Straszenie datą

Wiadomo że problem roku 2000 będzie w Polsce znacznie mniej odczuwalny niż w rozwiniętych krajach zachodniej Europy i Stanach Zjednoczonych. Nasze przedsiębiorstwa i instytucje są bowiem mniej zależne od systemów informatycznych. Co więcej, mało jest u nas najniebezpieczniejszych, bo najstarszych, aplikacji (świadczy o tym chociażby liczba użytkowanych komputerów mainframe, których mamy zaledwie sto kilkadziesiąt). Nie oznacza to jednak, że będziemy wolni od skutków nadejścia roku 2000. Rządowe Centrum Studiów Strategicznych prowadzi prace związane z problemem roku 2000. Małgorzata Szyszło, dyrektor Biura Komunikacji Społecznej i Informacji RCSS, która podała tę informację, odmówiła jednak przedstawienia szczegółów. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, które jest ustawowo zobowiązane do koordynowania przedsięwzięć informatycznych w obrębie całej administracji rządowej, dopiero od niedawna zaczęto prowadzić prace studialne związane z problemem roku 2000. "Realizację programu działania możemy rozpocząć dopiero w połowie przyszłego roku. Może jednak zabraknąć na to środków - bowiem takowe uda się zarezerwować dopiero w budżecie na rok 1999" - mówi Andrzej Pawlak, wicedyrektor Departamentu Informatyki i Telekomunikacji w MSWiA. Wówczas jednak może się okazać, że zostało zbyt mało czasu. W ministerstwach prowadzone są pewne prace związane z rokiem 2000, choć z różną intensywnością.

Wszyscy polscy przedstawiciele największych firm informatycznych są zgodni, że w naszym kraju poziom świadomości wagi problemu jest wciąż mały. Rok 2000 pozostaje tematem marginalnym dla Stowarzyszenia Księgowych w Polsce - organizacji, która zrzesza osoby wydawałoby się jak najbardziej zainteresowane tym zagadnieniem. Mimo prowadzonej przez producentów polityki informacyjnej, zapytania ze strony klientów dotyczące problemu roku 2000 są wciąż sporadyczne. Informatycy wprawdzie przyznają, że problem roku 2000 istnieje, duża część z nich nawet wie, gdzie - "U sąsiadów, ale na pewno nie u mnie..."

Konsultanci zajmujący się problemem roku 2000 są zgodni, że informatyków można podzielić na dwie grupy - "Jedni nie zaczęli jeszcze niczego robić i nie przejmują się problemem, drudzy zaś rozpoczęli prace i są coraz bardziej przerażeni".

Walka z żywiołem

Według przewidywań firm analitycznych, usunięcie przyczyn problemu roku 2000 w skali globalnej może kosztować od 300 do 400 mld USD. Kilkakrotnie większa może być wartość pozwów sądowych związanych z nie zrealizowanymi przez firmy zamówieniami na skutek awarii systemów informatycznych. Capers Jones, uznawany za czołowego eksperta ds. problemu roku 2000, uznaje, że na skutek błędnego działania systemów informatycznych zbankrutuje co najmniej 5% firm. Natomiast analitycy Gartner Group przewidują, że prowadzenie prac związanych z zabezpieczeniem systemów przed nadejściem roku 2000 może pochłonąć ponad 20% budżetów działów informatyki w firmach. Wymagać to będzie czasem odłożenia realizacji innych projektów. Zaś połowa firm nie zdąży zakończyć konwersji wykorzystywanego oprogramowania. Nie dotyczy to największych korporacji, które już od dłuższego czasu starają się zabezpieczyć przed negatywnymi skutkami końca tysiąclecia. W Merrill Lynch, jednej z największych na świecie korporacji brokerskich, nad tym zagadnieniem na trzy zmiany pracuje 80-osobowy zespół wspomagany przez zewnętrznych konsultantów. Przedstawiciele firmy przyznają, że budżet projektu wartości 200 mln USD trudno traktować jak inwestycję - z założenia nie przyniesie ona bowiem żadnych zysków. Podobnie dzieje się w bankach, instytucjach rządowych, fabrykach, firmach.

Producenci sprzętu i oprogramowania angażują się w zmagania z rokiem 2000. Coraz większa liczba produktów, np. systemów bazodanowych, określana jest jako zgodna z rokiem 2000 (Y2K Compliant). Zawsze jednak warto ustalić, co dokładnie jest objęte tą certyfikacją i w jaki sposób dany producent ją definiuje. Nierzadko producenci otwarcie przyznają, że konkretny program czy system nie będzie zgodny z rokiem 2000 i trzeba go zastąpić nowszym. Przykładowo Cisco nie ukrywa, że w ogóle nie zamierza sprawdzać, czy dany wyrób jest zgodny z rokiem 2000, jeśli nie znajduje się on obecnie w ofercie handlowej firmy.


TOP 200