Ustawa to nie wszystko

Problem w szczegółach

Wiele zależy od rozporządzeń, które stanowią delegacje do ustawy o podpisie elektronicznym. Co oczywiste, praktycznie wszystkie kluczowe kwestie techniczne zostaną uregulowane w tej formie. Rozporządzenia będą przygotowane po ostatecznym opublikowaniu ustawy (prawdopodobnie we wrześniu br.), czyli tuż przed wyborami parlamentarnymi. Opracowaniem tych przepisów zajmie się więc nowa ekipa rządowa. Trudno zatem dzisiaj wnioskować, jaki ostateczny kształt przyjmą regulacje wykonawcze.

Firmy zainteresowane wystawianiem certyfikatów obawiają się zbytniej restrykcyjności zapisów oraz stworzenia rozwiązań, które jako podstawę podejmowania decyzji o wpisie do rejestru podmiotów kwalifikowanych i akredytowanych przyjmą kryteria niewymierne i uznaniowe. W efekcie zagrożeniem byłaby sytuacja, w której, mimo wprowadzenia w ustawie swobody działalności firm wystawiających certyfikaty, rynek byłby ściśle reglamentowany. Przynajmniej w odniesieniu do tych certyfikatów, które dają pełną uniwersalność, tj. są potrzebne do poświadczania ważności podpisów w kontaktach z administracją państwową. Wystawcy obawiają się również, iż mało precyzyjne kryteria zawarte w ustawie (np. określenie "bezpieczny") mogą prowadzić do tworzenia przez administrację nieformalnych standardów, promujących rozwiązania konkretnych producentów.

Obawy te zweryfikuje funkcjonowanie rynku usług certyfikacyjnych, największą niewiadomą są bowiem zachowania przyszłych użytkowników systemu podpisu elektronicznego: do czego zechcą go stosować, jakie będą chcieli mieć certyfikaty (np. czy powszechne będzie korzystanie z większej liczby certyfikatów przez daną osobę, na co zezwala ustawa), czy cena będzie decydującym czynnikiem wyboru dostawcy, czy firmy zainteresowane prowadzeniem handlu elektronicznego będą skłonne przejąć koszty certyfikatów? Pytania można by mnożyć. Odpowiedzi natomiast próżno szukać w zagranicznych wzorcach. Na świecie działalność związana z podpisem elektronicznym jest na tyle nowa, że trudno mówić jeszcze o zauważalnych trendach.

Dla COMPUTERWORLD komentują

Elżbieta Andrukiewicz,

wiceprezes zarządu e-Telbank SA, odpowiedzialna za projekt PolCert. Ważne jest, że obecna ustawa spełnia dwa podstawowe warunki: zrównuje podpis elektroniczny z odręcznym oraz gwarantuje istnienie wolnego rynku usług certyfikacyjnych. W niektórych fragmentach widać jednak, że ustawodawca poszedł za daleko, wyprzedzając poziom rozwoju technologicznego i rynku. Ustawa wspomina o "bezpiecznych urządzeniach, służących do składania podpisu elektronicznego", których obecnie po prostu nie ma na rynku. Wydaje się, że ustawa kreuje, a nie reguluje pewną rzeczywistość. Ustawodawca nie zwrócił również uwagi na inne, obowiązujące już ustawy, np. Prawo działalności gospodarczej, wskutek czego ustawa o podpisie elektronicznym pozostaje z nimi w sprzeczności, szczególnie w kwestiach terminologii. Ustawa napisana jest językiem bardzo hermetycznym, co nie znaczy, że nie zawiera sprzeczności terminologicznych oraz definicji błędnych ze względu na konstrukcję. Trudno zrozumieć, dlaczego ustawodawca nie skorzystał z pomocy ekspertów ze środowisk zmierzających do normalizacji pojęć w zakresie usług kryptograficznych, gdzie pewne definicje zostały już dawno opracowane. Trudny do zrozumienia język na pewno utrudni społeczną percepcję i można podejrzewać, że utrudni konstrukcję aktów wykonawczych. Ustawa ma przede wszystkim regulować pewne stosunki cywilnoprawne, zasady cyfrowej komunikacji obywatela z państwem, ale z podpisu elektronicznego jako pierwsi skorzystają nie obywatele, lecz sektor bankowy i - mówiąc ogólnie - uczestnicy obrotu gospodarczego, m.in. ze względu na to, że ustawa nie ułatwia zrozumienia całego systemu umożliwiającego wykorzystanie podpisu elektronicznego.

Marek Witkowski,

dyrektor ds. przetwarzania informacji Unizeto. Rozwój rynku usług certyfikacyjnych zależy od tego, czy zostanie umożliwiony masowy dostęp do urządzeń, pozwalających na składanie podpisu elektronicznego, oraz czy producenci aplikacji umożliwią jego wykorzystanie na szeroką skalę. Z pewnością dużą rolę w rozwoju całego systemu mają do odegrania urzędy administracji państwowej. Wymóg składania dokumentów rozliczeniowych w formie elektronicznej, postawiony płatnikom przez ZUS, okazał się korzystny dla obu stron, przyspieszając rozwój technologiczny przedsiębiorstw i przyzwyczajając je do elektronicznego obrotu dokumentacją. Upowszechnienie się takiego obrotu zajmie z pewnością zapisane w ustawie 4 lata. Z drugiej strony, nie jestem przekonany, czy podpis elektroniczny szybko zacznie obowiązywać w kontaktach biznesowych.

PaweŁ Łysakowski

wiceprezes Centrum Zaufania i Certyfikacji Centrast SA. Ustawa o podpisie elektronicznym jest dość ogólna, ostateczny kształt systemu umożliwiającego wykorzystanie podpisu elektronicznego zależał będzie od treści aktów wykonawczych, leżących w gestii ministra właściwego ds. gospodarki. One będą regulować wymagania stawiane technologii, będącej podstawą infrastruktury klucza publicznego. Jest to jednak dobre rozwiązanie, ponieważ technologia szybko się zmienia, starzeje się, a użytkownicy systemu powinni móc, w majestacie prawa, korzystać z jej najnowszych osiągnięć. Myślę, że podpis najszybciej upowszechni się w obszarach, w których jest stosowany już od dawna: obrocie międzybankowym, komunikacji płatników z ZUS. Tam odpowiednia technologia znana jest już od dawna, systemy będą wymagać jedynie dostosowania do nowych przepisów. Proces upowszechniania się podpisu może zostać przyspieszony, jeśli urzędy certyfikacyjne zdecydują się na tworzenie afiliowanych platform handlu elektronicznego B2B czy zainicjowanie projektów o charakterze edukacyjnym.


TOP 200