W poszukiwaniu wspólnego języka

- Jeszcze inni widzą w nim model typu "plug & play", który zaraz po przyjęciu do nowej pracy panuje nad wszystkimi systemami użytkowymi, operacyjnymi, awariami, także ma czas na delegacje i narady, a w razie potrzeby dopracuje pewne aplikacje, które nie działają zgodnie z oczekiwaniami użytkowników, a zostały stworzone przez kogoś w przeszłości. I tak będzie w szczęśliwym położeniu, jeśli jego pytanie o źródła programów nie wywoła zdziwienia, że coś takiego może w ogóle istnieć.

- Tylko nieliczna grupa potrafi rzetelnie ocenić umiejętności swoich informatyków stosownie do ich specjalności i posiadanych kwalifikacji.

Zagospodarować umiejętności

Ekstremalnym przypadkiem nieracjonalnego wykorzystania informatyków jest powierzanie im prozaicznych czynności, jak wymiana tonera w drukarce, formatowanie dyskietek czy podłączenie drukarki, które nie sprawiają kłopotu żadnemu użytkownikowi komputera, bez względu na to, czy jest on polonistą, czy magazynierem. Nieco przejaskrawiając, można stwierdzić, że wygodnictwo i schematyczne myślenie powodują przerzucenie na informatyków wszystkich obowiązków związanych z dziedzinami, których nazwy zaczynają się na "i"

Gdyby firma zatrudniała informatyków do realizacji konkretnych zadań (kontraktowych), wówczas inaczej zupełnie wyglądałaby struktura ich wykorzystania. Przeciwwagę stanowią liczne, nowoczesne firmy, najczęściej prywatne. Tutaj informatyk na etacie jest rzadkością. Użytkownicy natomiast doskonale radzą sobie z podstawową obsługą sprzętu komputerowego i oprogramowania biurowego. Informatyk jest wzywany dopiero w razie potrzeby wykonania poważniejszych prac, wymagających dogłębnej znajomości tematu. Po prostu trzeba się orientować za co, komu oraz ile się płaci.

Co prawda z roku na rok edukacja informatyczna wśród użytkowników rośnie i zakładowy informatyk nie otrzymuje już polecenia od dyrektora stojącego nad nim z plikiem różnych kartek: "Niech pan to wrzuci na komputer i zobaczymy...", ale nie popadajmy w euforię. Niewyobrażalność technologii informatycznej dla wielu pracodawców powoduje, że stawiają oni na równi wymianę karty w komputerze ze zmianą struktury bazy danych. Taką też miarą oceniają wkład pracy swoich informatyków i ich merytoryczną znajomość tematyki.

Informatyk, zdając sobie sprawę z różnicy jakościowej powierzanych mu zadań, stara się urealniać czas i warunki wykonania przedsięwzięcia, przez co często naraża się co najmniej na nieprzychylność. Niestety, dla wielu użytkowników poruszających się po powierzchni zastosowań wszystko mierzone jest stopniem trudności dopasowanym do pisania tekstu w edytorze czy wprowadzania danych. Powoduje to, że ocena pracy jest niekompetentna, a doświadczonego administratora sieci komputerowej traktuje się na równi z posiadaczem komputera domowego. Należy zdać sobie sprawę z tego, że znajomość edytora czy arkusza kalkulacyjnego nie czyni jeszcze nikogo informatykiem, tak jak umiejętność robienia zastrzyków nie upoważnia do nazywania się lekarzem.

Ani zmierzyć, ani zważyć

Wkład pracy informatyka, bez względu na wykonywane zadania, jest na tyle niewymierny, że nie sposób wycenić go sprawiedliwie. O ocenie tego zawodu powinna raczej decydować wiedza, nieszablonowy sposób myślenia i umiejętność dostosowywania do nowych warunków, ze względu na szybko zmieniającą się technologię sprzętu i oprogramowania. Oczywiście, im większa interdyscyplinarność informatyka, tym lepiej dla niego samego, jak i jego pracodawców. Z drugiej zaś strony, trudno zachować uniwersalność i dbać o swój rozwój, jeśli konserwacja powierzonych systemów zajmuje gros czasu pracy, a wszystko sprowadza się do rutynowych, acz czasochłonnych działań. Można być pewnym, że po paru latach pracy przy eksploatacji tych samych systemów grozi wtórny analfabetyzm. Ratunkiem jest doszkalanie własne, często wykonywane w tajemnicy przed przełożonymi, chociażby z tego powodu, że nie jest dokładnie zgodne z profilem wykonywanych prac, a być nie może, gdyż nie poszerzałoby horyzontów.

Wielu pracodawców oferuje kursy dla swojego personelu, mniemając, iż wypełnią one luki w wiedzy. Nie zapominajmy jednak, że kurs jest jedynie przedsionkiem dla zastosowań i wiedza tam zdobyta musi być wykorzystana w praktyce, dając wymierne efekty. A właśnie próba wykonania czegoś samodzielnie jest najlepszym szkoleniem i egzaminem jednocześnie. Okazuje się wówczas, że temat kursu nie obejmował akurat takich problemów, które musimy rozwiązać, przez co jesteśmy i tak zdani na własne badania i poszukiwania.


TOP 200