Wirtualni inżynierowie

Kształcić, ale kogo

Projekt politechniki budzi nie tylko zainteresowanie, ale i kontrowersje. Zakładany koszt roku studiów, skalkulowany na poziomie 4-5 tys. zł, może okazać się barierą nie do przebycia dla wielu osób z małych miast, a więc tych, dla których inicjatywa miałaby okazać się największą szansą. Zwłaszcza że propozycja politechniki konkuruje z ofertami lokalnych uczelni niepublicznych, które powstają w coraz mniejszych ośrodkach miejskich. Wiele wątpliwości dotyczy także "wartości" dyplomów uzyskanych przez wirtualnych inżynierów. "Problem różnic w poziomie wykształcenia nie dotyczy tylko studentów kształcących się za pośrednictwem Internetu. W końcu nawet w przypadku jednej grupy studenckiej na studiach stacjonarnych te różnice bywają znaczące. Nasza uczelnia zapewnia jednolite egzaminy, system punktacji identyczny ze wszystkimi rodzajami studiów. Studentom kształcącym się "na odległość" zapewniamy dostęp do pracowni i zasobów uczelni taki sam, a kto wie czy nie większy niż w przypadku studiów zaocznych" - twierdzi Bogdan Galwas.

Wbrew obiegowej opinii

Internetowe studia na politechnice nie są pierwszym tego typu projektem w polskich szkołach i uczelniach wyższych. Mniej lub bardziej rozbudowane systemy, umożliwiające studentom dostęp do materiałów dydaktycznych przez Internet, zbudowano m.in. w Wyższej Szkole Biznesu - National Louis University w Nowym Sączu czy w warszawskiej szkole Mila College i Wyższej Szkole Informatyki. Nie umniejsza to w niczym pionierskiej roli politechniki, która jako pierwsza wprowadza niezależne studia oparte przede wszystkim na Internecie i materiałach dydaktycznych, zapisanych na nośnikach elektronicznych.

Trudno się dziwić ostrożności, z jaką środowisko akademickie odnosi się do e-learningu, skoro nawet wśród firm koncepcja ta przebija się bardzo powoli. Do tej pory w rozwój intranetu i systemów wspomagających szkolenie na odległość inwestowały przede wszystkim polskie oddziały zagranicznych koncernów. Autorskie rozwiązania funkcjonują także w kilku dużych polskich firmach. Daleko im jednak do kompleksowych systemów, umożliwiających np. samodzielne projektowanie kursów.

"Najpoważniejszą przeszkodą w rozwoju szkoleń opartych na technologiach teleinformatycznych jest niewielka wiedza na poziomie możliwych celów i funkcji tak wspieranego rozwoju zawodowego wśród polskich menedżerów" - mówi Janusz Tworzyński, senior partner mindworx Polska, polskiego przedstawicielstwa McGraw-Hill Lifetime Learning, jednej z czołowych firm zajmujących się świadczeniem usług szkoleniowych. W powszechnie panującej opinii szkolenia oparte na wykorzystaniu Internetu i technik multimedialnych już wkrótce zastąpią tradycyjne metody edukacji. Tymczasem specjaliści z firm szkole-niowych są niemal zgodni co do tego, że e-learning jest przede wszystkim uzupełnieniem tych metod. "Szkolenie za pomocą materiałów umieszczonych na nośnikach elektronicznych może służyć utrwaleniu wiedzy zdobytej podczas kursu. Może także poprzedzać takie szkolenie - zwłaszcza gdy wysyłamy pracownika na bardzo kosztowny kurs. Interaktywne treningi multimedialne jako samoistna metoda są bezkonkurencyjne w niewielu sytuacjach, np. kiedy trzeba szybko, w jednolitym standardzie przeszkolić wielu pracowników" - mówi Janusz Tworzyński. Technologie informatyczne świetnie przydają się także do oceny efektywności kursów i tworzenia bazy ośrodków szkoleniowych. Nieporozumieniem wydaje się również traktowanie szkoleń na odległość jako rozwiązania przede wszystkim dla dużych i rozległych geograficznie firm. Faktycznie skala oszczędności wynikających z wykorzystania takiej formy edukacji przez korporacje jest ogromna. Jednak z kursów dostępnych w Internecie czy na CD-ROM-ach mogą z powodzeniem korzystać także niewielkie przedsię- biorstwa. Kilkuosobowej firmie z reguły nie opłaca się zamawianie szkoleń. Nie może sobie także pozwolić na wysłanie całego personelu na kurs otwarty. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem jest wykupienie kursu w formie elektronicznej wraz z konsultacjami z trenerem.

Nawet najbardziej zorientowani w zagadnieniach nowoczesnych metod edukacji menedżerowie nagminnie popełniają błąd, patrząc na szkolenia na odległość przede wszystkim przez pryzmat technologii i kosztownych narzędzi umożliwiających prezentacje multimedialne. Taki punkt widzenia rodzi często różnorakie obawy związane chociażby z marginalizacją roli pracowników merytorycznych, zajmujących się zarządzaniem szkoleniami czy uzależnieniem firmy od jednego dostawcy. Tymczasem e-learning to przede wszystkim problem kulturowy, związany z nastawieniem na naukę własną uczących się i umożliwianiem im tego. System wspierający szkolenie pracowników można zaprojektować we własnym zakresie, przy użyciu powszechnie dostępnych narzędzi i systemów. Znacznie ważniejsze od narzędzi jest wypracowanie efektywnych zasad korzystania z materiałów umieszczonych w sieci lub na nośnikach elektronicznych.

Nie ma odwrotu

Mimo tych powszechnych wątpliwości, wszyscy eksperci są zgodni - nie ma odwrotu od e-learningu. Jest to podyktowane głównie względami ekonomicznymi, a także sytuacją gospodarczą, która nie tylko zmusza do oszczędności, ale wymaga efektywniejszego korzystania z istniejących zasobów.


TOP 200