www.humor.org

  • Krzysztof Szymborski,

Jak zauważyła w 1984 r. Denise Caruso w artykule w tygodniku InfoWorld (16 lipca), w tym samym mniej więcej czasie humor komputerowy stał się bardziej powszechny i włączył się w główny nurt kultury. Pojawili się autorzy dowcipów rysunkowych, tacy jak Rich Tennant, którzy wyspecjalizowali się w tematyce komputerowej, eksploatowanej także przez satyryków kabaretowych i felietonistów. Dla przeciętnego użytkownika, który nagle musiał zmagać się z komputerem nie z wewnętrznego wyboru, lecz z ekonomicznej konieczności, humor stanowił bardzo pożądane narzędzie, służące do rozładowania napięcia. Dział humoru stał się istotną częścią wielu nowych czasopism komputerowych, na przykład Family Computing (czyli "Komputer w rodzinie"), utworzonych z myślą o takich właśnie zwykłych użytkownikach.

W tym samym mniej więcej czasie umiarkowane próby uprawiania satyry podjęły niektóre pisma zakładowe dużych korporacji elektronicznych, takich jak IBM. W tym ostatnim przypadku, próby nie zakończyły się przesadnym sukcesem. Pisemko zatytułowane ConfuserWorld, po raz pierwszy wydrukowane w 1983 r., było dziełem dwojga pracowników IBM, Marka Floranta i Julie Owens. Źródłem ich natchnienia były głównie wewnętrzne memoranda, produkowane przez biurokratów korporacyjnych, w których wprowadzenie niewielkich tylko modyfikacji dawało potężny efekt komiczny (skąd my to znamy?). Oczywiście, biurokraci się nie śmiali, a kiedy Florant napisał żartobliwy tekścik pt. "IBM porzuca biznes" - w którym donosił, że interesy firmy mają się tak dobrze, iż dalsze ich prowadzenie stało się zbyt nudne - kopia ConfuserWorld trafiła na biurko zakładowego radcy prawnego z zapytaniem, czy istnieją podstawy do wszczęcia sprawy sądowej. Nic dziwnego, że właśnie duże firmy są ulubionym przedmiotem satyry, w tym także najnowszych dowcipów komputerowych - dzielą się one nawet na specjalne kategorie: dowcipy na temat IBM, na temat Microsoftu czy nawet na temat jednego produktu tej ostatniej kompanii, Windows 95 ("Dlaczego psy nie lubią Windows 95? Nie mogą z nich wystawić łba").

Humorystyczny procesor

Dotychczasowe sukcesy humoru komputerowego nie były, zgódźmy się, oszałamiające. Matematyk i znany pisarz w jednej osobie, Douglas Hofstadter, wini za ten stan rzeczy fakt, że "humor wymaga wyostrzonej świadomości różnicy między sensownym a absurdalnym", natomiast "komputery wciąż jeszcze mają z rozróżnieniem takim poważne trudności, bowiem funkcjonują one w logicznie rygorystycznym świecie, gdzie wszystko jest albo czarne, albo białe". Badacze sztucznej inteligencji nie dają jednak za wygraną i wierzą, że stworzymy kiedyś maszyny zdolne do rozumienia i wymyślania dowcipów. Poważne próby zmierzające w tym kierunku zostały już zresztą podjęte przez kilku programistów, m.in. Alana Macy i Kim Binsted. Ten pierwszy stworzył w 1990 r. program, który nazwał "Humor processor", i którego część - obok bazy danych zawierających ok. 500 "ludzkich" dowcipów - stanowił generator żartów, tzw. Brainstorm. Choć nie był on jeszcze w stanie wymyślać całkowicie oryginalnych dowcipów, Brainstorm zawierał 11 "algorytmów śmieszności" - takich jak zasada przesady czy przestawienia stereotypu - które mogły służyć pewną pomocą Ludzkiemu Procesorowi w niewdzięcznym zadaniu wymyślania czegoś, co mogłoby zostać powszechnie uznane za zabawne.

Produkt Kim Binsted, program zwany JAPE (Joke Analysis and Production Machine), jest znacznie bardziej zaawansowany i zawiera w swej pamięci cały słownik, który służy jako surowiec do produkcji śmiesznych kombinacji słów. Hofstadter, który go wypróbował, twierdzi jednak, że JAPE ma pewien problem - nawet jeśli stworzy zabawne powiedzonko, jest zbyt mało inteligentny, by zauważyć, że jest ono śmieszne.

Cóż, wielu ludzi ma ten sam problem (dzięki temu zresztą mogą się oni śmiać z tego samego dowcipu wiele razy - kiedy im się go opowie, kiedy się powtórzy i wreszcie, jak dobrze pójdzie, kiedy go w końcu zrozumieją). Jak wiadomo, kwestia istnienia inteligentnego życia na Ziemi pozostaje wciąż otwarta. Jak je w końcu wykryć? Jeden ze znanych testów, podobny do starego argumentu używanego niegdyś jako dowód istnienia Boga, przedstawia następującą historię. Kosmici lądują na pustyni i znajdują zegarek. Zaczynają go z zadziwieniem oglądać, rozbierają go, składają z powrotem i jeden z nich konkluduje - "Ten przedmiot jest zbyt dobrze zorganizowany, aby mógł zostać spontanicznie wygenerowany. Znaczy to, że tę planetę zamieszkują pewne istoty rozumne. Ciekaw jestem, jak one smakują". Dowcip ten, oczywiście, polega na tym, że... No dobrze. Jeśli trzeba go tłumaczyć, to znaczy, że nie jest wcale śmieszny.

<hr size=1 noshade>Krzysztof Szymborski jest wykładowcą historii nauki i technik informacyjnych w Skidmore College w Saratoga w stanie Nowy Jork.