niższości. Często słyszałem: jak to, ja na studia? Nie dam rady, nie wytrzymam, nie sprawdzę się. Pomogłem wielu osobom i teraz jedni już namawiają drugich. Młodzi ludzie sami siebie przekonują, ci którzy już studiują zachęcają, wspierają innych. Uruchomiony przeze mnie mechanizm zaczyna sam działać.

Założyłem specjalny fundusz stypendialny, z którego wspieram chcących się uczyć czy studiować. Pomoc przybiera różne formy. Jedni dostają dofinansowanie do czesnego, innym opłacam internat lub akademik, jeszcze inni dostają pieniądze na dojazdy. Cały czas kontroluję postępy w nauce, interesuję się na bieżąco wynikami sesji, sprawdzam, jak moi studenci radzą sobie na uczelni, by udzielona im pomoc nie poszła na marne. Ważna jest jakość ich studiowania, bo nie chodzi tylko o to, by skończyli studia, ale by rzeczywiście się na nich rozwijali. Otrzymane stypendia studenci odpracowują też po części w Ośrodku, np. opiekując się dziećmi czy zajmując sprawami biurowymi.

Z niepokojem patrzę jednak na nowy problem, który coraz wyraźniej daje o sobie znać. Chodzi o problem motywacji do nauki. Ludzie po studiach coraz częściej nie mogą w naszym kraju znaleźć pracy, rośnie bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni. Jak więc przekonywać młodych do podejmowania wysiłku studiowania? Jakich argumentów użyć, by uwierzyli, że warto pójść na studia? Trzeba znaleźć inną, nową motywację.

Do czego się ksiądz teraz odwołuje?

Ja ich motywuję wiarą, posługuję się argumentami religijnymi. Każdy chrześcijanin powinien dążyć do doskonałości. "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie" - mówi Chrystus. Nie chodzi tu tylko o doskonałość duchową, ale także i intelektualną. Jeżeli jesteś wierzący, masz być doskonały - w każdej płaszczyźnie. Mówię do młodzieży: żaden głupi nie będzie święty, trzeba mieć świadomość swoich powinności wobec świata.

Czy ta motywacja okazuje się skuteczna?

Różnie z tym bywa. Na szczęście, dotychczas wszyscy nasi stypendyści znaleźli po studiach pracę. Jak będzie dalej, nie wiem. Namawiam ich, aby pobyt na studiach wykorzystali jak najlepiej - korzystali z kontaktów, pogłębiali wiedzę, nabywali ogłady.

Czy można by zaryzykować postawienie tezy, że stały dostęp do Internetu pomógłby miejscowym uczniom w osiągnięciu tych celów?

W pewnym zakresie na pewno tak. W końcu to jeden z elementów współczesnej cywilizacji. Poprzez kontakty w sieci mieliby chociażby szansę skonfrontowania swoich umiejętności z innymi. W wielu sytuacjach okazuje się, że nasza młodzież wcale nie jest głupsza od miejskiej. Mam tutaj chłopaka, który robi komputerowy skład naszej parafialnej gazetki. Nauczyłem go obsługi edytora, a teraz już wie o komputerach znacznie więcej ode mnie. Cały czas się rozwija, przyswaja nowe wiadomości. Gdy poszedł do gimnazjum w pobliskim mieście, to na lekcjach informatyki się nudził. Problem w tym, że nie ma tutaj dostępu do Internetu. Czasami korzysta z sieci dzięki uprzejmości kolegi w Choszcznie. Gdyby były możliwości, mógłby to robić na miejscu. Ja bym chętnie opłacał takim ludziom abonament z funduszu stypendialnego. Nie mamy jednak szansy skorzystania z szerokopasmowego dostępu do sieci. A oferowane nam łącza modemowe są tak słabe, że połączenia są wielokrotnie zrywane.


TOP 200