Witamy w epoce kamienia e-łupanego

  • Dorota Konowrocka,

Mam wrażenie, że wiele uczelni oferując kursy on-line ogranicza się do opublikowania slajdów z wykładu, czy materiałów tekstowych okraszonych słabo związanymi z tematem ilustracjami...

Bardzo wielu ludzi utożsamia zdalne kształcenie z opublikowaniem w Internecie skryptu, a szczytowym osiągnięciem jest opublikowanie tekstu z linkami. Jeszcze dwa, trzy lata temu nikt nie myślał o przekazie strumieniowym, który dziś jest jedną z oczywistych możliwości, jaką daje sieć. Całej tej technologii i nowej dydaktyki trzeba się jednak nauczyć, ale tych, którzy naprawdę się na tym w Polsce znają, jest może dziesięciu. Tymczasem za stworzenie materiałów do kursu zdalnego odpowiedzialni są zwykle wykładowcy.

Prestiżowe uniwersytety, od MIT po Stanford, za darmo udostępniają tysiące nagrań wykładów z każdej dziedziny. Dowiedz się gdzie możesz znaleźć interesujące Cię materiały audio i wideo.

Jeśli jednak ciężar stworzenia e-podręcznika ma spoczywać głównie na barkach nauczyciela akademickiego, to ten podręcznik może okazać się niestety dość marnej jakości, choćby tylko dlatego, że w tym przypadku nie jest profesjonalnie redagowany... Niewielu zresztą chce się na serio zająć tworzeniem materiałów dydaktycznych na potrzeby e-kursów. Brakuje także badań w zakresie metodyki zdalnego nauczania. A przecież cała ta sfera wymaga szerokich studiów... Mają się tym zająć między innymi Stowarzyszenie e-Learningu Akademickiego oraz Polskie Towarzystwo Naukowe Edukacji Internetowej.

O zdalnym nauczaniu i kursach online prowadzonych przez Academy of Art University opowiada Chris Lefferts, zastępca rektora ds. edukacji online.

W Polsce odbywa się sporo, całkiem interesujących konferencji, których uczestnicy starają się wprowadzić jakiś porządek do wiedzy i praktyki zdalnego nauczania. Jednak także tam daje się zaobserwować wyraźny podział na establishment uczelni państwowych i młodych gniewnych, którzy testują e-learning na codzień. Widać tam również opór przed zniesieniem bezpośredniego kontaktu z wykładowcą-mistrzem, którego sama obecność ma stymulować studentów do uczenia się... Ten opór wynika z niezrozumienia faktu, że w przypadku e-nauczania kontakt wcale nie znika, zmienia się tylko jego forma. Zdalne nauczanie to nie jest nauka z komputerem, ani samokształcenie.

Czy w nauczaniu komplementarnym nie powinny przodować uczelnie prywatne? Tam chyba łatwiej o zdecydowane działania, odpowiednie wynagrodzenie dla wykładowców...

Teoretycznie tak, ale nie można zapominać, że uczelnie prywatne są jednak dość biedne i do tego opierają się na kadrze naukowej zapożyczonej z uczelni państwowych. Przykładem może być Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy, która jako pierwsza w Polsce kształcenie komplementarne uznała za bardzo istotne dla dalszego rozwoju i wpisując je do oficjalnej strategii uczelni zdecydowała się przeznaczyć na jego wdrożenie spore, jak na swoje możliwości, fundusze. Jednak ze względów finansowych musi ten projekt rozłożyć na lata, tym bardziej, że systemowe wprowadzenie do praktyki uczelni e-nauczania wymusiło zmiany w jej organizacji.