Społeczeństwo informacyjne - koniec historii?

Może to być moment, wskazany przez A, gdy większa część dochodu narodowego pochodzi z przetwarzania informacji. To jest rozsądne, choćby dlatego że pozwala prognozować wzrost eksportu czy spadek bezrobocia jako trendy mające przyczynę w wyższym stopniu informacyjności. Trafnie powiada A, że państwo osiąga poziom cywilizacji informacyjnej dzięki firmom, których domeną działalności jest praca intelektualna. Ale trzeba dodać, że także dzięki rozumnemu systemowi prawa. Prawo powinno, zgodnie ze stanowiskiem B (którego antyetatyzm zasługuje na aplauz), zapewniać maksymalny rozwój przedsiębiorczości indywidualnej. O tyle jednak niezbędne jest państwo, że tylko ono jest w stanie stworzyć prawo odbierające mu dominację nad przemysłem informatycznym; nie musi być pustą ideologią (jak wywodzi B), gdy sprawę SIn politycy postawią w centrum zainteresowań państwa (rzecz w tym, by nie postawili jej na głowie).

Tak więc nie ma ostrego podziału na społeczeństwa informacyjne i pozostałe, jest natomiast stopniowalna cecha bycia społeczeństwem BARDZIEJ INFORMACYJNYM od innych. Gdy w społeczeństwie fenickim wynaleziono i upowszechniono pismo, stało się ono bardziej informacyjne niż sąsiedzi. To samo powiemy o skutkach wynalezienia cyfr arabskich, druku, notacji binarnej, alfabetu Morse'a itd.

Istotne jest to: czy gatunek ludzki rozwija się w kierunku społeczeństw coraz bardziej informacyjnych, czy w przeciwnym, czy też stoi pod tym względem w miejscu? Na to wszyscy dyskutanci odpowiadają z mocą jednakowo:

"Na naszym globie społeczeństwa są coraz bardziej informacyjne". Nie ma więc różnicy stanowisk! Ale... może ona się pojawić przy następnym pytaniu.

Czy przymiotnik "informacyjny" ma stopień najwyższy?

Jest to pytanie równoważne kwestii zawartej w tytule: Czy społeczeństwo informacyjne ma stanowić ostateczny etap w dziejach cywilizacji?

Inspirację do tych rozważań przynosi tekst B, a to przy sposobności argumentacji, że społeczeństwo informacyjne nie zaistniało na tym świecie. Jego argument dobrze się mieści w proponowanym wyżej wzorcu myślenia za pomocą pojęć porządkowych. Jeśli B zgodzi się na poprawkę logiczną, by poniechać tu pojęć klasyfikacyjnych, to jego różnica w stosunku do stanowiska A polega na tym, że w innym miejscu proponuje on umieścić punkt krytyczny, oddzielający erę przemysłową od informatycznej. Stawia on tezę następującą:

"Prawdziwe zakończenie ery przemysłowej nastąpi dopiero wówczas, gdy rozwój sztucznej inteligencji i nanotechnologii doprowadzi do opracowania metod samoreplikacji i samodzielnej reprodukcji dóbr materialnych. Tego typu technologie umożliwiłyby m.in. podbój przestrzeni kosmicznej i na zawsze uwolniły człowieka od troski o zasoby energetyczne i materialne".

Oczywiście, można i w tym miejscu postawić cezurę. Poprawne są oba przejścia, zarówno to proponowane przez A (SIn polega na dominującej roli informatyki w wytwarzaniu dochodu narodowego), jak i przez B (SIn polegałoby na całkowitym zastąpieniu technik przemysłowych technikami informatycznymi). Spierać się, której fazie przysługuje termin "społeczeństwo informacyjne" byłoby jałowym sporem werbalnym; takie rzeczy ustala się przez umowę definicyjną.

Nie jest natomiast kwestią werbalną, lecz merytoryczną, czy daną fazę uzna się za ostateczną. Parafrazując rzecz w języku gramatyki, można zapytać: Czy przymiotnik "informacyjny" ma w tym kontekście stopień najwyższy? W tej sprawie nie wypowiada się wprost żaden z dyskutantów, lecz gdy wsłuchać się w tonację cytowanej przed chwilą wypowiedzi B, zdaje się z niej przemawiać wizja przyszłego dojścia do szczytu dziejów cywilizacji.

Jeśli autor to potwierdzi, wystąpię przeciw niemu w szranki. Będę bronił wizji dziejów z następstwem epok coraz wyżej zaawansowanych technicznie i tak jakościowo różnych od siebie jak, powiedzmy, ery paleolitu i lotów kosmicznych. Odważę się wystąpić z hipotezą filozoficzną, że ciąg ten jest potencjalnie nie skończony. Takie proroctwo będzie mieć przeciw sobie proroków Starego Testamentu z ich wizją mesjańskiego kresu dziejów, która to wizja (jak mówi Mickiewiczowa Oda) "ludzkości całe ogromy przenika z końca do końca". Mając tak godnego przeciwnika, warto się mierzyć z tymi ogromami.

Witold Marciszewski jest profesorem zwyczajnym, kierownikiem Katedry Logiki, Informatyki i Filozofii Nauki na Uniwersytecie w Białymstoku, prezesem Fundacji Informatyki, Logiki i Matematyki, członkiem Leibniz Gesellschaft.


TOP 200