Tsunami i hiper-rzeczywistość

Bez komputera nie jesteśmy w stanie wykonać wielu czynności, które w poprzednich pokoleniach wykonywało się bez problemów. Wystarczał do tego papier i ołówek.

Im bardziej będzie spersonalizowany interfejs naszego komputera, w tym większym stopniu odczuwać będziemy nasze uzależnienie. Komputer będzie nas wtedy uczył więcej niż my jego. Może to być przewrót w leczeniu chorób psychicznych - np. wyobraźmy sobie interfejs dla rozszczepionej jaźni schizofrenika...

Pewne rzeczy już wypraktykowano, m.in. na szczurach. To wszędobylskie zwierzę jest zaprogramowane genetycznie na przebywanie w ciemności. Jeśli więc w jasności jest wzmacniane pozytywnie (dostaje jedzenie), to wychodzi z mroków. Myślę, że jest to niezły sposób na politykę edukacyjną - walkę z ciemnotą. Jak nigdy potrzebna jest nam bowiem wiedza, a ta to chaos z lepszym oświetleniem. Ale nie tracą przy tym na aktualności słowa Solomona Shorta - "Jestem za tym, aby nie pozwalać głupcom dzierżyć niebezpiecznych narzędzi: zacząłbym od komputerów z edytorami tekstów". Bo inaczej ewolucja nasza sięgnie DNA.

Jesteśmy niewolnikami dawno już zdezaktualizowanych mitów tworzonych na potrzeby opisu tej maszyny, których pełno w Internecie. Do ich zdekonstruowania może się przydać wiedza z zakresu gender studies. Spotkałem się bowiem z zaskakującą hipotezą, że użytkownicy przypisują komputerom tożsamość płciową: mężczyźni je feminizują, kobiety zaś maskulinizują. Nie wiem, jak to wygląda z perspektywy kobiet. Z męskiej - komputer to maszyna, która nie robi niczego konstruktywnego bez użytkownika, im bardziej się w nią zagłębiasz, tym bardziej jest skomplikowana, bywa nielogiczna, nagle bez powodu przestaje reagować na komendy, z małego błędu w programie robi wielkie halo, lubi szybkie linki, trzymając za myszkę, możesz zrobić z nią, co zechcesz; gdy patrzysz w ekran monitora, to nie wiesz, co się za nim kryje, wysyła mnóstwo sprzecznych komunikatów, obudowa wcale nie świadczy o tym, co siedzi w środku, w dodatku, jeśli jest używana przez wielu użytkowników, to rośnie ryzyko zawirusowania dysku. Wiem, że na takie myślenie może się zdobyć tylko męska szowinistyczna świnia, więc składam tu samokrytykę. Relacje ludzi z komputerami nie są niestety wolne od seksizmu i kultu macho. Mężczyzna na każdym kroku podkreśla, że to on jest content provider.

Ciągle poruszamy się tu w kręgu niezweryfikowanych hipotez i mitów. Już najwyższy czas, żeby zafundować sobie poważną dyscyplinę naukową lub subdyscyplinę w ramach socjologii, która jest mi najbliższa. Czas ogłosić nowy przełom - socjotechnologię: badanie relacji ludzi z maszynami, a w perspektywie między maszynami, z czym lepiej zdążyć, zanim te zaczną się organizować w komitety.

Nauki społeczne, co oczywiste, zajmowały się społeczeństwem z różnych perspektyw: kulturowej, ekonomicznej, politycznej, komunikacyjnej, religijnej itp. Edward Osborne Wilson ze swoją socjobiologią (nauka o przedkulturowych, zwierzęcych pierwiastkach naszych zachowań) dokonał przełomu: wszedł z nią w sferę nauk przyrodniczych, choć mu się to nie całkiem udało, bo nie został zaakceptowany ani przez socjologów, ani biologów. Charles Percy Snow wyjaśniał w swej znanej książce Dwie kultury, że jedni i drudzy nie rozumieli się, bo mówili różnymi językami, nie mieli wspólnego kodu. Czas więc już stworzyć poważną dyscyplinę, aby mówić o relacjach między ludźmi i komputerami nowym językiem.


TOP 200