Technologia człowiek i religia

W przypadku drugiego podejścia chodzi o to, by wydobywać z nas jak najwięcej, zwłaszcza z ludzi wykształconych - elit. Wiele ma tu do powiedzenia psychologia, techniki wywierania wpływu społecznego, treningi osobowości itp. Chce się jeszcze ciągle wspomagać człowieka przez odpowiednie programowanie. Ludzie byli programowani lub się sami programowali zawsze, choć problem ten był ukryty pod innymi hasłami, takimi jak wychowanie, socjalizacja, akulturacja, religia czy propaganda. Każda epoka programowała po swojemu i zgodnie ze swoim duchem czasu (Zeitgeistem).

Od 300 lat dominującą tendencją było zaprogramowanie na racjonalizm i to być może było summa summarum najlepsze zaprogramowanie w historii. W wieku późnokapitalistycznego racjonalizmu trzeba ludzi programować i przeprogramowywać szybko, albo dawać im narzędzia do samooprogramowania, bo takie jest wyzwanie ery szybkości i gwałtownych zmian wymagających adaptacji do różnych ról. Nie można pozwolić na to, żeby człowiek był jednorazowo zaprogramowany przez swą kulturę, bo wówczas jest po prostu nieelastyczny. Programowanie ma podsuwać wartości, które leczą z "dżihadu", chronią przed etnocentryzmami i nietolerancją, są przydatne w procesie adaptacji do rynku i społeczeństwa otwartego. W takim programowaniu widzi się walory terapeutyczne, bo ma ono uczyć otwartości, życia bez blokad; rozbudzać potrzebę osiągnięć, patrzenia w przyszłość bez nieustannego nurzania się w swą przeszłość, by dociekać, co nas do obecnego momentu przywiodło. Chodzi o to, żeby takie przeprogramowanie szybko zadziałało, żeby mogło wpłynąć na konsumenta (kreowanie nowych potrzeb), wyborcę, menedżera czy załogę (kultura firmy).

Jeśli to nie wystarczy, to zawsze można sięgnąć po antropotechnologie, jak je nazywa niemiecki filozof, Peter Sloterdijk - psychofarmakologię, leki prokognitywne. Tak jak sportowców nic nie powstrzyma przed zażywaniem różnych specyfików dla podniesienia wydolności organizmu i osiągnięcia sukcesu, tak i inni ludzie nie obronią się przed pokusą używania psychofarmakologii, aby osiągnąć jak najlepszą pozycję na skali, którą wszyscy jesteśmy dziś mierzeni.

Tymczasem należałoby tu wspomnieć jeszcze o wspomaganiu genetycznym. Wielu rzeczy należy się spodziewać w tej dziedzinie, gdy uzyskamy wiedzę o budowie ludzkich genów, co w sposób zasadniczy wpłynie na możliwość kształtowania człowieka. Jeśli wiedza musi się podwajać szybko, bo taki jest imperatyw rynku, to znaczy trzeba produkować geniuszy; geniusze będą produkować coraz inteligentniejsze komputery, które będą wypychać człowieka w coraz wyższe rewiry intelektu.

Nie rozwijam tu już tematu bioelektronicznej hybrydyzacji człowieka symbiotycznego, bo to by mnie zawiodło na grząski teren trans- czy posthumanizmu, który jest na razie domeną spekulacji.

Kultura i antyciała

Z jednej strony obserwujemy rosnące zróżnicowanie świata możliwe dzięki mnogości kodów kulturowych i różnorodności doświadczeń narodów i jednostek oraz dzięki bogactwu lokalnej wiedzy, za pomocą której ludy adaptowały się do zmieniających się warunków i zwiększały swe szanse przetrwania. Mamy zatem w świecie nieśmiertelną bujność życia torującą drogę płodnej myśli, by przywołać stwierdzenie Stanisława Ossowskiego. Z drugiej strony, napiera logika cywilizacji numerycznej, która nie chce różnorodności (a jeśli nawet, to traktuje ją tylko jako ozdobnik), która chce wszystko policzyć, zewidencjonować, zglobalizować i zalgorytmizować, każdą prawdę i wartość zamienić na informacje wedle binarnego kodu, bo to, co niepoliczone i niezewidencjonowane, nie istnieje, a przynajmniej nie istnieje na rynku.

Ta cywilizacja chce każde działanie rutynowe i algorytmiczne zautomatyzować w imię racjonalności i skuteczności, a tam, gdzie brakuje już zasobów natury - zastąpić je artefaktami, sztucznością. Ci, którzy pragną wierzyć w wolność niepoddającą się niszczącym ją kompromisom, obawiają się, że cała cywilizacja zachodnia znalazła się na drodze do Singapuru, gdzie informatyzacja doskonale wkomponowała się w społeczność potrzebującą nie tyle indywidualnej wolności, co zbiorowego algorytmu.

Pojawienie się przełomowej technologii na ogół wyzwala na początku skrajne emocje. Było tak w przypadku większości wynalazków epoki przemysłowej. Po jakimś czasie jednak okazuje się, że siła inercji jest większa, niż się początkowo wydawało. Dotyczy to nie tylko wynalazków, lecz także idei. Rewolucjoniści zawsze święcie wierzyli, że odmieniają świat, że radykalnie zrywają z przeszłością. Jeśli wygrywali, często sami padali ofiarą swojego zwycięstwa: rewolucja zjadała swe dzieci. W następnym pokoleniu natomiast na ogół wytracał się impet rewolucyjny, a stara kultura odżywała jak przydeptana trawa. Było tak w przypadku restauracji wielu instytucji feudalizmu w porewolucyjnej Francji, podobnie jak w przypadku powrotu samodzierżawia w bolszewickiej Rosji.

Im dalej będziemy brnąć w społeczeństwo informacyjne, tym bardziej będziemy się przekonywać, że nie burzy ono logiki tej cywilizacji, że jest ono zgodne z duchem rozwoju kultury zachodniej. Są bowiem granice radykalnej zmiany, choć trudno ich dociekać, coraz mniej bowiem wiadomo, czym jest natura ludzka. Można na poziomie potocznej empirii orzekać, że nie jest ona nieograniczenie plastyczna, ale też nie jest niezmienna (bo nie byłoby rozwoju człowieka).

Natura człowieka zakorzeniona jest oczywiście głęboko w jego biologii. Ale nie jest to twardy determinizm; człowiek także sam się stwarza przez swoją kulturę. To są dwie strony naszej tożsamości. Mamy do rozporządzenia pewną pulę zdolności czerpanych z genów, ale te zdolności mogą się rozwinąć tylko dzięki kulturze. Bez niej w świecie ludzkim geny praktycznie nic nie znaczą.


TOP 200