Symboliczne piractwo

Prawa autorskie nie obowiązują tak jak inne prawa własności. Odczuwają to dzisiaj dotkliwie muzycy rockowi. W supermarketach masowo pojawiają się tanie płyty z reedycjami starych przebojów. Ich twórcy nie mają jednak z tego tytułu żadnego pożytku, bo wygasły już prawa autorskie, które w tym przypadku były uznawane tylko przez 25 lat. Nikt z kupujących te płyty nie ma poczucia kradzieży czyjejkolwiek własności, chociaż muzycy są tym faktem co najmniej rozgoryczeni.

Co sprzyja pobłażliwemu traktowaniu piractwa komputerowego? Trudno dostrzec, by spotykało się ono z jednoznacznym potępieniem społecznym.

Oprogramowanie traktowane jest jak inny rodzaj twórczości intelektualnej. Jego użytkownicy oczekują więc, że będą mieli takie same możliwości korzystania z niego, jak w przypadku innych wytworów ludzkiego umysłu. Piractwo rozwija się m.in. dlatego że nie ma systemu legalnego, bezpłatnego, powszechnego dostępu do programów, takiego jak w przypadku książek w bibliotekach.

Wydawcy baz danych czy producenci oprogramowania żądają od bibliotek opłat licencyjnych.

Problem polega na tym, że są podejmowane próby zastosowania starych, wypracowanych w obszarze wydawnictw drukowanych mechanizmów do całkiem innych produktów. Obowiązujące obecnie prawo autorskie jest już anachroniczne w odniesieniu do sfery cyfrowej. Trzeba myśleć o stworzeniu nowych zasad. Jednym z możliwych rozwiązań może być udostępnianie wersji shareware'owych. Część opłat za oprogramowanie mogłaby być pobierana w cenie sprzętu czy w ramach usług, tak jak w przypadku telefonii komórkowej.

Należałoby się zastanowić, czy kopiowanie programów komputerowych służy tylko użytkownikowi czy też szeroko rozumianej informatyzacji społeczeństwa - tak jak upowszechnianie książek przyczynia się do podwyższania poziomu edukacji? Może ułat- wia rozwój kultury informatycznej? Jeżeli musiałbym płacić np. za każde przeszukanie Internetu, to moje korzystanie z niego gwałtownie by spadło. Jeżeli nie stać mnie na zakup książek, mogę pójść do czytelni. Nie jestem pozbawiony dostępu do informacji. Trudno dla oprogramowania robić wyjątek. Musi się pojawić inna koncepcja praw autorskich czy praw włas-ności intelektualnej w przemyśle komputerowym.

Współczesne technologie umożliwiają łatwe kopiowanie nie tylko wytworów intelektualnych, ale również produktów przemysłowych. Dysponując odpowiednimi maszynami, można wszędzie wyprodukować dowolny rodzaj dżinsów. Mówi się, że niebawem największym kapitałem będzie kapitał symboliczny - najwięcej będzie można zarobić na handlu markami. W jaki sposób zmieni to nasze zapatrywania na kwestie prawa autorskiego?

Firmy, które zechcą coś wyprodukować i sprzedać z zyskiem, będą musiały kupować sobie udziały w rynku - właśnie poprzez nabycie prawa do używania danego znaku. Zadaniem właścicieli tych znaków będzie dopilnowanie, aby ich udział w rynku nie zmalał. W związku z tym pojawia się interesujący problem: czy piractwo jest rzeczywiście wbrew interesom firmy dysponującej daną marką? Przecież jej udział symboliczny w rynku w ten sposób nie maleje, wręcz przeciwnie, umacnia się.

Piractwo powoduje natomiast zablokowanie konkurencji małych, innowacyjnych przedsiębiorstw. Co się stało np. z polskimi, całkiem dobrymi edytorami tekstów, jak Tag czy QR Tekst? Dzięki możliwości kopiowania oprogramowanie dużych, popularnych firm jest tak łatwo i powszechnie dostępne, że nie szuka się alternatywnych rozwiązań. Czy dzisiaj Microsoft miałby tak wysoką pozycję na rynku, gdyby wszyscy używali tylko płatnych wersji jego oprogramowania? Zainteresowanie społeczne, które towarzyszy firmie, przekłada się na jej akcje na giełdzie.

Nie wiadomo, na ile rozwiązania prawa autorskiego, wypracowane na gruncie cywilizacji przemysłowej i w obszarze cywilizacji druku, będą miały rację bytu w społeczeństwie informacyjnym, w dobie mediów elektronicznych. Nie pozostaje nam nic innego, jak szukać nowych pomysłów.


TOP 200